Rok temu w Miejskim Ośrodku Kultury „ruszyła" piotrkowska, zamiejscowa scena Teatru im. Jaracza w Łodzi. Do Piotrkowa po blisko stu latach powrócił teatr z prawdziwego zdarzenia. Przypomnijmy, iż uruchomienie scen poza terenem Łodzi - w Piotrkowie, Sieradzu, Radomsku i Skierniewicach - było możliwe dzięki realizacji projektu „Utworzenie Europejskich Scen Teatru im. Stefana Jaracza w województwie łódzkim", który został dofinansowany z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego Unii Europejskiej w ramach Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego.
O pierwszych podsumowaniach, osiągnięciach i wnioskach płynących na przyszłość z rocznej działalności sceny nad Strawą rozmawiamy z Jackiem Sokalskim, dyrektorem piotrkowskiego Miejskiego Ośrodka Kultury, wielkim orędownikiem idei teatru w Piotrkowie.
- Panie dyrektorze minął rok odkąd Piotrków powrócił na teatralną mapę Polski. Czas więc na pierwsze podsumowania i wnioski - co udało się przez tych ostatnich dwanaście miesięcy osiągnąć i jakie są rokowania na przyszłość dla piotrkowskiej sceny?
- Jacek Sokalski: Za sprawą realizacji unijnego projektu Teatr im. Jaracza stał się największym teatrem dramatycznym w kraju, a kto wie, być może i w Europie. W tym momencie dysponuje siedmioma scenami - trzema w Łodzi i czterema w regionie. Piotrków ma oczywiście w tym swój udział. Przyznam szczerze, że z początku nieco obawiałem się o reakcje publiczności, myślałem, że z frekwencją na spektaklach będzie znacznie gorzej. Wszak w Piotrkowie od blisko stu lat nie było teatru z prawdziwego zdarzenia. Owszem, w ramach tzw. gościnnych występów przyjeżdżali do naszego miasta znani artyści, odbywało się to jednak dość sporadycznie. Piotrkowianie naprawdę mile mnie zaskoczyli. Okazało się, że mamy świetną i złaknioną sztuki przez duże S publiczność. Mało tego, u nas na spektaklach zaczęli bywać mieszkańcy okolicznych miejscowości. Tu warto zaznaczyć, że spektakle Teatru im. Jaracza należą do trudnych w swych przekazach, niemniej piotrkowianie i nie tylko świetnie odnajdują się w tej ofercie repertuarowej. Nasza scena do dużych nie należy, nie uda się na niej ze względów technicznych wystawić chociażby farsy czy musicalu, ale podjęta w pierwszym półroczu bieżącego roku współpraca z łódzkim Teatrem Muzycznym pokazała, że jeżeli są tylko chęci, można dostosować prezentowany repertuar do wymogów scenicznych.
- Przed podpisaniem umowy przez Miejski Ośrodek Kultury z Teatrem im. Jaracza wiele osób obawiało się, czy aby dokument ten nie narzuci piotrkowskiej scenie wyłącznego prezentowania repertuaru łódzkiego teatru. Okazało się jednak, że absolutnie nie ma mowy o niemożności współpracy z innymi ośrodkami teatralnymi, co też udało się udowodnić, gdy zaproszenie do Piotrkowa przyjął wspomniany Teatr Muzyczny...
- Rzeczywiście to nie jest tak, że my mamy grać tylko repertuar Teatru im. Jaracza. Sceny zamiejscowe w czterech sąsiednich miastach podlegają dyrekcji miejscowych domów kultury, które same decydują o ofercie programowej i absolutnie nie muszą jej ograniczać do "jaraczowskich" spektakli. Jednym z warunków podpisanego porozumienia jest to, że przez 10 lat spektakle Teatru im. Jaracza muszą być wystawiane na tych scenach. Zresztą warto zaznaczyć, że my już jesteśmy postrzegani jako prężnie rozwijający się ośrodek teatralny w środowisku teatralnym w całym kraju. W listopadzie będziemy grać spektakl Teatru im. Adama Mickiewicza z Częstochowy z Piotrem Machalicą w roli głównej, trwają rozmowy o współpracy z Łódzką Filharmonią, na otwarciu obecnego sezonu prezentował się u nas Lubuski Teatr z Zielonej Góry oraz Teatr Współczesny w Szczecinie. Z myślą o wychowywaniu tej najmłodszej publiczności chcemy podpisać umowę z Teatrem Lalek „Pinokio" z Łodzi. Wraca do nas także Teatr Muzyczny. Pierwszy spektakl już w listopadzie. Prawdopodobnie w tym roku jeszcze piotrkowianie będą mogli zobaczyć na naszej scenie przedstawienie Teatru im. Jaracza przygotowane właśnie z myślą o scenach zamiejscowych. To oznacza, że jesteśmy traktowani przez łódzki teatr jako partnerzy, a nie miejsce do prezentacji „gotowych produktów". Dodam jeszcze tylko, że właśnie prowadzimy rozmowy z aktorami z Krakowa, z Teatru Starego, oraz z Warszawy. Nie chcę zdradzać nazwisk, by nie zapeszyć, niemniej gdyby te osoby udało się pozyskać na występ w Piotrkowie, byłoby to wielkie wydarzenie, które - jak sądzę - odbiłoby się głośnym echem nie tylko w naszym regionie, ale i w kraju...
