O nich się mówi(ło)

Tydzień Trybunalski Środa, 01 czerwca 20111
Przez lata byli na “pierwszej linii frontu”. Spotkania, decyzje, wywiady. Dziś zajmują się innymi rzeczami, traktując Piotrków przede wszystkim jako miejsce zamieszkania.
O nich się mówi(ło)

Co robią ludzie z pierwszych stron nie tylko lokalnych gazet sprzed kilku czy kilkunastu lat i jak wspominają czas, gdy o nich się mówiło…

Waldemar Matusewicz. W latach 1993 - 1997 był wicewojewodą piotrkowskim. Od 1999 do 2001 pełnił funkcję marszałka województwa łódzkiego. W 2002 roku został wybrany na prezydenta Piotrkowa, funkcję tę pełnił do 2006 roku.
W maju 2004 zatrzymany przez funkcjonariuszy ABW. Przedstawiono mu zarzut przyjęcia korzyści majątkowej, następnie został tymczasowo aresztowany. Areszt opuścił w marcu 2005. Przez kilka miesięcy był pierwszym w kraju prezydentem miasta rządzącym “zza krat”. W wyniku procesu karnego prawomocnym wyrokiem został skazany na karę 3,5 roku pozbawienia wolności. W sierpniu 2008 został przedterminowo zwolniony z odbywania reszty kary.

Praca w administracji rządowej i samorządowej
- Sam na sobie próbowałem obserwować, jak zachowuję się po odejściu z pierwszej ważnej funkcji – wicewojewody piotrkowskiego. I ze zdziwieniem stwierdziłem, że było to normalne. Tu byłem chyba jakąś ważną osobą w administracji rządowej i z dnia na dzień stałem się zwykłym, normalnym człowiekiem. Wróciłem do Elektrowni Bełchatów i pracowałem na średnim szczeblu kierowniczym - opowiada.
- Nie ukrywam, że najbardziej żałowałem urzędu marszałka województwa łódzkiego, bo stamtąd odszedłem w atmosferze konfliktu i awantury. Wydawało mi się, że to ja miałem rację, a mnie zmuszono do odejścia. Ale powtórzyło się to moje myślenie. Na urzędzie bywa się, a człowiekiem jest się na co dzień. W związku z tym wróciłem do normalnego życia. Oczywiście całkiem inne było odejście z urzędu prezydenta miasta Piotrkowa. Chociaż gdyby na to spojrzeć od strony formalnej, po prostu zakończyłem swoją kadencję, zdałem urząd, przekazałem mojemu następcy i tyle. Natomiast wiadomo, że odbyło się to w atmosferze bardzo nieciekawej.
Więzienie


- Żona żartowała, że zachowywałem się tak, jak ona przed pierwszym porodem: uszykowałem sobie torbę, ubrania, książki, dokumenty, które ze sobą miałem zabrać. Dla mnie ważne było to, że wiedziałem, na jaki okres mniej więcej wówczas się wybieram, w związku z tym przygotowałem sobie mnóstwo zajęć na ten czas. Naprawdę miałem mnóstwo roboty. Mało kto chce w to wierzyć, zajęcia od rana do późnego wieczora. I ten czas dla późniejszego, czyli obecnego życia dobrze wykorzystałem – opowiada Matusewicz.


- To, co miałem autentycznie wyrwane z życia przy kompletnym zaskoczeniu, to oczywiście był fakt mojego aresztowania, gdy nad ranem przyszli grzeczni panowie. Wtedy przez około 2 - 3 miesiące prawie dosłownie chodziłem po ścianach i sufitach. Nie mogłem sobie wytłumaczyć tego, co się stało. Szczerze mówiąc, dopiero moi obrońcy mi pomogli. To, co mi powiedzieli, nie da się zacytować do wiadomości publicznej, ale ja wtedy uspokoiłem się o tyle, że wpadłem w pewną machinę polityczno-biurokratyczną i zacząłem wówczas inaczej myśleć, szykując się do długofalowej walki. Trochę mi to się w życiu sprawdziło, choć wtedy byłem w dużej depresji. Wiedziałem, że na krótką metę muszę przegrać przy tym, co się wokół mnie działo, jaka była presja polityczna, jakie robiono wokół mnie świństwa.


