- W połowie maja pracownik muzeum opryskiwał chodnik m.in. przed naszym domem i wokół drzew. Dowiedziałam się, że to był roundap. Nie zawiadomili mieszkańców, że będą to robić. A wiedzieli przecież, że mieszkają tu małe dzieci i zwierzęta – opowiada pani Magda. - Mój pies z dnia na dzień zaczął się czuć źle. Weterynarz powiedział, że mógł zatruć się roundapem. Czworonogi innych mieszkańców też miały objawy, tyle, że mniejsze, bo były młodsze od mojego. Wydałam na leczenie mojego psa ok. 1000 złotych, mam nadzieję, że te pieniądze zostaną mi zwrócone – dodaje.
Sprawa została zgłoszona przez panią Magdę do Powiatowej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej i Inspekcji Ochrony Środowiska. – Sanepid przekazał nam sprawę, ale to nie nasze kompetencje. Dlatego zwróciliśmy się do Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa przy ul. Dworskiej w Piotrkowie – powiedział nam Marcin Wężyk, kierownik delegatury w Piotrkowie Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska.
- Przeprowadziliśmy kontrolę w muzeum, stwierdziliśmy pewne nieprawidłowości i nałożyliśmy mandat na pracownika – wyjaśnił Józef Greger, kierownik oddziału WIORIN w Piotrkowie. – Ustaliliśmy, że teren nie został zabezpieczony na czas wyschnięcia. Powinna być choć tabliczka informacyjna. Tak stanowią przepisy – dodaje. – Pracownik przyznał się do błędu, podkreślił, że to był tylko jeden incydent. Zaleciliśmy muzeum, aby korzystali z podkaszarki.
A co na to muzeum? – Oprysk przeprowadziliśmy 14 maja, musimy dbać o chodnik przed muzeum żeby nie rosły chwasty. Zachowaliśmy jednak wszelkie normy, roundup był mocniej rozcieńczony niż jest to zawarte w instrukcji – powiedziała nam dr Marta Walak, dyrektor Muzeum w Piotrkowie. Dlaczego jednak o akcji nie zostali zawiadomieni mieszkańcy pobliskiej kamienicy? – To był błąd pracownika, dostał upomnienie.
Szefowa piotrkowskiej placówki nie uważa jednak, że ich akcja przyczyniła się do śmierci psa. – Oprysk był 14 maja, a pani zgłosiła się do nas po 31 maja czyli ponad dwa tygodnie później. Przyszła z pretensjami, że przez nas jej pies się rozchorował. Nie wpłynęły natomiast skargi od innych mieszkańców – podkreśla dr Marta Walak. – Poza tym mamy opinię weterynarza.
Z dostępnych danych wynika, że przy tym rozcieńczeniu jakie zastosowaliśmy, preparat nie jest toksyczny. Pod opinią podpisał się dr nauk weterynaryjnych Zbigniew Skrzek. Czytamy w niej m.in. Produkt nie zakwalifikowany jako niebezpieczny w warunkach narażenia ostrego drogą pokarmową, poprzez skórę lub drogą oddechową. (…) Nie stwierdzono zgonów zwierząt, praktycznie nietoksyczny.
- Mamy jednak nauczkę. To był ostatni oprysk jaki przeprowadziliśmy. Teraz będziemy korzystać z podkaszarki – deklaruje dyrektor Muzeum.
Pani Magda jest natomiast przekonana, że pies nie żyje w wyniki oprysku chodnika, nie zamierza więc odpuszczać, planuje nawet złożyć zawiadomienie do prokuratury.