Pan Janek nie jest sam. Jego jedynym przyjacielem jest Bandzior, 15-letni kundelek, który jakimś cudem przeżył właśnie piąty wypadek samochodowy. Właśnie przez Bandziora pan Janek nie może pójść do noclegowni. Tam nie wpuszczą go z psem.
Pan Janek śpi w piwnicy jednego z piotrkowskich wieżowców, w którym mieszka pani Ewa. Nie wszystkim się to podoba. - Bezdomny jest zły, bo jest brudny i cuchnie. A gdzie ten bezdomny ma się umyć? Jeżeli jest bezdomny, to nie ma łazienki. To normalne - mówi kobieta, którą wzruszył los pana Janka i... Bandziora. - Dlaczego ja mam nie użyczyć komuś piwnicy, skoro znam człowieka, któremu chcę pomóc? Jutro też mogę być bezdomna. Bloki, w których mieszkamy, mają swoją żywotność. One za 5 - 10 lat mogą się zacząć sypać. I co wtedy?
- Może wtedy mnie ktoś nie wpuści do piwnicy. Skoro ja dziś otwieram moją piwnicę człowiekowi, to może jutro ktoś mnie otworzy. Może będziemy stać w kolejce i bić się, kto pierwszy wejdzie do tej piwnicy. Ludzie w ogóle się nad tym nie zastanawiają. Jeżeli ktokolwiek jest bezdomny, to wiadomo, że spotkało go nieszczęście i przechodzi piekło na ziemi. Ja współczuję człowiekowi, który mieszka w piwnicy, nie ma światła, nie ma telewizora, nie ma wody, nie ma nic. Nie może sobie nawet herbaty zrobić. Mnie się obrywało, że tego człowieka wpuściłam.
Przed laty pan Janek pracował w spółdzielni mieszkaniowej. Miał rodzinę, ale życie mu się rozsypało. Najpierw mieszkał u kolegi. Kolega zmarł, został po nim Bandzior, dziś jedyny przyjaciel. Później pan Janek błąkał się po piwnicach. Miał alternatywę - noclegownię dla bezdomnych. Tam jednak mieli pretensje z powodu pieska. Bandzior musiał zostać przed noclegownią, w przeciwnym razie każdy przychodziłby z psem lub kotem. Mężczyzna zaczął się błąkać. Obserwowała go pani Ewa.
- Pan Janek ma pieska, którego nie chciał oddać do schroniska. Bandziorek był w schronisku, ale przez tydzień nic nie jadł i pani Mrozińska (pracownik schroniska - przyp. AS) szukała pana Janka, więc on go stamtąd zabrał. Piesek ma 15 lat, przeszedł 5 wypadków samochodowych. Dlaczego ja mam nie pomóc człowiekowi, który się tym psem zajął? Mieszkam tutaj w okolicy. Pana Janka znałam jedynie z widzenia. Widziałam, że dbał o tego pieska. Bandzior zawsze miał wodę do picia. Ja nie mogę zapewnić, że będąc w sytuacji pana Janka, nie zaczęłabym pić. Przeżyć coś takiego na trzeźwo, to jest sztuka - stwierdza kobieta.
Pan Janek wszędzie chodzi z Bandziorem, chociaż przyjaciel jest dla niego kulą u nogi, bo trudno jest skryć się gdzieś na klatce, mając psa. Bandzior ma swojego pana, więc nie odejdzie. Kiedy pan Janek dostanie kiełbasę lub kaszankę, to najpierw karmi psa, potem zjada to, co zostanie. - Dlatego mam do niego szacunek. Chylę przed nim czapkę - mówi pani Ewa.
Świąt Bożego Narodzenia pan Janek nie spędził sam. Zaprosił go do siebie któryś z kolegów. - Bardzo się ucieszyłam, że nie musiał sam siedzieć w piwnicy. Zrobiłam mu świąteczną paczkę, żeby też odczuł Boże Narodzenie - mówi Ewa.
Od listopada pan Janek śpi w wieżowcu, w piwnicy. - Posprzątaliśmy mu tam, położyliśmy materac. Ktoś przyniósł pierzynę, ktoś kołdrę, ktoś poduszkę. Byli to sąsiedzi, ale nie z mojej klatki. Miałam straszną przeprawę. Wychodząc czy wchodząc do klatki, zawsze byłam napadana. Pytali, co ja robię. - Niech sobie tego psa do schroniska oddaje! Niech go uśpi! Zabić! - takie komentarze padały. Były donosy do Straży Miejskiej, na policję, do administracji. Sama poszłam z tą sprawą do administracji.
więcej w najnowszym numerze (11) „Tygodnia Trybunalskiego"
Aleksandra Stańczyk