Do ataku na córkę z psem miało dojść w ubiegłym tygodniu. W pewnym momencie ptaki zaczęły pikować - prosto na głowę dziewczyny. Udało jej się uciec. - Aż przypomniały mi się "Ptaki" Hitchcocka - uśmiecha się gorzko pani Ewa i twierdzi, że od tego momentu pies boi się wyjść na spacer. - Są przerażające. Te wielkie dzioby... Mogłyby zrobić krzywdę. Podobno jednej z sąsiadek wydarzyła się podobna historia. Nie wiem, może mają tu gniazdo?
Paweł Kowalski, leśniczy z Leśnej Osady w Kole, podkreśla jednak, że gawrony nie atakują ludzi i nie wierzy w zdarzenie, o którym opowiada pani Ewa. - Możliwe, że ptaki po prostu robiły zamieszanie będące naturalną reakcją na zbliżenie się do ich gniazda. Robią to także inne gatunki, na przykład czajki.
Z jednego z osiedli w Piotrkowie przenieśmy się na spacer do parku Poniatowskiego. Odnowiony, zadbany i uporządkowany - można mieć wrażenie, że odżył po rewitalizacji. Im jednak bliżej ogrodu botanicznego, tym - z przyczyn, nazwijmy to, niezależnych - gorzej. Tam, gdzie chcemy poszukać ciszy i spokoju, zastaniemy całą kolonię gawronów. Wrzaski i krakanie. Hałas nie do zniesienia. Bo trudno nazwać to wdzięcznym, przypominającym słowicze kląskanie śpiewem. Ponadto gawrony, zdaniem Zofii Bremerskiej, opiekującej się ogrodem botanicznym, niszczą florę poprzez wydłubywanie roślin czy wicie gniazd z łodyg.
Dodajmy jeszcze zabrudzone odchodami i piórami alejki i ławki, a tych w parku jest na pęczki. Nietrudno o wniosek, że gawrony nie mają w mieście najlepszej opinii.
Piotrkowski magistrat powiedział dość i za pośrednictwem Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta zwrócił się z prośbą o interwencję do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Łodzi. Skutkiem tego 18 maja w Parku Poniatowskiego pojawili się przedstawiciele Dyrekcji, by ocenić efekty ptasiej działalności i policzyć gawrony zamieszkujące teren zieleńca. Najlepszą metodą byłoby przepłoszenie ich tzw. metodą sokolniczą, czyli najskuteczniejszą z możliwych, bo doskonale sprawdzającą się na przykład w pobliżu lotnisk. Wcześniej dwukrotnie magistrat otrzymał w tej sprawie odpowiedź negatywną.
Od kontroli w parku minęło trochę czasu - blisko miesiąc. Wysłaliśmy do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska kilka pytań. Między innymi to, dlaczego właściwie nie można było zastosować metody sokolniczej. Oto odpowiedź:
"Brak zgody na płoszenie metodą sokolniczą gawronów na terenie parku im. ks. Poniatowskiego w Piotrkowie Trybunalskim seriami do końca marca 2016 r. oraz od kwietnia do października 2016 r. wynika z niespełnienia dwóch przesłanek zawartych w art 56. ust. 4 ustawy o ochronie przyrody, koniecznych do wydania zezwolenia:
- wnioskowane czynności będą szkodliwe dla zachowania we właściwym stanie ochrony lokalnej populacji gawronów,
- istnieje możliwość podjęcia skutecznych działań alternatywnych mających na celu ograniczenie uciążliwości kolonii gawronów dla odwiedzających park."
A wspomniane "alternatywne działania" to przeniesienie ławek znajdujących się pod gniazdami oraz systematyczne zrzucanie niezasiedlonych gniazd znajdujących się nad alejkami, "w terminach i pod warunkami dozwolonymi prawem".
Spytaliśmy także o wnioski z kontroli przeprowadzonej 18 maja. Ustalono m.in., że gawronich gniazd nie zrzucano od stycznia, trudno w ogóle ustalić dokładną ich liczbę (ze względu na pełne ulistnienie drzew), a największe skupisko gawronich gniazd oraz problemy z zanieczyszczeniami koncentrują się w obszarze zadrzewionym ogrodu botanicznego. O ten ostatni wniosek nietrudno - jeden spacer wystarcza.
Odpowiadający na nasze zapytanie pełniący obowiązki zastępcy regionalnego dyrektora ochrony środowiska w Łodzi Arkadiusz Malec zapewnił, że jeżeli populacja gawronów będzie wzrastać, możliwe będzie uzyskanie zgody ze strony dyrekcji na płoszenie w okresie prawnie dozwolonym.
Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać - albo na przeniesienie ławek i inne "alternatywne metody", albo do późnej jesieni, wtedy gawrony same odlecą.