Według jednego z piotrkowskich radnych w mieście doszło do wynaturzenia idei szkolnych wycieczek. Ponoć dochodzi do sytuacji, że uczniowie szkół podstawowych czy gimnazjów jeżdżą na wycieczki na Francuską Riwierę. Radny oczekuje reakcji urzędników.
Ten nietypowy jak na obrady Rady Miasta temat pojawił się podczas ostatniej sesji (środa 28 maja). - Swego czasu dowiedziałem się, że studniówki to nie są imprezy szkolne. Teraz chciałbym się dowiedzieć czy wycieczki szkolne i tzw. zielone szkoły są działaniami szkolnymi? A jeżeli są, to czy miasto, w ramach kształtowania polityki oświatowej, ma wpływ na to, w jakich kierunkach się one odbywają i za jakie pieniądze - pytał radny klubu Prawica Razem Przemysław Winiarski. - Uważam, że dochodzi do wynaturzenia idei zielonych szkół i wynaturzenia idei wycieczek przez organizowanie bardzo dalekich i bardzo drogich wyjazdów w szkołach podstawowych i gimnazjach. Proszę sobie wyobrazić, że dzieci z gimnazjum jadą np. na Riwierę Francuską, z czego 2 dni jadą autobusem w jedną stronę, 2 dni w drugą stronę, 3 dni są na miejscu i płacą za to kolosalne pieniądze. Wypacza się idea wycieczki czy zielonej szkoły, dlatego że z danej klasy jedzie kilka osób i zbiera się grupę z całej szkoły. Czy chodzi o to, żeby nauczyciele gdzieś pojechali? Chodzi o to, żeby firma turystyczna porządnie zarobiła? Na pewno nie chodzi o to, żeby integrować klasę. Na pewno nie chodzi też o to, żeby nie podkreślać różnić majątkowych między rodzicami. Niestety, ale takie zjawisko ma miejsce.
Radny sugerował, aby problem spróbować rozwiązać odgórnie, tzn. zakazać dalekich wojaży. - Na przykład na Śląsku w niektórych miejscach jest absolutny zakaz organizowania wycieczek zagranicznych. Mamy piękny kraj, powinniśmy uczyć młodzież patriotyzmu, powinniśmy uczyć ich docenienia tego, co mamy tutaj na miejscu. Oczekiwałbym w miarę możliwości od kierownictwa Referatu Edukacji zwrócenia uwagi na to zjawisko – mówił Winiarski.
Zanim odpowiedzi udzieliło kierownictwo Referatu, w dyskusję włączyli się inni radni. -
Wobec dzieci gorzej uposażonych to jest nie fair, bo jedna grupa jedzie, później się chwali, a inni siedzą i myślą, gdzie ja się urodziłem. Powinno w tym kierunku być coś zrobione. Nasi południowi i wschodni sąsiedzi wysyłają dzieci na zieloną szkołę na łono natury lub do rolników, żeby uczyli się przy wykopkach lub przy innych pracach związanych z prowadzeniem gospodarstw – zauważyła radna Jadwiga Wójcik.
Następnie stanowisko Urzędu przedstawił Radosław Kaczmarek, kierownik Referatu Edukacji: - W każdej szkole występuje coś takiego jak program wychowawczy, który zatwierdzany jest przez organy szkoły, czyli przez dyrektora, Radę Pedagogiczną, Radę Rodziców. Organ prowadzący nie ma nic do tego, to raczej organ nadzoru pedagogicznego kontroluje te dokumenty. My jako organ prowadzący nie mamy wpływu na to, kto i gdzie wyjeżdża na wycieczki szkolne. Ja jedynie mogę apelować do dyrektorów o zdrowy rozsądek. Wpływu na to, czy jadą na Riwierę Francuska, czy do Poronina, czy do Sulejowa, nie mamy żadnego.
Radny Winiarski, swoim zwyczajem, nie dawał za wygraną. - Wycieczka szkolna czy zielona szkoła organizowane są w godzinach lekcyjnych. Biorą w tym udział pracownicy szkoły, którzy pobierają za to wynagrodzenie. Odbywa się to w godzinach funkcjonowania szkoły, a pan kierownik mówi, że to nie jest impreza szkolna? - pytał.
Radosław Kaczmarek informował, że jeśli podczas wycieczki realizowana jest podstawa programowa, to wycieczka jest imprezą szkolną. A skoro rodzice chcą, aby ich dzieci realizowały podstawę programową na Riwierze Francuskiej... Jak miałoby to wyglądać w praktyce? - Jeżeli w autokarze ćwiczą tabliczkę mnożenia, to wszystko jest w porządku – stwierdził przewodniczący Rady Miasta Marian Błaszczyński.
Po krótkiej dyskusji radny, który wywołał temat stwierdził, że Referat Edukacji jest więc tylko po to, żeby zarządzać wydawaniem dotacji oświatowej, sprawami technicznymi, organizacyjnych i cieknącymi dachami. - Miasto nie ma żadnego wpływu na politykę oświatową prowadzoną przez placówki? - pytał. Kierownik Referatu Edukacji przyznał radnemu rację, przypominając jednocześnie, że szkoły prowadzą politykę oświatową, którą narzuca im MEN. Wygląda więc na to, że podstawa programowa może być realizowana zarówno w szkolnej ławie, jak i na Alasce.
as