Dwa tygodnie po moim zatrzymaniu ważni funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości dotarli do mnie - człowieka będącego w areszcie - i powiedzieli, że jestem szykowany jako kozioł ofiarny. To ja miałem być pokazany jako całe zło. Po części im się to udało.
Było zapotrzebowanie na to, aby kilku facetów, najlepiej z SLD, wsadzić. A do tego doszło w Łodzi do wojny wewnętrznej, którą wywołałem. Pokazałem, że w partii są złodzieje. Tym bardziej trzeba mnie było wykończyć i zniszczyć. Byłem drobnym żuczkiem, ale na poziomie województwa łódzkiego to i tak było wydarzenie.


Szykowałem sobie podwaliny pod to, żeby tak naprawdę w sumie wygrać. Pierwszy etap batalii z wymiarem sprawiedliwości przegrałem, natomiast drugi wygrałem z mocnym uderzeniem pięścią w stół. Przecież Sąd Okręgowy w Łodzi uniewinnił mnie od bardzo poważnych zarzutów, a w styczniu tego roku Sąd Apelacyjny potwierdził ten wyrok. Sądy w uzasadnieniach, szczerze mówiąc, napisały mi laurkę. Te dokumenty, które otrzymałem z tych sądów, dla mnie są potwierdzeniem tego, że wówczas, gdy byłem marszałkiem województwa, dobrze robiłem i to nie była moja porażka. Szkoda tylko, że po tylu latach i w takich warunkach uzyskałem to potwierdzenie.

 

Po wyjściu na wolność
- Wiedziałem jedno, że muszę wykorzystać tę moją wiedzę, którą dotychczas posiadłem. Do tego przygotowywałem się na Wroniej. Z wykształcenia jestem energetykiem, ponad 15 lat przepracowałem w Elektrowni Bełchatów. Najważniejsze, że miałem tam kontakt z wieloma bardzo mądrymi ludźmi i nowoczesną techniką. Wiedziałem i wiem, co to jest nowoczesność w energetyce. Dokładnie też wiem, jak funkcjonuje administracja: rządowa i samorządowa. Gdy przygotowywałem się do dalszej części mojego życia, wiedziałem, że muszę wykorzystać te dwa elementy. Powróciłem do normalnego życia ze swoim planem i ten plan po prostu realizuję. Zajmuję się małą energetyką, nowej Elektrowni Bełchatów albo elektrowni atomowej budować nie będę. Próbowałem odnaleźć się w tej małej energetyce i wydaje mi się, że na razie mi się to udaje. Myślę, że za jakiś czas będzie możliwość pochwalenia się kilkoma bardzo konkretnymi i wymiernymi rzeczami.

 

Polityka
- Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po wyjściu z więzienia, to było wsparcie dla Stowarzyszenia Piotrków XXI. Próbuję te działania polityczne podejmować, nie w celu obejmowania stanowisk. W żartach mówię, że z polityką jestem od 1973, gdy zacząłem czytać bardzo nowoczesny na ówczesne czasy tygodnik “Polityka”. I jestem z nią do dzisiaj. Tego się nie da z człowieka wyrzucić. Interesuję się tym, co się dzieje w mieście czy regionie, bo w kraju już nie muszę, wszystkie media zarzucają mnie informacjami – mówi Matusewicz. - Często mam dosyć jasne poglądy na temat tego, co się tutaj dzieje. Niekiedy je artykułuję. Pozwalam sobie na to wówczas, gdy uważam, że dzieje się coś niebezpiecznego dla Piotrkowa. Jeśli ktoś zamierza wydać 270 mln na oczyszczalnie ścieków, to staram się głośno mówić i namawiać innych do głośnego krzyku: Nie idźcie tą drogą. Ta droga doprowadzi do tego, że miasto Piotrków nie będzie mieć pieniędzy na inwestycje. Już ich nie ma. Widać było, gdy prezydent Chojniak zaprezentował swoje priorytety na kolejną kadencję. Nie ma żadnych. Po prostu zaprezentował te, które ma obowiązek realizować zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym. Co gorsza, taka nie do końca przemyślana i prowadzona w niezbyt gospodarny sposób inwestycja może spowodować potężne problemy miasta na kolejne kilkanaście lat. Tego już się nie da naprawić. Staram się wtedy być osobą publiczną.


Niektóre partie zapraszają mnie na spotkania, a nawet zachęcają do kandydowania do Sejmu. Traktuję to jednak jako pomyłkę. Prawdopodobnie po wakacjach uruchomię swoją stronę internetową. Będę się tam wypowiadał, będę próbował namówić piotrkowian, aby rozmawiać o prawdziwych problemach, którymi ludzie żyją i chcieliby, aby ktoś się nimi zajął. Po to władzę wybierają. Natomiast mam wrażenie i przekonanie, że władza żyje swoimi problemami.

 

Atak
- Przystępuję do ataku. Nie pozwolę siebie zostawić w takiej sytuacji, w jakiej mnie zostawiono – obiecuje Matusewicz. - Po 10 latach od poważnych sędziów z Sądu Apelacyjnego w Łodzi dowiedziałem się, że dobrze robiłem, moje zachowanie było prawidłowe, a ci, którzy są przestępcami, zostali skazani ten na 3, ten na 4, tamten na ileś lat. I co, już? Nie, tak łatwo ze mną nie będzie. Będę się odgryzał.
Tej machinie biurokratycznej łatwo jest zniszczyć człowieka. Ten “Proces” Kafki nieprzypadkowo nosiłem. Czułem się jak ten Józef K.

 

Będę walczył o dalsze decyzje wymiaru sprawiedliwości. To uniewinnienie to nie wszystko. Jeśli będę występował o odszkodowanie, to bardzo duże i zastanawiam się, jaka fundacja na tym skorzysta. Mam żal do siebie, że nie zauważyłem tego, co wokół mojej osoby się dzieje. I dałem się wmanewrować na taką ścieżkę, z której teraz powoli chyba jednak wychodzę.


Bogdan Bujak. Poseł SLD trzech kadencji (1993 - 1997, 1997 - 2001, 2001 - 2005). W ostatniej swojej kadencji był przewodniczącym Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz członkiem Komisji Śledczej ds. PKN Orlen.

 

Bycie posłem
- To był bardzo długi okres. Na pewno fajna przygoda, ale też i spora odpowiedzialność. Ja akurat działałem w segmencie służb mundurowych: policji, straży pożarnej, straży granicznej. Myślę, że też pewna specyfika tych służb spowodowała, że było to ciekawe zajęcie. Dziś jestem członkiem Komisji Bezpieczeństwa przy rezydencie miasta –opowiada Bujak.


- W Sejmie poznałem wielu fantastycznych ludzi, pozostały pewne przyjaźnie.
Specjalnie nie bawiłem się w PR-owską działalność, bardziej wolałem tą która jest namacalna. Dlatego do dzisiaj mam pewne przyjaźnie z ludźmi, z którymi brałem udział w pewnych przedsięwzięciach dla miasta.
Mam satysfakcję, że współpraca z każdym z prezydentów miasta, bez względu na opcję, układała się pozytywnie. Szereg inwestycji i projektów udało się dla miasta wypromować. I one są do dzisiaj.


W układzie, kiedy SLD sprawowało władzę, mieliśmy ok. 160 posłów. Nie każdy mógł być w rządzie. Cały czas byłem w zespole, ale byłem też przewodniczącym Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, co też daje satysfakcję, że kierowało się pewnym zespołem ludzi, którzy tworzyli prawo. Trzeba było też umieć współpracować z opozycją i był to dobry czas, gdy można było z nią znaleźć wspólny język.

 

Komisje sejmowe
- Podchodzę do nich z pewnym dystansem – mówi Bujak. - Te wszystkie komisje, które działały, nie do końca wszystko wyjaśniły. Robienie wielkiego szumu wokół komisji sejmowych powoduje, że one stają się niewiarygodne w sensie odbioru społecznego.
One jakby równolegle funkcjonowały z prokuratorem. To dla mnie jest nie do przyjęcia. Bo są pewne służby czy instytucje, którą muszą funkcjonować.
Taka komisja wtedy jest potrzebna, aby ocenić politycznie pewne wydarzenia, a nie, gdy prokuratura nie skończyła dochodzenia, a komisja już zaczyna funkcjonować. Często takie informacje wychodziły z komisji, zanim prokuratura się tym zajęła. Nie do końca w moim odczuciu spełniły swoje zadanie.

 

Pustka po 12 latach posłowania?
- Nie ma takiej pustki – twierdzi Bujak. - Jest trochę pracy, chociażby prezesowanie Stowarzyszeniu Euro–Centrum, które funkcjonuje już w mieście ponad 10 lat. Myślę, że jesteśmy jednym z lepszych stowarzyszeń działających w Piotrkowie.
Często jestem w Warszawie, biorąc udział w wielu spotkaniach, np. w Instytucie Europejskim Leszka Millera. Więc nie ma takiej przepaści między tym, że było się w polityce, a teraz jest się na marginesie.

 

Trzeba nauczyć się żyć z tym, że można być wybranym lub nie. Jeśli ktoś startuje z myślą, że musi być wybrany, to często, gdy przegrywa, uważa, że zawalił się cały świat. Ale jest wiele fajnych rzeczy, które można zrobić tutaj w mieście czy regionie.
 

 

Polityka

- Na miarę potrzeb. Na tyle, żeby mieć satysfakcję, że w tym mieście się funkcjonuje. Nie jestem takim entuzjastą, że jak tylko są wybory, to od razu kandyduję. Decyzja należy do mojej partii. Jeśli się okaże, że moje nazwisko jest potrzebne, to ja też nie mogę powiedzieć nie.
 

 

Parcie “na szkło”
- To nie jest tak, że trzeba mieć parcie na szkło i być codziennie w mediach. To nie zawsze dobrze działa, a niekiedy potrafi wyhodować pewien narcyzm wśród polityków, co jest widoczne obecnie. Najważniejsze jest to, aby dobrze wypaść w telewizji, a nie zrobić coś dobrego dla kraju czy regionu. To jest bardzo złe. I dla mnie nie do przyjęcia.


Antoni Rek. W latach 1995 - 2003 był Naczelnikiem Wydziału Organizacyjno-Prawnego (później Organizacyjnego i Kadr) Urzędu Miasta. W 2007 roku został zwolniony z pełnionej funkcji przez prezydenta Waldemara Matusewicza.
 

 

Urzędnik
- Gdybym powiedział, że w UM pracowałem od 7.30 do 15.30, to zaprotestowałaby moja żona, bo na pewno pracowałem o wiele dłużej. Ta funkcja wymagała znacznie więcej czasu, ale na pewno nie tyle, co w tej chwili mówi Rek. - Tamta praca wymagała dość dużego zaangażowania i ruchu (nie była to, wbrew pozorom, praca “siedząca”). Był to okres m.in. gdy straciliśmy rangę województwa, były więc różne przetasowania, robiliśmy porządki z budynkami UM. Były ze dwa czy trzy ważne zadania organizacyjne, przejmowaliśmy budynek po policji, Słowackiego 19, był remont budynku przy Pasażu Rudowskiego.

