Kontrowersyjny billboard umieszczony jest po południowej stronie ulicy Sulejowskiej, w obrębie ulicy Żurawiej i skrzyżowania z rondem Sulejowskim. Powierzchnia reklamowa mieści się na terenie prywatnej posesji. Przedstawia wizerunki dwóch dzieci. Pierwszy, czarno-biały, opatrzony symbolami dwóch strzykawek, oznacza to, co było dawniej – jedynie dwa obowiązkowe szczepienia (przeciwko ospie oraz Di-Per-Te, przeciwko błonicy, krztuścowi i tężcowi). Wizerunek dziecka symbolizujący to, co dziś, to już jednak cały wianuszek strzykawek ze szczepionką. Obok tego, czarne i czerwone, napisy: alergie, nowotwory, gwałtowny wzrost hospitalizacji dzieci, astma, choroby immunologiczne, cukrzyca. - Dobra zmiana? - pytają retorycznie organizatorzy kampanii na bannerze.
Plakat opatrzony jest adresem www.stopnop.com.pl. To strona Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach „Stop NOP” (NOP – niepożądane odczyny poszczepienne - przyp. red.). Szybko lądujemy na facebookowym, na bieżąco aktualizowanym, profilu stowarzyszenia. - My, rodzice dzieci, które doświadczyły powikłań poszczepiennych oraz wszystkie osoby, które mają na względzie ich dobro, w celu ich ochrony, apelujemy o podjęcie uchwały o potrzebie stworzenia indywidualnego programu szczepień oraz szerokiej debaty na temat obecnego i ciągle poszerzanego kalendarza szczepień – czytamy w opisie. - Stan zdrowia polskich dzieci jest coraz gorszy. Świadczą o tym alarmujące statystyki zachorowań i dramatycznie rosnąca liczba hospitalizacji dzieci, co jest bezpośrednio zbieżne czasowo z rozszerzaniem obowiązkowego kalendarza szczepień, wzrostem realizacji nowych szczepień zalecanych i użycia nowych szczepionek wieloskładnikowych (szczególnie u coraz intensywniej szczepionych niemowląt).
Postanowiliśmy spytać przechodniów, co sądzą o pomyśle umieszczenia billboardu... i o obowiązkowych szczepionkach. - Jasne, że ten plakat powinien tu być – mówi starszy pan. - Szczepienia powinny być obowiązkowe! - zauważa. Kiedy uświadamiamy go, że kampania to raczej element sprzeciwu, a nie poparcia dla tego, co nam mówi, szybko zmienia front. - O, to nie, nie powinno go tutaj być. Ja sam się szczepiłem i nie chorowałem, a jestem zdrowy – tłumaczy. - Ale padają argumenty, że szczepionki przyczyniają się do rozwoju chorób – kontynuujemy. - Proszę pana! Choroby były, są i będą – odpowiada i odchodzi.
Młody chłopak przyznaje z kolei, że słyszał o billboardzie już wcześniej. - Nawet w internecie jest to gdzieś pokazane, i jest komentowane dość prześmiewczo, moim zdaniem nie ma się czym szczycić. Nie powinien się tutaj znaleźć. Szczepionki nie są szkodliwe i pomagają w wielu sytuacjach – komentuje.
Są i tacy, którzy mają mieszane odczucia. - Nie do końca uważam, że więcej szczepień to więcej chorób. Kiedyś dzieci się szczepiło na przykład na odrę, a były przypadki, że ludzie umierali, bo tych szczepionek nie było. Dzisiaj mówi się też, że powodują np. autyzm. Ale czytałam trochę artykułów na ten temat i nie do końca się z tym zgadzam – tłumaczy napotkana po drugiej stronie ulicy kobieta. Zaznacza przy tym, że przymus szczepienia nie powinien istnieć - Żyjemy w wolnym i demokratycznym kraju i rodzice powinni mieć prawo do decydowania – zaznacza.
Wątpliwości w tej kwestii nie ma natomiast Wiesława Kozińska, kierownik Sekcji Oświaty Zdrowotnej i Promocji Zdrowia. - Negowanie szczepień jest bardzo niemądre. Gdyby nie one, byłoby nas na świecie mniej. Pamiętamy niesamowite epidemie, kiedy umierały tysiące czy miliony ludzie. Dziś mamy szczepienia i zapomnieliśmy o tym problemie – mówi. Przypomina także, że po wprowadzeniu obowiązkowych szczepień przeciwko wirusowemu zapaleniu typu B zachorowalność w tym przypadku znacznie się zmniejszyła. Teraz problem stanowi typ C. - Tego się bardzo boimy, bo nie ma szczepionki. Duża część społeczeństwa jest zarażona wirusem typu C i nawet o tym nie wie. To prowadzi do marskości czy raka wątroby. Gdyby na WZW C była szczepionka, bylibyśmy spokojniejsi!
Koordynator łódzkiego oddziału „Stop NOP” przedstawia się jako Iwona Niebieska. Takich billboardów, jest, jak przyznaje w rozmowie z nami, „kilka”. Odżegnuje się szybko od nazywania stowarzyszenia grupą „antyszczepionkowców” - bo nie taki jest cel grupy. Powołuje się na osobiste doświadczenia, związane ze szczepieniami. Mówi, że ma czwórkę dzieci i przez pewien nikt nie zmuszał jej do szczepień. - Sama to robiłam, wykupywałam też szczepionki dodatkowe. Do czasu, aż zaczęłam zauważać u dzieci niepokojące objawy – u syna problemy neurogologiczne, zaburzenia równowagi, a u córki różyczkę poszczepienną. Wstrzymałam się ze szczepieniami, a równolegle z tą decyzją zaszłam w czwartą ciążę.
Ostatnie dziecko urodziło się jako skrajny wcześniak, w dwudziestym ósmym tygodniu. - Zostało zaszczepione bez mojej wiedzy i zgody, jeszcze gdy było zaintubowane, w ciężkiej zamartwicy, ważyło niespełna półtora kilograma. Dostało szczepionkę BCG, w przypadku której, jak się później dowiedziałam, producent wyklucza szczepienie w przypadku dzieci ważących mniej niż 2 kg. Dowiedziałam się o wszystkim, tak naprawdę, w dniu wypisu. Zaszczepiane zostało później jeszcze tylko raz, w dziewiątym tygodniu życia. Miałam spore wątpliwości, rozmawiałam z lekarzami i usłyszałam, że wszystkie niepożądane działania na ulotce są, bo producent musiał coś napisać – opowiada. - Dziecko dostało szczepienia i niespełna dwie godziny później przestało oddychać. Najbardziej w tym wszystkim poruszyło mnie to, że lekarze nie chcieli się przyznać, że to wszystko, co mnie spotkało, to były rzeczy, wobec których miałam obiekcje.
Problemem nie są, jak powtarza po raz kolejny, szczepionki same w sobie, a brak odpowiedniego podejścia do każdego przypadku. - Pacjent stał się świadczeniobiorcą, a lekarz, zamiast leczyć zgodnie z wiedzą, leczy zgodnie z procedurami, za które jest rozliczany – mówi bez ogródek. Kampania „Stop NOP” nie zmierza do tego, by rodzice przestali szczepić – podkreśla I. Niebieska. Czego więc chce stowarzyszenie? - Bezpiecznych szczepionek, indywidualnego kalendarza szczepień, dzięki któremu dziecko miałoby badane przeciwciała. Nie byłoby czegoś takiego, że są w nie pakowane wszystkie szczepienia, bez potrzeby czy z potrzebą. Tego się obecnie nie sprawdza, bo to kosztuje. Chcemy też, na wzór 17 krajów europejskich, wolności wyboru, oraz odpowiedzialności finansowej i prawnej za skutki uboczne szczepień.
Pytana jeszcze tylko o jedno: jak długo kampania będzie koordynowana, odpowiada: - Tak długo, jak będą tego chcieli rodzice.
Przypomnijmy, że debata na omawiany temat rozgorzała na nowo we wrześniu. Media nagłośniły bowiem historię małżeństwa, które uciekło z wcześniakiem ze szpitala i które nie godziło się m.in. na obowiązkowe szczepienie swojej córeczki przeciw gruźlicy (żądali sprawdzenia, czy dziecko nie ma wrodzonych niedoborów odporności). Pod koniec października rodzice stanęli przed sądem.