Na kobietę dwóch zbirów napadło w biały dzień, w samo południe. Czego chcieli? Pieniędzy. Kto ich nasłał?
- Kiedy myślę o tym z perspektywy czasu, to... jakbym oglądała film. Czasem, kiedy ogląda się filmy kryminalne, czyta gazety, wszystko wydaje się nierealne – mówi dziś Magdalena Jakubiak, dyrektor prywatnych szkół w Piotrkowie. - To był normalny dzień, dla mnie zabiegany, ostatni dzień października, czyli wypłacanie wynagrodzeń, koniec miesiąca, wtedy też musiałam odebrać wszystkie dokumenty związane z nowym budynkiem, do którego się przenosimy. Wysiadając z samochodu, wiedziałam, że dwóch młodych mężczyzn stoi na placu. W pierwszym momencie pomyślałam, że to są właściciele posesji. Stali bokiem do mnie. Zabrałam wszystkie dokumenty z samochodu, a było ich bardzo dużo, miałam też podręczną torebkę, która również była bardzo duża. Wysiadłam z samochodu, oni zaczęli spokojnie iść, a ja za nimi, tak trochę biegiem, spieszyłam się, bo na godzinę 12.00 byłam umówiona, a raz już przekładałam to spotkanie. Zaczęłam iść szybkim krokiem i dogoniłam ich. Byli to dwaj mężczyźni bardzo dobrze wyglądający. Dokładnie im się przyjrzałam od tyłu. Kiedy jeden z nich złapał za klamkę, żeby wejść do szkoły, powiedziałam: “Dzień dobry, w czym mogę panom pomóc?” Usłyszałam, że czegoś zapomnieli, jakiegoś CV i muszą się cofnąć. Nagle jeden z nich uderzył mnie pięścią w twarz, złapał mnie za kark, rzucił mnie na ziemię, zaczął mnie bić po plecach, drugi zaczął mnie kopać. Zaczęłam krzyczeć, chociaż pierwszych sekund tak naprawdę nie pamiętam. Bardzo bolało, jak mnie bił. Bardzo się bałam, bo ten drugi bardzo mocno mnie kopał. Ratował mnie ten olbrzymi worek dokumentów, który miałam ze sobą. Ostatnie, co pamiętam, to... żeby tylko przestali mnie bić. Wyrwali mi ten worek, zaczęli uciekać, wtedy jeden z panów kopnął mnie tak mocno, że na parę sekund straciłam świadomość, nie mogłam oddychać, próbowałam krzyczeć, ale dźwięk nie wychodził mi z ust. Nie mogłam ani wstać, ani biec. Oni uciekli w stronę podwórka. Kiedy się pozbierałam i zaczęłam wreszcie wydobywać z siebie krzyk, wszyscy myśleli, że żartuję, tego dnia u nas w szkole świętowaliśmy Halloween. Ja zapłakana próbowałam biec za tymi panami. Potem wszystko samo się potoczyło – policja, psy, karetka. To wszystko...
Kobieta zapamiętała twarz jednego z napastników. Ma dobrą pamięć wzrokową, dużą wagę przywiązuje do szczegółów. - Ten pan, który napadł na mnie i złapał za kark - jego zapamiętałam - mówi. To pomogło policji w jego odnalezieniu. Drugiego zapamiętała po specyficznym chodzie i ustawianiu stóp. - Kiedy jeden mnie kopał, a drugi bił, był moment, kiedy on stał w specyficznym rozkroku. Ci, którzy napadli na Magdalenę Jakubiak, to mieszkańcy Łodzi, z Piotrkowem nie mający nic wspólnego. Okazało się jednak, że w napad na dyrektorkę szkół zamieszana jest też trzecia osoba. - Ktoś przecież musiał udzielić tym panom informacji, kiedy, co i jak. Chodzi o osobę, która wtedy u mnie pracowała - mówi dyrektor szkół.
Okazuje się, że w napad na Magdalenę Jakubiak zamieszana jest jej pracownica - kobieta, którą sama zatrudniła, nauczycielka pracująca z dziećmi. - Po napadzie ona normalnie pracowała, ale rzeczywiście zachowywała się inaczej niż zawsze. Unikała mnie. W ogóle nie przychodziła do sekretariatu. Wszyscy wiedzieli, że coś jest nie tak. Tego dnia nie przyszła do pracy, więc wszystko wskazywało na to, że brała w tym udział. Ja cały czas mówiłam, że to niemożliwe. Ufam mojemu personelowi, tymczasem moi pracownicy mówili mi: “Słuchaj, to przecież musiał być ktoś z nas, bo tylko my wiemy, kiedy przywozisz pieniądze i w jaki sposób”. Zeznając, wskazałam na kogoś zupełnie innego, bo dużo ostatnio działo się wokół mnie i byłam przekonana, że to zupełnie ktoś inny. Kiedy policjanci zadawali mi pytania, za każdym razem mówiłam, że to niemożliwe, że nie wierzę, że zrobiła to właśnie ta osoba. Rzeczywistość okazała się okrutna. Ta kobieta pracowała u nas od półtora roku. Była to osoba, która miała przeszłość narkotykową. Ona z tą przeszłością skończyła, ułożyła sobie życie, skończyła studia. Wydawałoby się, że rzeczywiście chce zacząć od nowa. W momencie, kiedy ją zatrudniałam i okazało się, że ma właśnie taką przeszłość, przeprowadziłam z nią rozmowę i powiedziałam, że nie przedłużę jej umowy. Ona płakała, bardzo prosiła, mówiła, że się zmieniła, że będzie jednym z moich najlepszych pracowników. Potem, w zasadzie od wakacji, zaczęło się psuć. Widziałam, że coś jest nie tak, że coś się dzieje. Ta pani miała zostać zwolniona, ale część rodziców przyszła prosić, błagać, żeby została. I tak się to ciągnęło. Czy to była zemsta? Nie podejrzewam, to po prostu łatwy zysk – mówi Magdalena Jakubiak.
- Groźny wypadek przy dworcu PKP w Piotrkowie. Mężczyzna po zderzeniu z volkswagenem wpadł w wiatę autobusową
- Konferencja prasowa prezydenta Piotrkowa
- Jesienny koncert w piotrkowskim MOK-u
- 17 mln na Centrum Świętego Mikołaja w Wolborzu
- Dzień Pracownika Socjalnego. Statuetki dla MOPR i PCPR w Piotrkowie
- Podsumowali tegoroczną kwestę
- Kto zostanie mistrzem gminy Sulejów?
- Problem mieszkańców bloków w Woli Krzysztoporskiej
- Szukali ciała w dawnym szpitalu