 

Powiem krótko: była satysfakcja z pracy.
Mam taką teorię. Każdy urzędnik, zanim usiądzie na tym stołeczku, powinien przez 5 lat prowadzić własną działalność i sobie udowodnić, że na rynku potrafi się poruszać, wie, jak działa ten rynek, i wtedy będzie dopiero dobrym urzędnikiem i będzie rozumiał w pełni tych, którzy do niego przychodzą. Inne byłyby kontakty urzędnika z petentem, który się tam pojawia. Na szczęście mam niewiele kontaktów z urzędem. Czasami zdarzy się mi się powiedzieć, że wiem, jak to wygląda, i próba odbijania piłeczki na niewiele się zdaje.
 

 

Sposób odejścia
- Była to zupełna niespodzianka dla tej pierwszej szóstki, która rozstała się z Urzędem Miasta. Zostaliśmy na pół godziny przed końcem pracy poproszeni na salkę konferencyjną, gdzie prezydent nam oznajmił, że się rozstajemy. Nie było to ładne, można się było spodziewać chociaż zwykłego “dziękuję”, którego zabrakło.

 

Firma
- Zmiana stylu życia nie była moim zamiarem, po prostu tak się zadziało – mówi Rek. - W tej chwili mam własną działalność gospodarczą, zajmuję się budownictwem. Ten element jakoś się przez całe życie przeplatał w ten czy inny sposób, byłem z tym związany, więc nie było mi to tak do końca obce.
 

 

Powrót do urzędu?
- Nie myślałem o tym. Nie zastanawiałem się. Sam z własnej inicjatywy bym tego nie zrobił. Ale gdyby była taka propozycja, to na pewno bym taką rzecz rozważył. Nie mam parcia “na szkło”. Nie jest to rzecz, za którą specjalnie tęsknię.
 

 

Co się dzieje w mieście?
- Nie chcę się wypowiadać, mam za mało danych, ale z tego, co do mnie dociera, to wszystkich powinno niepokoić na pewno zadłużenie miasta.
Trudno, mieszkając w mieście, być zupełnie obojętnym. W jakimś tam stopniu jest zainteresowanie miastem.


Anetta Mądry. Asystent wojewody piotrkowskiego Stanisława Witaszczyka (1994 - 1997), później dyrektor gabinetu marszałka województwa łódzkiego Waldemara Matusewicza (1999 - 2001). Dyrektor Wydziału Administracji i Nadzoru Urzędu Miasta Piotrkowa (2003 - 2006), a później Ośrodka Sportu i Rekreacji (niecały rok). Od kilku dni sekretarz gminy Drużbice w powiecie bełchatowskim.
Pracowała w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi jako zastępca kierownika ds. zamówień publicznych.

 

Administracja
- Zaczynałam w 1992 roku w administracji rządowej, czyli w Urzędzie Wojewódzkim od najniższego szczebla: referenta i starszego referenta. Trafiłam do sekretariatu najpierw wojewody Włodzimierza Kulińskiego, a później Stanisława Witaszczyka. Po reformie administracyjnej w 1999 roku przeszłam do Urzędu Marszałkowskiego. To naprawdę był bardzo ciekawy okres tworzenia czegoś od podstaw, czegoś nowego. Zależało nam na spożytkowaniu naszej energii, aby ten urząd miał duże znaczenie – wspomina Mądry.
- Po odwołaniu Waldemara Matusewicza przeszłam do Urzędu Miasta w Piotrkowie. W UM to też nie tylko była praca za biurkiem. Praca, którą teraz wykonywałam, była stricte administracyjna. Chociaż nie mówię, że była zła, ale dość szybko podjęłam decyzję, aby wrócić do samorządu. Ciągnie mnie do samorządu. Ponad 10 lat pracy w administracji. To jest bardzo ciekawa praca, nie tylko dla siebie, żeby mieć satysfakcję, ale także dla ludzi. Człowiek cały czas był w ruchu, w biegu, był aktywny. To mi dodawało energii. Gdy ogłoszono konkurs na sekretarza gminy Drużbice, pomyślałam: a może spróbować? Jednak ciągnie wilka do lasu. Będę chciała unowocześnić ten urząd, przybliżyć go ludziom.

