Co słychać w szkolnych sklepikach?

Tydzień Trybunalski Sobota, 12 marca 201616
Minęło nieco ponad pół roku od wejścia w życie rozporządzenia regulującego listę dopuszczalnych produktów spożywczych w sklepikach i automatach w polskich szkołach. I choć radykalnie wprowadzonym zmianom przyświecała szczytna idea "Mniej soli, mniej cukru i mniej tłuszczu", to przedsiębiorcy są zgodni: to przy okazji mniej zysków i więcej kłopotów. Sprawdziliśmy, co – i czy na lepsze - zmieniło się u przedsiębiorców sprzedających jedzenie w piotrkowskich placówkach. Wiadomo już, że sklepikarze wycofali działalność w Gimnazjum nr 3 czy II Liceum.

Ładuję galerię...

Nie jest tak źle

Z Maciejem Kołowrotkiewiczem, właścicielem piotrkowskiej firmy vendingowej Leko, rozmawialiśmy na krótko przed wejściem w życie rozporządzenia, czyli pod koniec sierpnia. Już wtedy popierał pomysł wycofania niezdrowej żywności ze sklepów, ale skarżył się na brak okresu przejściowego i możliwości dostosowania się do nowych, rygorystycznych przepisów, przez co nie zdążył wymienić asortymentu.


Po pół roku ponownie spotykamy się w siedzibie jego firmy. Prosi, by poczęstować się owocami liofilizowanymi. Za niezbyt atrakcyjną nazwą kryje się po prostu niskokaloryczny batonik o smaku truskawkowym. - To jedyny produkt, do którego sanepid miał zastrzeżenia podczas kontroli i który wycofałem ze swoich automatów. Okazało się, że ma za dużo cukru w składzie – uśmiecha się.


Kołowrotkiewicz jest z jednej strony zadowolony, że zmieniło się postrzeganie automatów. Jego zdaniem nie kojarzą się już ze śmieciowym jedzeniem, a głównie ze zdrową żywnością. Widzi także zmianę podejścia u samych dzieci. - To zmiana bardzo powolna, ale najważniejsze, że na lepsze. Wcześniej na przykład suszone jabłka czy inne owoce nie cieszyły się praktycznie żadnym zainteresowaniem. Teraz dzieci przyzwyczajają się do nowych smaków, do mniejszych ilości cukru.
- Sytuacja zbytnio się nie pogorszyła. Uczniowie nadal kupują bułki i zawsze je kupowały – mimo, że zostało tylko ciemne pieczywo. Do tego jakieś sałatki z owocami czy z kurczakiem. Poza tym sklepik jest dodatkowym i nie jedynym moim źródłem utrzymania, bo mam też stołówkę i to głównie z niej czerpię zyski – mówi z kolei Jadwiga Szkatulska, prowadząca sklepik w III LO w Piotrkowie Trybunalskim.


Kobieta przyznaje, że uczniowie pytają o  "zakazane" produkty. - Kawy czy słodyczy u mnie nie dostaną. Ale jeśli nie dostaną ich tutaj, to przyniosą je sobie z Żabki czy McDonalda. A to nie jest przecież zabronione...

Nie jest dobrze

Swoista ewolucja, którą przyniosło rozporządzenie, ma drugie oblicze. - Na początku ubiegłego roku szkolnego zatrudniałem dwie osoby. Dziś pracuję sam. Co prawda nie zmalała ilość moich automatów – tam, gdzie wykruszyły się sklepy, powstawiałem swój sprzęt. Sprzedaż jednak znacznie spadła. Zrekompensowałem to sobie obniżeniem kosztów. Niestety, właśnie poprzez zwolnienie dwóch pracowników – mówi Kołowrotkiewicz. I dodaje, że założył działalność gospodarczą w branży turystycznej – zajmuje się organizacją imprez i kolonii.


Przedsiębiorcy, którzy mają alternatywne źródło utrzymania, mogą być znacznie spokojniejsi – jeśli    sklepikowy biznes okaże się nieopłacalny, zawsze pozostaje im inna działalność. Są jednak osoby, dla których dochód z prowadzenia sklepiku to jedyny zarobek... O swojej sytuacji mówią albo niechętnie, albo ze zrezygnowaniem.
Przy okazji wizyty w Gimnazjum nr 3 zostajemy szybko odprawieni – pracownicy powiedzieli tylko, że sklepik nie działa od początku roku szkolnego.


- Zakończyłam działalność tylko i wyłącznie ze względu na tę ustawę. Mogłam ryzykować, sprzedawać produkty "spod lady" i  na nich zarabiać, ale ile można pracować w strachu przed kontrolą i grzywnami? - pyta pani Anna, do niedawna prowadząca sklepik w II Liceum Ogólnokształcącym. Od nowego semestru uczniowie "Dwójki" muszą zadowolić się wyłącznie żywnością z automatu. Czym nie są specjalnie zachwyceni...

Pesymizmu nie kryje właścicielka sklepiku w Gimnazjum nr 4. - W tym momencie dokładam do interesu... Szkoła obniżyła nam nawet czynsz, ale i tak wszystko zależy od tego, czy rząd wprowadzi jakieś zmiany. Zrobimy, co w naszej mocy, żeby nie wycofywać działalności w przyszłym roku szkolnym – przyznaje.


