Wezwał pogotowie i współpracował z operatorką, precyzyjnie informując o obrażeniach doznanych przez czworo rannych, a gdy ratownicy i lekarze przejęli opiekę nad ofiarami zdarzenia, skromnie poszedł do domu.
Około godziny 22.00 piętnastolatek z Bełchatowa wracał do domu, gdy na jego oczach rozegrał się drogowy dramat.
- BMW jadące ulicą Słoneczną uderzyło w bok toyoty, wyjeżdżającej z ulicy Popiełuszki. Zderzenie samochodów było silne. Huku i odgłosów miażdżonej blachy nie stłumiła ulewa. Gimnazjalista natychmiast pośpieszył z pomocą ofiarom wypadku. 56-letni kierowca i 53-letnia pasażerka toyoty byli nieprzytomni. Ułożył odpowiednio ich głowy, sprawdził funkcje życiowe i natychmiast wezwał pogotowie. Powiadomił, że będą potrzebne minimum dwie karetki. W tym czasie przytomność odzyskała druga pasażerka tego auta. Uspakajając 16-latkę dzielny chłopiec starał się nie dopuścić, by gwałtownymi ruchami, działając w szoku, doprowadziła do pogorszenia stanu zdrowia. Wspierał też 21-letniego kierowcę rozbitego bmw. On także doznał poważnych urazów ciała. W międzyczasie piętnastolatek sprawdził, czy istnieje zagrożenie pożarem dla rozbitych pojazdów i ich pasażerów. Nieustannie informował telefonicznie o wszystkich ustaleniach rozmówczynię z pogotowia. Kobieta do końca nie zorientowała się, że rozmawia do nastolatkiem - informuje kom. Sławomir Szymański, oficer prasowy KPP w Bełchatowie.
Choć na miejscu wypadku pojawili się gapie, nikt z nich nie pośpieszył gimnazjaliście-ratownikowi ze wsparciem. Chłopak działał sam, aż do przyjazdu lekarzy. - Dopiero kiedy ranni zostali zabrani do szpitala, przemoczony do cna poszedł do domu, a jego szlachetne, pełne bezinteresownego poświęcenia działanie odkryła dopiero policjantka badająca okoliczności wypadku - dodaje Sławomir Szymański.