Kayah: Czasem trzeba iść pod prąd

Tydzień Trybunalski Piątek, 27 listopada 20090
Swoim występem w dniu otwarcia pierwszej piotrkowskiej galerii potwierdziła, że wciąż należy do muzycznej ekstraklasy. A w wywiadzie, którego udzieliła nam po koncercie pokazała, że w przeciwieństwie do wielu gwiazdek i celebrytów ma coś, czego tym ostatnim często brakuje – klasę.

 

Myślałam, że piotrkowianie mnie nie lubią...

- „Tydzień Trybunalski": Kayah tuż po pierwszym w swojej karierze koncercie w Piotrkowie. Jak wypadła piotrkowska publiczność?
- Kayah: Faktycznie, to mój pierwszy koncert tutaj, ale mam nadzieję, że nie ostatni (uśmiech). I mam nadzieję, że jeśli już dojdzie do kolejnego, to pogoda będzie trochę lepsza niż trzynastego w piątek. Generalnie organizowanie koncertów plenerowych jesienią jest dość ryzykowne dla nas, artystów. My to przynajmniej możemy zażądać dmuchawy na scenie i jakoś wytrzymamy przy średniej pogodzie. A co mają powiedzieć ci biedni ludzie? Szczerze mówiąc, na początku myślałam, że nie reagują na moje piosenki, bo mnie nie lubią (śmiech), ale później zorientowałam się, że jest im po prostu bardzo zimno. Mam nadzieję, że nikt z widzów się nie przeziębi i Piotrków będzie mnie dobrze wspominał.

 

- A na które Twoje piosenki ci biedni ludzie reagowali najlepiej?
- Z doświadczenia wiem, że wszędzie jest tak samo. Mniej więcej od połowy koncertu publiczność nabiera odwagi.
- Odwagi ?
- Tak, wydaje mi się, że chodzi właśnie o odwagę, ponieważ ludzi najbardziej ośmielają znane utwory, takie jak „Śpij kochanie, śpij" czy „Prawy do lewego". Poza tym zauważyliśmy z zespołem, że kiedy w czasie koncertu jest jeszcze widno, widzowie po prostu się wstydzą, a kiedy robi się coraz ciemniej, ośmielają się coraz bardziej. Wtedy łatwiej o taniec, śpiewanie, o inne, śmielsze reakcje. Zdaję sobie z tego sprawę i wcale mnie nie tremuje brak początkowej reakcji publiczności. Właściwie to nawet mnie to stymuluje.

 

- Piotrkowski koncert był dość przekrojowy, ale wkrótce wyruszysz w trasę „Unplugged" i wystąpisz blisko nas.
- Zgadza się, wystąpię 10 grudnia w Łodzi i już teraz słuchaczy z Piotrkowa serdecznie zapraszam. Tym bardziej, że wybraliśmy ekskluzywne i co najważniejsze ciepłe sale (śmiech). A poważnie: taka jest ta nasza muzyka, tak się jej lepiej słucha. W lepszych warunkach można się skupić na dźwiękach, na słowie, na emocjach... Dbają o nie moi muzycy, a także ekipa techniczna, która przygotowała na tę serię koncertów fantastyczne wizualizacje. Naprawdę warto to zobaczyć!
- Podobno będzie można zobaczyć coś jeszcze.
- Podobno... Można zobaczyć mnie w coraz to innych sukienkach, bo w trakcie koncertu przebieram się kilkakrotnie. Nigdy tego nie robiłam, zawsze miałam kłopot z wybraniem jednej, ale w trasie będzie inaczej (uśmiech).

 

- Udało się zobaczyć Piotrków, czy tylko galerię?
- Nie udało. Objechałam Piotrków dziś przed występem, ale bez zwiedzania. Natomiast muszę powiedzieć, że znam te okolice, bardzo często tu przejeżdżam, ale samego miasta nie. Tak jest zresztą bardzo często. Cały czas jeżdżę po kraju, koncertuję, ale czasu na poznawanie miast nie mam prawie wcale. A byłam chyba wszędzie. Po prostu mam dziecko, mam swój dom i wyjazd na koncert odkładam na ostatnią chwilę. I dlatego też nie ma czasu na zwiedzanie. Trochę to smutne. Mam nadzieję, że na emeryturze będę miała więcej czasu na wycieczki (śmiech).
- No, do emerytury trochę jeszcze brakuje.
- Czy ja wiem? Chyba nie (śmiech).

 

Jestem wiercipiętą

 

- Twoja najnowsza płyta „Skała" miała być niekomercyjna, ale przez kilka tygodni była najlepiej sprzedającym się albumem w Polsce. Już pierwszy singiel stał się hitem. Tak miało być?
- To, że tak się stało, jest w dużej mierze zasługą rozgłośni radiowych. Wierzę, że jeśli coś jest multiplikowane, czyli powtarzane często, zapada ludziom w pamięć i chyba tak było w przypadku tego utworu.
- Znasz definicję przeboju?
- Nie ma takiej definicji, ale myślę, że akurat piosenka „Jak skała" ma potencjał. Taki potencjał ma też utwór „Nie chcę niczego więcej", ale nikt po niego na razie nie sięgnął. Wrócę też do pytania, które nie było zadane. Rzeczywiście, przebojowość nie była moim celem.
- A co było?

 

- Wzbudzanie refleksji, emocji, przynoszenie ludziom wielu wzruszeń, naprowadzanie ich na pewną drogę. Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie napisałam mądrzejszych tekstów. Nie dlatego, że jestem tak genialna, tylko dlatego, że ostatnie lata upłynęły mi pod znakiem ciężkiej pracy nad sobą.
- Płyta powstawała bardzo długo. Ciągle coś przy niej zmieniałaś, poprawiałaś, coś Ci się nie podobało...
- Bo ja jestem wiercipiętą (śmiech). Nigdy nie jestem do końca zadowolona.
- Ale teraz chyba jesteś? „Skała" pokryła się platyną.
- Tak, cieszę się, bo wprawdzie zrobiłam album niekomercyjny, ale stał się on komercyjnym sukcesem. To dla mnie wiatr w żagle i upewnienie, że robi się coś ważnego. I że warto robić rzeczy ambitne.

 

Jestem stała, a nie skała

 

- Była płyta „Kamień", jest „Skała", a jaka będzie następna?
- Hmm... Co może być jeszcze z minerałów? Malachit? A może głaz (śmiech)? Ale rzeczywiście, mam jakąś słabość do takich rzeczy. Często jestem pytana: czy jesteś tak twarda, jak tytuły Twoich albumów? I odpowiadam, że nie jestem. Sama skała kojarzy mi się nie tyle z czymś twardym, ile stałym. I wydaje mi się, że właśnie taka jestem. Stała.
- Oj, niezupełnie. Kayah się zmieniała. Była Kayah nostalgiczna, popowa, dyskotekowa i biesiadna. Zatem nie jesteś tak do końca stała.
- Z tą biesiadnością, to był zupełny przypadek. Po prostu zrobiłam płytę z Goranem Bregovicem i był to hit nad hity. Sprzedało się ponad 700 tys. egzemplarzy. W życiu nie miałam pojęcia, że ten album trafi pod strzechy! W przenośni i dosłownie.
- Ale trafił. Jak to odebrałaś?
- Cóż... Gdyby nie ta płyta, chyba nigdy nie trafiłabym do tak szerokiej publiczności. W sumie cieszę się, że tak się stało.

 

- Jesteś właścicielką wytwórni „Kayax". Co trzeba zrobić, aby trafić pod Twoje skrzydła, czym Cię zaskoczyć?
- Trzeba mieć pasję, trzeba być naznaczonym talentem, charyzmą, wizją i chyba bezkompromisowością. Moi artyści uczą mnie tego ostatniego, czyli żeby nie zważać na to, co inni mówią i myślą. Czasem iść pod prąd, robić swoje. Bardzo nieelegancko mówiąc - mieć „zlew" na opinie niektórych.
- Paru takich odważnych masz w swojej wytwórni.
- Tak, mam i jestem z nich dumna. To kosmici (uśmiech). Np. Marysia Peszek. Ona według mnie w ogóle nie rokowała, a odniosła sukces. Takie przypadki są dla mnie wielką zachętą do dalszej pracy.

 

Pytali Marcin Cecotka i Robert Gala

 

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat