Starowarszawska z roku na rok wymiera. 7 kamienic wyłączonych z użytkowania, w tym 3 do rozbiórki. - Oddać to Żydom! - mówią ci, którzy jeszcze tam wegetują.
Starowarszawska zamienia się w pustynię
Spacer po ulicy Starowarszawskiej w Piotrkowie przypomina przechadzkę po filmowej makiecie stworzonej specjalnie na potrzeby kolejnej produkcji z gettem, hitlerowcami i wojenną pożogą w tle. Zaglądamy do pobliskiego zakładu zegarmistrzowskiego. Pytamy, czy rzeczywiście Starowarszawska wymiera? - Na to wygląda. Ludzi mało, okna w budynkach zamurowane, oprychy powyrywały podłogi na opał - mówi zegarmistrz. - Robi się tutaj pustynia. Ja siedzę tu już ponad 40 lat, dlatego mam swoich klientów. Ludzie przynoszą do mnie duże zegary. Nie ma gdzie naprawiać, więc muszą przyjść do mnie. Mam tutaj tylko zakład, a mieszkam w innej części miasta. Pani widzi, jak tutaj jest. Czasem przejdzie jakiś człowiek... Tu już prawie nic nie zostało, chyba jeden czy dwa sklepy spożywcze. Nie wiem, co miasto myśli z tym zrobić. Pustynia! - stwierdza krótko starszy mężczyzna.
Parę metrów dalej jest sklep spożywczy. Jeszcze jakoś przędzie. - Starowarszawska? Wymiera, wymiera, jak widać. Coraz mniej klientów, coraz mniej ludzi tutaj mieszka, wynoszą się stąd, a kamienice to chyba do remontu. Jak będzie tak dalej, to nie wiadomo. Na razie jeszcze trochę ludzi zostało - mówi ekspedientka.
Wchodzimy do sklepu wielobranżowego. Na półkach kosmetyki i chemia gospodarcza. Klientów brak. Za ladą starsza pani, która mówi, że wegetuje ostatkiem sił. Może przetrzyma do końca roku. - Mało, że wymiera, to w ogóle jest nie do pomyślenia, żeby tak było. Mieszkańców to już niedługo w ogóle tutaj nie będzie. Sama pani widzi, że budynki są rozlatujące - mówi właścicielka sklepiku. - Jest tragedia i nikt kompletnie się tym nie przejmuje. Mam zamiar zamknąć ten sklep, bo tutaj w ogóle nie ma już żadnego handlu. Ostatnie pięć lat to już w ogóle było tragicznie. 10 - 15 lat temu na tej ulicy naprawdę było dużo ludzi, miejscowych i przechodniów. W tej chwili każdy wsiada w autobus, bo nawet boi się tędy przechodzić. Teraz z rana to jeszcze czasem ktoś przejdzie, ale po południu nie ma nikogo. Każdy siedzi w domu. A komorne wysokie. Urząd Miasta w ogóle na to nie reaguje. Jeżeli ktoś jeszcze tutaj został, to przecież należałoby jakoś tym ludziom pomóc. Co roku komorne jest wyższe i wyższe, a nikt nie zwraca na to uwagi. Nie ma ludzi, dlatego ja tutaj jestem wegetująca. Jak dotrwam do końca roku, to będzie dobrze. Myślę, że jeszcze trochę, miesiąc, dwa, pół roku, to tutaj porozbierają te domy. Okien nie ma już w ogóle. Jak po wojnie, może nawet jeszcze gorzej. Ja nie wiem, może Urząd liczy na to, żeby tu tylko kręcić filmy o wojnie, bo w tym kierunku to zmierza - mówi kobieta.
- Oddać to Żydom! - stwierdza z kolei właściciel lumpeksu (w handlu od 60 lat). Jak z klientami? - pytamy. - Licho, kiepsko. Klienci mnie lubią, to przychodzą, ale jest coraz mniej mieszkańców, prawie wcale. Tylko do nowego roku, potem koniec, żegnam się z handlem po 60 latach. Wie pani, ludzie boją się tędy chodzić, ta ulica taka straszna jest, brudna, zaniedbane to wszystko okropnie. Melina! Jak tak będą robić, to będzie coraz gorzej. Powinni to komuś sprzedać, oddać tym Żydom, czy co - mówi właściciel sklepu z tanią odzieżą na wagę.
Więcej w najnowszym (29/30) numerze “TT”
AS