mogą spędzać z nim wakacje i święta, zapraszając je do rodzinnego grona. Mogą, ale nie chcą. Mimo że rodzina zaprzyjaźniona nie ma żadnych zobowiązań wobec dziecka z placówki opiekuńczej, a jej opieka jest raczej okazjonalna, chętnych do tego w Piotrkowie brak. O tym, dlaczego tak się dzieje i czy rodzina zaprzyjaźniona jest dobrym pomysłem na pomoc dziecku, opowiadają dyrektorzy placówek z naszego regionu.
Kiedy dziecko nie ma możliwości częstych kontaktów z rodziną lub w sytuacji, kiedy dziecko ma kontakt z rodziną naturalną, lecz nie może korzystać z urlopowania do domu - placówka opiekuńczo-wychowawcza udziela dziecku wsparcia w postaci rodziny zaprzyjaźnionej. Pod warunkiem, że taka zgłosi się do placówki. W Piotrkowie i okolicach takie rodziny to pojedyncze i nieczęste przypadki. Jeśli już zgłaszają się ludzie z chęcią pomocy dziecku, to czas przedświąteczny jest zwykle takim właśnie momentem. Później zazwyczaj kontakt odchodzi w zapomnienie.
- Rodzina zaprzyjaźniona to osoba lub osoby, które systematycznie odwiedzają dziecko przebywające w placówce opiekuńczo-wychowawczej, zapraszają je do domu, spędzają z nim wolny czas w miarę ich i dziecka możliwości. Są zaakceptowane przez dziecko i sami to dziecko akceptują. Takie rodziny, według definicji, utrzymują z dzieckiem regularny kontakt i są dla niego osobami znaczącymi. Nie ma wobec dziecka zobowiązań prawnych. Niestety w naszej placówce nie ma takich rodzin, których proces zaprzyjaźniania rozpoczął się dużo wcześniej i teraz, przed świętami Bożego Narodzenia mogłyby zabrać dzieci do domów. Mamy jedną rodzinę zaprzyjaźnioną, która jest dopiero kandydatem do pełnienia takiej funkcji - informuje Anna Boduch, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Piotrkowie.
Niestety, okazuje się, że o dzieciach, które na co dzień mieszkają w domach dziecka czy innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych, ludzie przypominają sobie zazwyczaj przed świętami. Niektórzy proszą wówczas o możliwość wzięcia dziecka do domu. Placówki nie zgadzają się na taka formę współpracy.
- Trudną i niedopuszczalną sytuacją jest urlopowanie dzieci tylko i wyłącznie tuż przed świętami, bez zaprzyjaźnienia się z nimi wcześniej. Mieliśmy sytuacje, że ktoś dzwonił i proponował wzięcie dziecka na święta. Kilka lat temu zgodziliśmy się kilkakrotnie. Jednak były to bardzo złe doświadczenia i odeszliśmy od tego. Żałuję, że ta rozmowa odbywa się tydzień przed świętami, bo być może gdyby to były wakacje, ktoś miałby ochotę na podjęcie takiej współpracy z placówką. Dziś, kilka dni przed Wigilią Bożego Narodzenia, byłoby naturalne, że dzieci, które nie mają możliwości spędzenia jej w rodzinie, mogłyby gościć u rodziny zaprzyjaźnionej. W tej chwili nie mamy takich rodzin, których proces zaprzyjaźniania się rozpoczął się dużo wcześniej. Jednak wczoraj jedna z rodzin, która wcześniej utrzymywała kontakt z dzieciakami (rodzeństwem z naszej placówki) zadzwoniła z prośba o urlopowanie wychowanków na czas świąt. Ta rodzina jest kandydatem na rodzinę zaprzyjaźnioną. Ci ludzi pomagali tym dzieciom już wtedy, gdy dzieci mieszkały jeszcze z rodziną naturalną. Nie zgodziliśmy się na święta, ale myślę, że ten proces "zaprzyjaźniania" został rozpoczęty i będzie kontynuowany - mówi Anna Boduch.
Jak informuje dyrektor piotrkowskiego Pogotowia Opiekuńczego, rodziny zaprzyjaźnione, zgodnie z ich definicją, nie mają do dziecka żadnych zobowiązań prawnych i procedury związane z zostaniem rodziną zaprzyjaźnioną są dużo mniej restrykcyjne niż przy adopcji czy procesie zostania rodziną zastępczą. W praktyce jednak procedury pozostają procedurami, a emocje dziecka z pewnością nie są nimi określone. Ogromna czujność i odpowiedzialność ze strony opiekunów dzieci i dyrekcji placówek powoduje, że kandydat na rodzinę zaprzyjaźnioną nie może być osobą przypadkową.
Według procedur osoby, które chcą zaprzyjaźnić się z dzieckiem, powinny zgłosić się do wybranej placówki opiekuńczo-wychowawczej, odbyć wstępną rozmowę z dyrektorem domu dziecka. Następnie dyrektor powinien skierować te osoby do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego, gdyż rodzina zaprzyjaźniona musi uzyskać pozytywną opinię tej instytucji. Rodzina podlega obserwacji kadry pedagogicznej placówki, w której przebywa dziecko. Zawsze brana jest też pod uwagę opinia dziecka.
- Te obwarowania nie są tak rygorystyczne jak w przypadku adopcji, jednak muszą to być osoby, które wzbudzają powszechne zaufanie, osoby niekarane, bo to ważne, i takie, które dają obietnicę, że z ich strony ta opieka będzie sprawowana prawidłowo - dodaje Anna Boduch, która uważa, że rodziny zaprzyjaźnione są dobrym pomysłem.
- Każda osoba ma ogromną chęć przynależenia do kogoś i jeśli jest taka sytuacja, że ktoś się nią interesuje, pamięta, pomaga w trudnych chwilach, jest rzeczą bardzo ważną i może tylko i wyłącznie pozytywnie wpłynąć na dziecko i przynieść pozytywne efekty. Oczywiście na nas - opiekunach i dyrekcji - spoczywa ogromna odpowiedzialność, by wybrać odpowiednie osoby - dodaje dyrektor Anna Boduch.
W piotrkowskim Pogotowiu Opiekuńczym jedna rodzina stara się o miano rodziny zaprzyjaźnionej. To bardzo mało, w przypadku kiedy w placówce przebywa 37 dzieci. Podobna sytuacja jest w Domu Dziecka w Sulejowie.
- W naszej placówce mamy rodzinę, która może nie współpracuje bezpośrednio z wychowawcami i opiekunami w Domu Dziecka, ale pomaga jednej z naszych opiekunek. Ci państwo mają córkę w wieku naszej podopiecznej. Dziewczynki chodzą do tej samej klasy. Rodzice tej dziewczynki starają się indywidualnie (zwrócili się do sądu w Opocznie) o urlopowanie naszej wychowanki w porozumieniu z jej prawnym opiekunem. Jeśli sąd wyrazi pozytywną opinię, to dziewczynka spędzi święta u zaprzyjaźnionej rodziny. Jednak to jedyny taki przypadek. Jeśli chodzi o współpracę między rodziną a Domem Dziecka, czy między rodziną a pedagogami, to takiej nie ma. W ubiegłych latach byli chętni do urlopowania dzieci, ale odmawialiśmy, bo rodzina zaprzyjaźniona pojawiała się w okresie świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Takie rodziny chciały wybrać sobie i wziąć dziecko na święta - mówi Marek Stanik, dyrektor Domu Dziecka w Sulejowie.
Na takie jednorazowe działania nie pozwala również Dom Dziecka w Piotrkowie.
- Dziecko to nie zabawka, które można sobie wypożyczać. Takie działanie może mieć dla niego zgubny wpływ - mówi Teresa Nowak, dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie.
- W piotrkowskim Domu Dziecka mamy jedną rodzinę zaprzyjaźnioną. Jest nią młoda kobieta, która nie ma własnych dzieci i mieszka z rodzicami. Ta pani przeszła wszystkie odpowiednie procedury w ośrodku opiekuńczo-adopcyjnym. Poza tym znamy ją bardzo dobrze, ponieważ już będąc w liceum, a później na studiach, odwiedzała dom dziecka jako wolontariuszka. Jest rodziną zaprzyjaźnioną dla dwójki rodzeństwa. Zabiera dzieci do kina, na spacery, na lody czy do kościoła. Bardzo uważamy i przestrzegamy zasad. Nigdy nie pozwalamy opiekować się naszymi dziećmi przypadkowym osobom. Nie ma takiej możliwości, by dziecko było urlopowane do rodziny na święta Bożego Narodzenia, nie mając z nią wcześniej kontaktu i nie przechodząc wszystkich procedur. My jako placówka jesteśmy odpowiedzialni za dzieci, by czuły się bezpiecznie w rodzinie, do której trafiają. Przygotowujemy je na takie wizyty w rodzinach zaprzyjaźnionych oraz przygotowujemy je na powroty do Domu Dziecka. Nie urlopujemy małych dzieci, którym nie da się wytłumaczyć tej sytuacji. Często nasi wychowawcy zabierają podopiecznych na święta czy wakacje - mówi Teresa Nowak, dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie.
O tym, jak bardzo zgubny wpływ w niektórych przypadkach może mieć zaprzyjaźniona rodzina, wie z własnego doświadczenia dyrektor Domu Dziecka w Sulejowie.
- Kilka lat temu jedno z naszych dzieci było urlopowane na święta do jednej z rodzin. Nie był to dobry
pomysł. Dziecko wróciło do Domu Dziecka z ogromnym płaczem, rozczarowane szybkim powrotem do placówki, bez nadziei na częsty kontakt z "nową" rodziną. Następnie mieliśmy ogromne problemy z ponowną adaptacją wychowanka w placówce. To była długa praca z psychologiem. Osoby, które biorą dzieci w okresie świat, chcą im dać wszystko, co mają najlepszego. Święta trwają kilka dni, mijają i dziecko wraca do placówki. Małe dzieci tego nie potrafią zrozumieć. Definicja definicją, a dzieci cierpią i bardzo przeżywają kolejne odrzucenie - mówi dyrektor Marek Stanik.
Dyrektor Domu Dziecka w Sulejowie nie neguje funkcji rodziny zaprzyjaźnionej. Uważa, że to dobry pomysł, pod warunkiem, że zostanie dobrze poprowadzony.
- Taka współpraca rodziny z nami, jeśli nie jest okazjonalna, tylko jest ciągła i poprzedzona wielką chęcią pomocy danemu dziecku, jest dobrym pomysłem. Wielu ludziom mięknie serce na święta. Nie mogę jednak jednorazowo “wypożyczać” dziecka przed świętami. Ja nie wiem, co to są za ludzie? Nie znam ich. To byłoby bardzo ryzykowne. Dlatego jestem bardzo ostrożny i nie praktykuję takich jednorazowych działań. Rodzina zaprzyjaźniona musi spełniać określone kryteria, których nie jesteśmy w stanie sprawdzić tydzień przed świętami. W tym roku prawdopodobnie (mówię to ostrożnie, bo nie chcę zapeszać) ani jedno dziecko (spośród 28 wychowanków) nie zostanie na święta w placówce. Mimo braku rodzin zaprzyjaźnionych, dzieci spędzą je poza Domem Dziecka. Większość pojedzie do naturalnych rodzin lub osób spokrewnionych - dodaje Marek Stanik.
Brak czasu, niechęć przed procedurami i formalnościami, czy starach? Jakie są powody tak małej liczby osób zaprzyjaźnionych w Piotrkowie?
- W ubiegłych latach nie było rodzin zaprzyjaźnionych. Być może to wynika ze zbyt nikłej informacji na ten temat. Ale nigdy nie było ich zbyt dużo. Najwyżej jedna, dwie rodziny. Może wynika to ze starszego wieku naszych podopiecznych, z którymi dość trudno dojść do porozumienia. Być może są obawy, że dziecko będzie wiązało jakieś nadzieje na przyszłość. W naszym codziennym zabieganiu nie myślimy o innych dzieciach. Okres przedświąteczny, media, które nagłaśniają samotność dzieci z domów dziecka - wtedy zapala się światełko, że można by było pomóc. My z takimi ludźmi nie współpracujemy, chociaż wcześniej rozmawiamy z dzieckiem, jakie jest jego zdanie na ten temat - mówi Anna Boduch.
Zaprzyjaźniona rodzina, by spełniała swoją funkcję, musi być mądrze poprowadzona. Procedura procedurą, a dzieci nie zawsze rozumieją rozstania z "nową" rodziną, nie rozumieją, że to tylko "na chwilę" i "nie codziennie".
Ewa Tarnowska