Ryszard Kularski, właściciel sklepiku umiejscowionego w Gimnazjum nr 5 twierdzi, że dostosował się do rygorystycznych przepisów – nie sprzedaje słodkich batonów czy gazowanych napojów i oferuje zdrową żywność. Poproszony o podsumowanie swojej sytuacji, mówi krótko: – Mogłoby być lepiej. Sprzedaż spadła o około jedną trzecią. Ale nie załamuję się. Trudności sprawiają, że człowiek zaczyna być operatywny – przekonuje i zwraca przy tym uwagę na coś jeszcze.

Walka – z kim i o co?

- Przed reformą nie było żadnych pogadanek, plakatów. Żadnej kampanii informacyjnej, wszystko przyszło z dnia na dzień. Jeśli rząd rzeczywiście miałby walczyć ze śmieciową żywnością i nadwagą wśród młodzieży, powinien zakazać reklam niezdrowych produktów. Dziecko widzi reklamę coli i jest przekonane, że to jest dobre i zdrowe. Wyciskam sok ze świeżej marchwi czy jabłek, ale sprzedaję go głównie nauczycielom. Dzieci w ogóle nie chcą go pić. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie, nikt się nami nie przejmował – żali się Kularski.


Całą sprawę chyba najtrafniej opisał jeden z internautów w komentarzu pod wrześniowym artykułem na portalu epiotrkow.pl: "celem ustawy nie jest poprawa zdrowia dzieci, tylko wyeliminowanie szkolnych sklepikarzy". Trudno się z tym nie zgodzić. Rozporządzenie nie dość, że nie rozwiązało problemów (uczniowie mogą przecież wnieść pączka, drożdżówkę czy słodki napój w plecaku), to przysporzyło ich drobnym przedsiębiorcom. Tym samym, których jeden z najbardziej wpływowych polskich polityków nazwał "solą tej ziemi".


Zainteresował temat?

1

0


Zobacz również

reklama

Komentarze (16)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

U4 ~U4 (Gość)24.03.2016 11:12

Szczerze to w Gim4 wcześniej w sklepiku było to co teraz - sałatki, jogurty, kanapki z ciemnym pieczywem i jak ktoś miał ochotę zjeść coś lepszego to zawsze kupił to, a nie batona... Obecnie jak się wchodzi do sklepiku to pusto albo całe półki zapełnione jednym produktem. Czy to dobrze? Nie można było ograniczyć tego do jakieś ilości?
Swoją drogą jestem ciekawa, czy twórcy owego cudownego pomysłu jak idą zjeść to też bez jakichkolwiek przypraw tak jak na stołówce szkolnej...

20


Al Bundy ~Al Bundy (Gość)14.03.2016 12:47

Poniższe pomysły nowego rządu są jeszcze "lepsze":
http://wmeritum.pl/rzad-bedzie-odchudzal-polakow-panstwowe-pieniadze/137773
Co będzie następne?

30


Liza ~Liza (Gość)14.03.2016 10:40

Na pukiel możecie mi naskoczyć! Codziennie zabieram z domu do budy dwie tabliczki czekolady i żyję.

31


exodus85 ~exodus85 (Gość)14.03.2016 08:59

Pozdrowienia dla pana ze zdjęcia,pamiętam jak miał sklepik w dawnej 7-ce.)

20


mloda ~mloda (Gość)13.03.2016 15:17

czego sie spodziewac po psueopartii platformie ANTYobywatelskiej phuiii

71


Taki Tam ~Taki Tam (Gość)13.03.2016 11:01

Ta walka w tym przypadku jest tylko mydleniem oczu jak to państwo troszczy się o dzieci... Żenada... A co do otyłości to nie słodycze a całodzienne siedzenie przed komputerami i telewizorami szkodzi najbardziej bo brak ruchu swoje robi niestety! Kiedyś karą było siedzenie w domu a dzisiaj karą jest wyłączenie komputera i pójście "na dwór"

130


śmieszek ~śmieszek (Gość)13.03.2016 07:53

Kraj zwany Polską to kraj bardzo dziwny. Od wieków zawsze o coś ,przeciwko komuś i z czymś "walczyliśmy".Współcześnie "walczący z otyłością" pewnie za jakiś czas zostaną uznani za....komabatantów bo "walka zawsze jest walką" i musi trwać nadal. Co zresztą co dzieje się dzisiaj to potwierdza...walczący z otyłością u dzieci walczą przeciwko walce z otyłością u dzieci...

60


aaa.... ~aaa.... (Gość)12.03.2016 20:45

Nie no super kraj! Zabrania się dzieciom kupowania drożdżówek ale za to w aptece będzie można kupić legalnie marihuanę i to za cenę trochę większa niż owa bułeczka.

27


Leito ~Leito (Gość)12.03.2016 18:36

No faktycznie, ze wszystkich debilizmów wprowadzonych przez poprzednich przygłupów, ten zajmuje pierwsze miejsce....

101


s.. ~s.. (Gość)12.03.2016 17:27

Sama pracowałam w sklepiku szkolnym,niestety po radykalnych zmianach sprzedaż spadła 30%.Dodam tyle,że w "biedronce"bez problemu dzieci nawet 7-letnie kupuja sławne energetyki i cole bez żadnych ograniczeń a w sklepiku szkolnym jest zakaz sprzedawania pączków..Gdzie tu logika?

130


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat