To fragment listu, który napisała do nas jedna z mieszkanek największego osiedla w Piotrkowie. Pani Grażyna, chociaż małych dzieci nie ma (jak się okazuje, jako jedna z niewielu), martwi się o tych, którym spółdzielnie zabraniają takiej formy zabawy. Zdaniem zarządów spółdzielni, większość mieszkańców boi się o szyby w oknach. Przeszkadza też hałas. Potwierdzają to niektórzy mieszkańcy.
- Te tablice postawione są, jak sądzę, na wniosek lokatorów, choć na przykład o moje zdanie nikt się nie pytał. Wcześniej na terenie dzikiego boiska, przy którym mieszkam, zasadzono drzewka. Wszystko za pieniądze mieszkańców jednego z większych osiedli w mieście, a więc i moje. Mam więc prawo zaprotestować przeciwko takim procedurom - mówi pani Grażyna z Piotrkowa.
Jak się okazuje, pani Grażyna jest w mniejszości. Wielu mieszkańców (zwłaszcza starszych) nie chce słuchać hałasujących dzieci, chce mieć ciszę i spokojną głowę o własne szyby.
- Dobrze, że są te zakazy. Teren przy bloku to nie miejsce do takich zabaw. Są od tego boiska i tam dzieci powinny kopać piłkę. My jako mieszkańcy chcemy mieć spokój - mówi jedna z mieszkanek bloku przy ul. Kostromskiej.
- Wie pani, rozumiem, że dzieci chcą się bawić i w wakacje pograć w piłkę, ale my tu mieszkamy i nie chcemy wysłuchiwać ciągłych przekleństw i wrzasków. Wiadomo, jakie są dzieci w dzisiejszych czasach - mówi inna piotrkowianka. - Nie widzę przeszkód, żeby dzieci grały w piłkę pod blokiem. To spółdzielnia powinna zadbać o zabezpieczenie przestrzeni i wyznaczenie terenu dla młodych mieszkańców osiedli - mówi z kolei inna mieszkanka Piotrkowa.
- Na naszym osiedlu, przy Armii Krajowej, też jest taki zakaz. Dzieci nie mogą grać na zielonym skwerze, to przeniosły się na miniplac zabaw bezpośrednio przy parkingu. Piłki non stop obijają stojące na parkingu auta. Rozumiem te dzieci. One chcą się bawić, rodzice nie mają pieniędzy, by wysyłać je na kolonie, więc od rana do wieczora są na powietrzu. Zwracam im uwagę, przepraszają. Nie mam jednak pretensji - mówi mieszkanka bloku przy Armii Krajowej. Pani Grażyna zakazami gry w piłkę jest mocno zbulwersowana. Chociaż jej dzieci już dawno wyrosły z takiego sposobu spędzania wolnego czasu, martwi się o innych małych mieszkańców osiedli.
- Drodzy państwo, nie zapominajmy, że wszystkie dzieci nasze są i powinny mieć prawo do własnego podwórka, tak jak wy i być może już wasze dorosłe dzieci miały. Swojego - to znaczy blisko bloku, bo tam czują się bezpiecznie. Już słyszę te głosy sceptyków, że przecież dzieci hałasują. Owszem, bo taka ich natura. Przypominam, że hałasują też kosiarki, samochody, śmieciarki. Dlaczego nikt nie protestuje przeciwko takim odgłosom. Słyszałam głosy, że dzieci mogą wybić szybę w oknach i kto za nią będzie płacić? Owszem może się tak zdarzyć i dlatego myślę, że powinniśmy zmobilizować spółdzielnie do wydania pieniędzy na zapobieganie takim sytuacjom np. przez założenie siatki. Bo cóż zapewniają spółdzielnie naszym młodym mieszkańcom? - pyta pani Grażyna.
Władze spółdzielni zgodnie mówią, że reagują na wszystkie pytania i prośby mieszkańców. Jednak te zdania często są bardzo rozbieżne. - Mieszkańcy zgłaszają się do nas z różnymi problemami. Zwykle wygląda to tak, że przynoszą pismo z podpisami jakiejś grupy osób i takie wnioski realizujemy. Jeżeli chodzi o te konkretne zakazy gry w piłkę, to również jest to prośba mieszkańców. Musimy liczyć głosy większości. Podobny problem mamy z ławkami. Jedni mieszkańcy się ich domagają, a inni, ci, którzy mieszkają na parterze, nie życzą sobie siedzisk i protestują. Przeszkadza im hałas młodzieży, która często w letnie wieczory gromadzi się w tych miejscach. Te prośby realizujemy w miarę możliwości i z myślą o wszystkich. Od czasu do czasu dostajemy skargi od mieszkańców o hałasującej młodzieży, która gra w piłkę pod oknami bloków. Chcąc nie chcąc, większość mieszkańców żąda, by zakaz gry w piłkę w określonych miejscach obowiązywał - mówi Zbigniew Krasiński, zastępca prezesa Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
- Mieliśmy jeden lub dwa takie przypadki, gdzie byliśmy zmuszeni wywiesić ogłoszenie na klatce schodowej z informacją o zakazie gry w piłkę. Dzieci przeszkadzały innym mieszkańcom. Uważam, że młodzież ma tyle boisk i wolnych miejsc odsuniętych od okien, że nie jest poszkodowana - mówi Władysław Michalak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej im. Juliusza Słowackiego. -Wszystkie problemy rozwiązujemy na podstawie pism z podpisami osób. Bywa tak, że jedni piszą, by urządzić boiska dla dzieci i pozwolić na grę w piłkę, inni, by je zlikwidować. W takich wypadkach musimy brać pod uwagę większość - dodaje prezes spółdzielni “Barbórka”.
Pani Grażyna, zdając sobie sprawę, że znajduje się w mniejszości, mówi o konsekwencjach takich zakazów i apeluje o większe zainteresowanie młodymi mieszkańcami osiedli. - Drodzy dorośli, pozwólmy dzieciom na zabawę obok własnego bloku. Nie budujmy w nich poczucia odrzucenia. Takimi akcjami dajemy im sygnał, że są niepotrzebne. Reagują na to frustracją. Widziałam, jak na skwer znajdujący się koło mojego bloku dzieci przyprowadziły psa i kazały mu sikać na drzewo. Mówiły, że jakdrzewa uschną, to zakaz gry w piłkę zostanie zdjęty. Czy naprawdę wydaje się państwu, że jedyną słuszną metodą są zakazy? Myślę, że z tej frustracji te dzieci potem niszczą klatki schodowe, łamią drzewka, piszą wulgarne napisy na murach. Co w takim razie mamy zrobić, by nasze dzieci integrowały się ze swoim osiedlem, miastem, krajem? – pyta pani Grażyna.
Wszyscy spróbujmy odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Ewa Tarnowska-Ciotucha