 

Porównanie
- Porównując czasy przeszłe i te obecne, jest kolosalna różnica. W CZMP było też ciekawie. Miałam różnego rodzaju sprawy związane ze zdrowiem, kontakt z bardzo interesującymi osobami. Profesorowie, którzy prowadzą badania naukowe, profesorowie o sławie ogólnopolskiej, a nawet europejskiej. Ale w porównaniu z latami urzędniczymi jest spokojniej.

 

Piotrków
- Od urodzenia mieszkam w Piotrkowie, dlatego interesuję się sprawami miasta. Widzę, co się dzieje, a co nie. Patrzę na nie troszeczkę z boku. Ale nie ma czegoś takiego: my byśmy zrobili lepiej. Blisko, coraz bliżej, może kiedyś wrócę do Piotrkowa. Choć wkrótce będę mieszkać w gminie Wola Krzysztoporska, jednak tuż przy granicy miasta.

 

Plany

- Mam wiele planów, wiele pomysłów i mam nadzieję, że je zrealizuję w Drużbicach.


Robert Marzec. Za wojewody Stanisława Witaszczyka (1993 - 1996) był dyrektorem Wydziału Promocji Urzędu Wojewódzkiego w Piotrkowie. Pełnił również funkcję wiceprezydenta Piotrkowa w latach 1996 - 1998 (za rządów SLD – Forum Piotrkowian, gdy prezydentem był Andrzej Pol). Był członkiem Zarządu Powiatu Piotrkowskiego i głównym specjalistą ds. rozwoju i promocji. Dyrektor Kancelarii Marszałka Województwa Łódzkiego Waldemara Matusewicza (1999 - 2000), później pełnomocnik prezydenta ds. polityki gospodarczej i ISO (2002 - 2006). Był również prezesem Funduszu Poręczeń Kredytowych.

 

Praca “na urzędzie”
- Wszedłem w ten świat polityczno-urzędniczy na początku lat 90. Wtedy był to okres radosnej twórczości, improwizacji, budowy wszystkiego od zera. Wszędzie, gdzie się człowiek nie obejrzał, była tabula rasa – wspomina Marzec. - Można było zrobić wiele rzeczy dających satysfakcję, i to mi się udawało. Bardzo miło wspominam pracę w Urzędzie Wojewódzkim. Był to okres tworzenia wolnego rynku i firm. Byłem przy narodzinach Starostwa Powiatowego w Piotrkowie i Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi. I to był okres pionierski. Było dużo do zrobienia, byli fajni ludzie, osoby charyzmatyczne. Później się to wszystko rozsypało. Trzeba było poszukać sobie pracy gdzieś w świecie. Pracowałem w WSHE, w jednej ze spółek PKP w Łodzi, a teraz jestem głównym specjalistą w Biurze Nieruchomości w PKP SA w Warszawie.

 

Będąc VIP-em
- Ja do swoich funkcji, tych “vipowskich”, miałem pewien dystans, tak dla higieny psychicznej, żeby nie popaść w samouwielbienie. To mi mówili starsi koledzy: pamiętaj, wchodząc do gabinetu, pomyśl sobie o takim momencie, że trzeba będzie kiedyś z niego wyjść. Ten światek piotrkowskiego establishmentu był dość ograniczony. Była to grupa ludzi, która się znała nawzajem, nie tylko od strony zawodowej, ale i towarzyskiej często. Dużo spraw odbywało się na zasadzie rozmów, wspólnego zaufania i wzajemnych relacji.

 

Patrząc na Piotrków
- Pracuję w Warszawie, ale nadal mieszkam w Piotrkowie. Dziś wiele rzeczy widzę inaczej w naszym mieście. Widzi się więcej i widzi się ostrzej. I nie zawsze jest to miłe, dla mnie jako mieszkańca i piotrkowianina z urodzenia od kilku pokoleń. Dostrzega się rzeczy, których wcześniej się nie widziało. Miasto jest bardzo zaniedbane, bardzo brudne, zaśmiecone, mamy coraz mniej zieleni, chodniki są bardzo nierówne, fatalny stan nawierzchni.