- Z dobrze poinformowanego źródła wiemy, że Pańskie plany względem piotrkowskiej sceny to nie tylko projekty stricte sceniczne?
- (Uśmiech) Owszem, jest pomysł zorganizowania w ramach zamiejscowych scen Festiwalu Teatralnego, festiwalu, w którym rokrocznie zmieniałaby się scena konkursowa i scena prezentacji spektakli nagrodzonych, tzn. w jednym roku konkurs odbywałby się w Piotrkowie, a finał miałby miejsce w Łodzi, w kolejnym roku zaś konkursowicze prezentowaliby się dajmy na to w Sieradzu, a nagrodzeni w Skierniewicach... itp. Dodatkowo są plany podjęcia współpracy ze słynną łódzką „Filmówką". Wszak wielu aktorów scen łódzkich i nie tylko jest absolwentami tej uczelni. W tym momencie Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera już współpracuje z „jaraczowską" sceną w Łodzi, jest więc spora szansa na rozszerzenie tej współpracy.
- Plany są bardzo ambitne, ale przyzna Pan również, że kosztowne?
- To fakt. Pieniądze to bolączka, z jaką boryka się wiele kulturalnych instytucji. My jako scena zarabiamy na sprzedaży biletów. Jednak zyski ze sprzedaży są niewystarczające. Dlatego tak ważne jest, by pozyskać wsparcie wojewódzkich i lokalnych władz. Na konferencję podsumowującą realizację projektu „Europejskich scen Teatru im. Jaracza...", która odbyła się w Łodzi 17 września br., zaproszono nie tylko dyrektorów zamiejscowych scen, ale także władze miast, w których owe sceny powstały. A wszystko po to, by właśnie przekonać lokalnych włodarzy do tego, by przygotowując projekty przyszłorocznych budżetów, zechcieli uwzględnić w nich także potrzeby ośrodków teatralnych. Musimy mieć wsparcie zarówno Urzędu Marszałkowskiego, jak i prezydentów miast, w których sceny działają. Z kulturą jest tak, że niestety na tę bieżącą działalność nie można pozyskać dodatkowych funduszy z Unii Europejskiej. Na inwestycje czy modernizacje owszem, tak. Jeśli zaś chodzi o sponsorów zewnętrznych, no cóż, takich trudno jest pozyskać, tym bardziej w dobie kryzysu. Chciałbym jednak podkreślić, to taka moja osobista konkluzja, odkąd Piotrków przestał być miastem wojewódzkim, a stał się miastem na prawach powiatu, znacznie więcej udaje nam się w sferze kultury zorganizować. Być może zmiany administracyjne wywołały u nas wzrost ambicji, a może po prostu nastąpiła zmiana pokoleniowa i co za tym idzie także mentalna. Właśnie trwa nasze pięć minut jeśli chodzi o scenę teatralną i moim zdaniem Piotrków doskonale je wykorzystuje.
- Powiedział Pan kiedyś, że w jedenastym roku działalności odrodzonej piotrkowskiej sceny miasto doczeka się własnego teatru z własnym zespołem...
- Podtrzymuję tę teorię. Mało tego, wierzę, że tak się stanie. Mamy dziesięć lat, właściwie teraz już dziewięć, by poprzez współpracę z Teatrem im. Jaracza i innymi ośrodkami i instytucjami teatralnymi nabrać doświadczenia, okrzepnąć i przygotować zarówno grunt, jak i zespół ludzi gotowych, by podjąć się takiego zadania. Najbliższe lata to również czas, by wychowywać kolejne pokolenia wspaniałej publiczności. Kto wie, może właśnie za tych kilka lat ktoś z tych małych dziś teatromanów stanie na naszej scenie jako dyplomowany aktor. Już mamy wspaniały narybek. Podopieczni skupieni w grupach teatralnych MOK-u bezustannie zdobywają nagrody indywidualne na przeglądach i festiwalach teatralnych. Potencjał ma również Busola Stowarzyszenie dla Artystycznie Uzdolnionych Dzieci. Są piotrkowianie, którzy obecnie kształcącą się w zawodzie czy to aktorskim, czy reżyserskim. Oni już teraz deklarują chęć powrotu do rodzinnego miasta, warto więc dać im powód do tych powrotów...
Agawa