Prokuratura badała czy była przesłanka do zatrzymania sprawcy wypadku bezpośrednio po zdarzeniu. Badano też ewentualne powiązania rodzinne osób, które podczas wypadku znajdowały się w bmw i wszystkich policjantów, którzy prowadzili czynności w tej sprawie.
- Sebastiana M. nie zatrzymano, ponieważ nie było świadków, którzy widzieli moment zderzenia. Świadkowie mówili o aucie, które jechało bardzo szybko i o samochodzie, który płonie. Tego dnia zatrzymano Sebastianowi M. prawo jazdy i dowód rejestracyjny – powiedział TVN 24 prokurator Piotr Antoni Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Dodał, że dowód na podstawie którego Sebastiana M. można było zatrzymać, pojawił się dopiero po 20 dniach od zdarzenia, kiedy pojawiła się opinia biegłego. Dopiero wówczas pojawiły się podstawy do zatrzymania Sebastiana M., którego jednak wtedy nie było w kraju. Wyjechał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie przebywa do dziś. Trwają rozmowy o jego ekstradycji.
Decyzja prokuratury jest nieprawomocna. Rodzina ofiar wypadku może się od niej odwołać.
Przypomnijmy, 32-letni Sebastian M. jest podejrzany o spowodowanie 16 września tragicznego wypadku na A1 w Sierosławiu w powiecie piotrkowskim. W pożarze auta marki KIA zginęli rodzice oraz ich 5-letni syn. Według zgromadzonych dowodów, podejrzany kierował bmw, które poruszało się z prędkością ponad 300 km/h.
O sprawie pisaliśmy wielokrotnie: