Na spotkanie umówiłem się z z Martą Skrzypczyńską, pielęgniarką oddziałową oddziału wewnętrznego, który został przekształcony w tzw. oddział covidowy II stopnia. - Kiedy przechodzimy do pacjentów rzeczywiście zakładamy te osławione kombinezony – opowiada pani Marta - Mamy też na sobie maski z filtrem czy gogle i przyłbice. Sprawia to więcej problemów niż w normalnych warunkach. Trudniej chociażby wykonać wkłucie, gdy mamy na sobie dwie pary rękawiczek ochronnych. Zmienia się też pole widzenia. Czas pracy w kombinezonie jest długi, bo niektórzy pacjenci wymagają większej uwagi, trzeba zająć się ich pielęgnacją czy karmieniem.
Pacjenci, u których istnieje podejrzenie zakażenia są weryfikowani testem. Jeżeli wynik jest negatywny, są oni kierowani na oddział, właściwy dla dolegliwości, na jakie się uskarżają. Pacjenci z dodatnim wynikiem na obecność koronawirusa trafiają na nowo utworzony oddział covidowy. Potem izoluje się ich w czerwonej strefie. Idą do sal, których nie mogą już opuszczać.
Odział covidowy to dotychczasowy oddział wewnętrzny, który został podzielony na dwie części, „czystą” i „brudną”. W pierwszej przebywa personel, zaopatrzony w środki ochrony indywidualnej, a gdy obsługa przechodzi do pacjentów zakłada kombinezony. - Bardzo pomagają nam w pracy maszyny, które pozwalają natleniać pacjentów sprężonym tlenem - stwierdza pani Marta - Dzięki nim możemy podnieść saturację bez intubacji. To nie obciąża też pacjenta, który w innych okolicznościach musiałby mieć założone tzw. „szelki” na nos. To najlepsza rzecz dla chorego, który przechodzi ciężkie covidowe zapalenie płuc. W szpitalu brakuje personelu. - Niektórzy pracownicy muszą przebywać w kwarantannie – mówi pielęgniarka - Tym bardziej moim koleżankom i kolegom należą się słowa uznania, ponieważ pacjenci nie zostali pozostawieni sami sobie. Mimo problemów zwiększone zostały obsady dyżurów.
Pracy na tym oddziale jest dużo więcej i jest ona znacznie trudniejsza. Wymaga też znacznej ostrożności.
- Tak jak podczas ratowania ludzi, ratownik musi być żywy, tak i my, aby pomagać pacjentom musimy być pewni, że sami jesteśmy bezpieczni – twierdzi pani Marta
- Żeby istotnie nieść pomoc chorym, niezbędna jest dla nas pełna dyspozycja fizyczna. Często naszym pacjentom wsparcie psychiczne.
Okazuje się, że zakażenie najgorzej znoszą ludzie młodzi. - Mieliśmy trzydziestokilkuletniego zakażonego, który izolację znosił źle i podłamał się psychicznie – opowiada pani Marta - Ktoś inny w czasie pobytu w szpitalu stracił bliską osobę. Rodzina nie wiedziała, jak przekazać mu tę informację. Doradziliśmy, by nie dokładać mu cierpienia, a o stracie poinformować po powrocie do domu, kiedy bliscy będą mogli udzielić mu bezpośredniego wsparcia. Tutaj na naszych oczach rozgrywają się ludzkie dramaty, bo koronawirus nie tylko wyniszcza chorych fizycznie, ale też psychicznie. Koronawirus jest. Widzimy to niestety w pacjentach, którzy przechodzą zakażenie bardzo ciężko, widzimy to też w liczbie zgonów. Wystarczy wybrać się w okolice cmentarzy, by przekonać się jak wiele nekrologów wisi obecnie na okalających je murach.
W związku z koniecznością przekształcenia oddziału wewnętrznego w covidowy niezbędne okazało się m.in. zmodernizowanie infrastruktury szpitala. Pod oddziałem anestezjologii i intensywnej terapii zbudowano specjalną śluzę, która ma za zadanie izolować personel od zakażonych. Pojawił się tu też prysznic, który pozwala na dokładną dezynfekcję całego ciała po wykonaniu pracy przy chorym. Obecnie szpital nie dysponuje pełnym składem personalnym. Niektórzy pracownicy przebywają na kwarantannie. Choć nie wszyscy są zakażeni to środki bezpieczeństwa nakazują ich czasowe wyłączenie z pracy w placówce przy ul. Rakowskiej.
Szpitalny Oddział Ratunkowy działa, karetki wyjeżdżają, placówka funkcjonuje normalnie. Prowadzone są reanimacje czy zabiegi ratujące życie, to wszystko się tutaj dzieje. Odbywają się też zabiegi planowe.