- 17 mln na Centrum Świętego Mikołaja w Wolborzu
- Dzień Pracownika Socjalnego. Statuetki dla MOPR i PCPR w Piotrkowie
- Podsumowali tegoroczną kwestę
- Kto zostanie mistrzem gminy Sulejów?
- Problem mieszkańców bloków w Woli Krzysztoporskiej
- Szukali ciała w dawnym szpitalu
- Lubisz jazz? Wpadnij na dwa dni do Sulejowa
- Budowa tężni solankowej w Piotrkowie oficjalnie zakończona
- Policja ukarała Antoniego Macierewicza. Czy poseł straci prawo jazdy?
Szykują się do startu
Zamiar kandydowania na prezydenta Karol Szokalski ogłosił na antenie lokalnego radia Strefa FM. Deklarację tę potwierdził w rozmowie z naszym reporterem, przebywając na zagranicznym urlopie. - Deklaracja jest jasna i klarowna - mówi Szokalski. Zaznacza, że nie ma jeszcze ostatecznym ustaleń co do kandydata na prezydenta, którego wystawi środowisko przedsiębiorców (konkretnie Regionalna Izba Gospodarcza), ale on stawia się do dyspozycji i jest osobą najpoważniej obecnie braną pod uwagę. Czy nie za wcześnie? Szokalski przywołuje przykład amerykański, wedle którego kampania zaczyna się zaraz po wygraniu wyborów.
- Ludzi nie można zaskakiwać wyciągając kandydatów niczym króliki z kapelusza - argumentuje Szokalski. - Nie może być tak, że się przywozi kogoś w teczce, tu nie może być przypadkowości, spadochroniarstwa.
Jak ocenia swe szanse? - Szanse mają ludzie stąd, dynamiczni, posiadający silne zaplecze, a jakie środowisko może być ważniejsze od środowiska gospodarczego, przedsiębiorców tworzących miejsca pracy? Gospodarka to bijące serce tego miasta.
Szokalski startując na radnego w ostatnich wyborach nie miał szerszego poparcia. Nie dostał się. Miejsce w szeregach rady zajął po zamordowanym Wojciechu Kulbacie. Jego notowania jednak rosną, choć niekoniecznie wprost proporcjonalnie do apetytu i ambicji, jakie sam prezentuje. Jest przewodniczącym komisji polityki gospodarczej i wiceprzewodniczącym komisji administracji i bezpieczeństwa publicznego.
Murowanym kandydatem PO na prezydenta wydaje się być Andrzej Czapla (obecnie wiceszef WFOŚiGW w Łodzi), który o włos przegrał ostatnie wybory z Krzysztofem Chojniakiem. Radny Paweł Ciszewski (PO) uważa, że do pierwszej tury każde poważne ugrupowanie wystawi własnego kandydata, ale w drugiej wiele może się zdarzyć. - Karol Szokalski ogłosił, że startuje? Gdyby powiedział, że wygra, to by mnie rozbawił, ale jeśli tylko z wrodzoną skromnością ogłosił, że startuje, to nie widzę w tym nic nadzwyczajnego - komentuje Ciszewski i dodaje, że kandydatem PO na pewno nie będzie. - Często w takich sytuacjach wypuszcza się "zająca", kogoś, kto ma odwrócić uwagę od poważnego kandydata pokazywanego w decydującej fazie. Być może to taki fortel ze strony RIG - zastanawia się radny i dodaje, że "wygląda to tak jakby sprinter zajął miejsce w blokach przy pustym stadionie na 3 godziny przed biegiem, przekonany, że w ten sposób będzie miał lepszy start. Nie będzie miał lepszego startu. Trudno też, żeby ktoś z konkurentów potraktował go poważnie."
- Ten Karol to mnie bardzo zaskoczył - mówi z kolei radna Prawicy Razem, Jadwiga Wójcik. - Wysoko mierzy, ale to inteligentny człowiek, a wszystko jest możliwe.
Zdaniem Tomasza Sokalskiego (klub Lewica) deklaracja Szokalskiego świadczy o tym, że kampania samorządowa 2010 już się rozpoczęła. - Myślę, że była ona uzgodniona z RiG - dodaje. - Też dyskutujemy już na temat potencjalnych kandydatów i Lewica na pewno wystawi swojego, przynajmniej w pierwszej turze, a w drugiej, to zobaczymy.
Sokalski odsyła do Bronisława Brylskiego, ale on na razie nie zamierza ujawniać swoich typów. Choć dziś nikt głośno tego nie powie, nieoficjalnie mówi się w tym środowisku o konieczności zjednoczenia sił i wystawieniu wspólnego kandydata Lewicy, Platformy i środowiska przedsiębiorców, czyli RiG, bo, jak mówią niektórzy, tylko dzięki temu będzie można wylansować rywala zdolnego pokonać urzędującego Krzysztofa Chojniaka, który zapewne będzie się ubiegać o reelekcję. Tym razem może mieć jednak znacznie trudniej, bo poróżnił się z lokalnymi działaczami PiS i ponowne wsparcie tej partii jest co najmniej bardzo wątpliwe. Radny Adam Gaik (PiS), nie chce na razie nawet podejmować tego tematu.
Przedwyborcza walka w Piotrkowie zaczęła się jednak na długo przed deklaracją Szokalskiego i najbardziej uwidoczniła w najmniejszych możliwych przyczółkach politycznego zaplecza - radach osiedli. Ich znaczenie, wcześniej raczej bagatelizowane, zauważyli radni rządzącej Prawicy Razem. Zaczęły się roszady, tworzenie nowych rad i dzielenie starych jak rady os. Wyzwolenia-Sulejowska na dwie odrębne, gdzie szczególną solą w oku rządzących był jej szef, opozycyjny radny Tomasz Sokalski. Ten jednak przechytrzył "swoich prześladowców" i... przemeldował się. - To obrzydliwe - ocenia Jadwiga Wójcik, która przegrała z Sokalskim walkę o radę.
- Praca w radzie to dodatkowy, społeczny obowiązek, a ja zacząłem przybliżać się do mieszkańców prowadząc dyżury na osiedlu, to zaowocowało - tłumaczy Sokalski.
W Bełchatowie istnieją trzy rady osiedlowe, które funkcjonują przy spółdzielniach mieszkaniowych. Jednak w żadnej z nich aktywności nie przejawiają politycy.
- Na pewno udział w pracach rad wpływa na popularność wśród mieszkańców, ale nie mieliśmy jeszcze wyborów, by ktoś z rady osiedla dostał się do rady miejskiej - mówi Andrzej Ratajski, prezes Bełchatowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Elementy gry przedwyborczej dostrzegają politycy zasiadający w Radzie Miejskiej Bełchatowa, lecz o otwartej kampanii nikt jeszcze nie chce mówić. - Wkrótce będziemy przyjmować budżet, wtedy pewnie pojawią się pierwsze jaskółki kampanii - mówi Jan Wieczorkiewicz, radny lewicy. Według części rajców, duża liczba inwestycji w mieście dziwnym zbiegiem okoliczności będzie zakończona tuż przed kolejnymi wyborami. Albo np. sprawa dworca autobusowego, od dawna będącego w opłakanym stanie. Niedawno miasto ogłosiło, że chce go przejąć i odnowić, choć PKS nie kwapi się do tego pomysłu.
Prezydent Marek Chrzanowski nie widzi nic nadzwyczajnego w tym, że część popularnych inwestycji za je-go kadencji zakończy się przed wyborami. - Odmierzanie inwestycji w kontekście kalendarza wyborczego jest nieporozumieniem - dodaje.
Spośród tomaszowskich ugrupowań politycznych jak na razie tylko Lewica i Demokraci otwarcie przyznają się do pierwszych poważnych kroków w kierunku wyborów. - Rozpoczęliśmy wydawanie gazety, w której prezentujemy osoby związane z naszym ugrupowaniem - mówi Andrzej Barański, szef Rady Powiatu, lider tomaszowskiego LiD. - Półtora roku powinno wystarczyć, by wypromować nazwisko, które będzie pracować na nasz wynik.
Barański przyznaje, że rozmowy dotyczące tego, kto będzie tym razem ubiegał się o prezydenturę, trwają.
Przedstawiciele PO przyznają, że na razie bardziej skupiają się na wyborach do europarlamentu, które odbędą się na wiosnę. - Chcemy wystawić człowieka z naszego powiatu. Jeśli to się uda, będziemy wspólnie pracować na jego sukces, jeśli nie, poprzemy osobę, której najbliżej do naszego regionu - mówi Tadeusz Adamus, wiceprzewodniczący RM.
PiS na razie też raczej skupia się na eurowyborach, ale zapowiada zaciętą walkę o najważniejsze stanowiska w mieście. - Żeby coś zdziałać, musimy mieć większość w obu radach - mówi jeden z działaczy.
Teraz startujący w wyborach tomaszowianie nie będą mogli promować się w radach osiedla, choć tu były to rzadkie przypadki. Największa spółdzielnia "Przodownik" wprowadziła nowy statut, w którym rady osiedla już nie funkcjonują, bo teraz blok jest teraz rozliczany osobno.
Marek Obszarny, (greg, wola) POLSKA Dziennik Łódzki