Chcę jako podatnik płacący je tutaj (choć mógłbym gdzie indziej) pokazać to, co mi się nie podoba. Miasto nie oferuje mi tego, czego bym oczekiwał: wygodnej, czystej drogi do pracy i zieleni, takich podstawowych rzeczy. Na dworzec jadę aleją śmietnikową.

 

Moja praca

- W Biurze Nieruchomości PKP SA zajmujemy się zagospodarowaniem nieruchomości, które są zbędne dla potrzeb kolei oraz tych, które są niezbędne dla prowadzenia ruchu kolejowego. Myślę, że – choć zabrzmi to może nieskromnie – moja obecność jako piotrkowianina w strukturach PKP i mówienie głośno o pewnych rzeczach spowodowało, że Piotrków i Radomsko zostały objęte programem rewitalizacji dworców kolejowych.
Lubię to, co robię, praca daje mi satysfakcję - choć mogłaby większą - ale jestem z niej zadowolony.
 

 

Polityka
- Byłem związany bardziej z ludźmi i z pewnymi ideami, strategiami niż z szyldami. Oczywiście bliżej mi do ugrupowań centrowo-liberalnych niż prawicowych. Mówią, że jak się ktoś zarazi polityką czy władzą, to jest mu później przykro, gdy tego nie ma. Ja się z tego wyleczyłem, z czego się bardzo cieszę. Nie mam parcia na szkło, na zajmowanie jakiś eksponowanych stanowisk. Temperament obywatelski skłania mnie jednak do tego, aby coś dla miasta robić. Piszę różnego rodzaju pisma, coś tam na jakimś portalu napiszę.

 

Działam w stowarzyszeniu, które ma za zadanie budowanie dobrych relacji z naszymi piotrkowianami pochodzenia żydowskiego, którzy musieli swego czasu miasto opuścić.
Nie mam jednak ambicji politycznych.

 

***

 

Niestety wielu spośród piotrkowskich VIP-ów nie ma już wśród nas. Niedawno zmarli sekretarze miasta: Ryszard Pełka czy Józef Gosławski. Wielu swoich sił próbuje lub próbowało w małym czy dużym biznesie, jak byli prezydenci: Andrzej Pol (b. prezes MZGK) czy Michał Rżanek (prezes Piotrkowskich Wodociągów i Kanalizacji). Wymieniany wielokrotnie w artykule były wojewoda piotrkowski Stanisław Witaszczyk był marszałkiem województwa łódzkiego, a dziś jest posłem PSL. Są też tacy, którzy, choć pełnili ważne funkcje w mieście czy powiecie, dziś nie chcą rozmawiać o tym, czym się teraz zajmują.
- Chcę mieć spokój, teraz żyje mi się o wiele lepiej – powiedział mi były samorządowiec.
Czas jest nieubłagany i wielu dzisiejszych decydentów za kilka czy kilkanaście lat też będzie się zastanawiać, czy będąc “na pierwszej linii”, żyło im się lepiej?

 

Artur Wolski


Zainteresował temat?

0

0


Zobacz również

reklama

Komentarze (1)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

jan ~jan (Gość)03.05.2016 20:37

Jak tam wasze dalsze plany dziewczęta i chłopaki? To już koniec snów o potędze, a życie płynie dalej nieubłaganie. Koło historii nabiera nowego przyspieszenia, a wielu i tak nie jest w stanie pogodzić się z nową rzeczywistością. Ciekawe jakie kariery biznesowe na własnym garnuszku zrobili ci byli VIP-owie, co potrafili zdziałać oderwani od urzędowych synekur? Może napiszą jakieś wspomnienia, czy pamiętniki?

20


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat