Kobiety płaczą, próbują wykorzystać swoje wdzięki, a jeśli to nie skutkuje... biją policjanta torebką po głowie.
O tym, jak kierowcy obu płci reagują na policjantów z „drogówki" i za jakie przewinienia najczęściej otrzymują mandaty opowiadają policjanci i policjantki z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie.
Kobiety płaczą lub... biją
Jak twierdzą funkcjonariusze z piotrkowskiej „drogówki", reakcje kobiet kierowców po zatrzymaniu do kontroli drogowej są bardzo różne. Niekiedy bywają bardzo dziwne i nieprzewidywalne. Jednym ze zdarzeń tej kategorii jest uderzenie policjanta damską torebką.
- To była kontrola na trasie K1. Kobieta wykonywała manewr zmiany pasa ruchu i nie użyła kierunkowskazu, w związku z czym została zatrzymana przez patrol drogowy. Poproszona do radiowozu, wsiadła. Poinformowałem ją o kwocie mandatu i punktach karnych, jakie otrzyma w związku z wykroczeniem. Po moich słowach uderzyła mnie torebką, rzuciła nią we mnie i uciekła z radiowozu. Pamiętam, że to była zima. Kobieta biegła przez pola i rowy po śniegu. Szybko jednak udało się ją złapać. Kiedy już została schwytana, przepraszała za swoją reakcję. Tłumaczyła, że się przestraszyła i była w szoku. Poniosła konsekwencje zgodnie z przepisami - opowiada sierżant Krzysztof Zamachowski.
- To prawda, że reakcje kobiet podczas kontroli drogowej są bardzo różne. Standardem jednak jest to, że kobieta nie może znaleźć dokumentów w torebce. Niekiedy te torby przybierają takie rozmiary, że jedynym wyjściem jest wysypać wszystko na siedzenie auta. I wysypują. Najczęściej wtedy drżą im ręce i uderzają w płacz, chcąc wziąć policjanta na litość. Gorzej dla kobiet kierowców jest, jeśli kontrolę przeprowadza policjantka. Wtedy już nie jest tak łatwo - opowiada naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Piotrkowie podinspektor Artur Szczegielniak.
- Jeśli natomiast kobieta prowadzi samochód i zatrzymuje ją policjant do kontroli lub wypisuje mandat z powodu jakiegoś wykroczenia, wtedy zdarza się (jak w każdym zawodzie zresztą), że kobieta próbuje wykorzystać swoje wdzięki. Stosuje uśmiechy, miłe słowa. To jest sympatyczne, bo w milszej atmosferze toczy się rozmowa, ale przyznać muszę, że policjanci są twardzi i nie reagują na „kobiece sztuczki". Owszem, rozmowa taka i wypisanie mandatu jest wtedy mimo wszystko milsze - mówi podinsp. Artur Szczegielniak.
- Kobiety chyba tak żywiołowo reagują na mandaty, bo boją się lub wstydzą swoich mężów. Bywa, że dostają od swojego mężczyzny auto raz na długi czas i jak zdarzy im się jakieś wykroczenie, to bardzo panikują - mówi starsza posterunkowa Milena Budzisz.
Okazuje się, że reakcje kobiet na funkcjonariuszy z „drogówki" nie zawsze są adekwatne do popełnionego wykroczenia.
- Panie, które kierują pojazdami, są dużo bardziej odpowiedzialne niż mężczyźni. Nie zdarza się, by kobieta wyprzedzała na przejściu dla pieszych czy dopuszczała się innych niebezpiecznych manewrów. Jeżeli już dostanie mandat, to najczęściej za brak zapiętych pasów, rozmowy telefoniczne podczas jazdy. Panie są bardziej odpowiedzialne i przede wszystkim potrafią przyznać się do błędu. Często krzyczą: „co mój mąż na to powie, co ja teraz zrobię". Tłumacząc się mówią: „nie zauważyłam", „nie chciałam", „przecież nic takiego się nie stało" - opowiada podinspektor Szczegielniak.
Jadą do rodzącej żony...
Z mężczyznami jest zupełnie inaczej. Jeżdżą zbyt szybko, nieostrożnie, a przy zatrzymaniu przez policjanta próbują wmówić, że to nie ich wina.
- Mężczyźni zazwyczaj nie zgadzają się z wersją przedstawioną ze strony policjanta. Negocjują, spierają się. Zwłaszcza wtedy, gdy doszło do niegroźnej kolizji drogowej - mówi naczelnik Szczegielniak.
- To prawda. Najtrudniej rozmawia się z kierowcami z długim stażem jazdy. Oni uważają nawet w sytuacji, gdy ewidentnie ponoszą winę, że nie jest to z ich strony możliwe, bo oni jeżdżą trzydzieści lat i do tej pory nie uczestniczyli w żadnej kolizji drogowej. Nie dostali mandatu. Niestety, ale często starzy kierowcy latami nie zaglądają do kodeksu drogowego i popełnią rażące błędy - mówi sierżant Krzysztof Zamachowski.
- Przecież niektóre elementy w przepisach zmieniają się. Tacy kierowcy nie mają o tym pojęcia. Wtedy kwestia wyjaśnień i uczestnictwo w takim zdarzeniu trwa bardzo długo. Policjanci muszą wyjaśniać elementarne zasady ruchu drogowego - mówi starsza posterunkowa Milena Budzisz.
- Z młodymi kierowcami jest zupełnie inaczej. Czasem nie wiedzą, jak powinni się zachować, Boją się. Nie wiedzą, o co chodzi i są mocno zestresowani. Nerwowo szukają dokumentów, boją się, że zapomnieli. Po kilku minutach znajdują i okazuje się, że wszystko już jest w porządku - mówi Krzysztof Zamachowski
- Mężczyźni zatrzymani za przekroczenie prędkości zazwyczaj mówią, że bardzo się spieszą z różnych powodów. Do chorego dziecka, do żony, która właśnie w tej chwili rodzi, czy niewyłączonej wody lub żelazka - mówi naczelnik Artur Szczegielniak.
- Kierowcom płci męskiej trudno przyznać się do błędu i niestety częściej kłamią. Kiedyś dyrektor jednej ze szkół w Piotrkowie został zatrzymany przez patrol za przejazd na czerwonym świetle. Tłumaczył się, że matka jego właśnie miała zawał i do niej jedzie. Byłem zmuszony zabrać mu dowód rejestracyjny. Brakowało chyba jakiegoś podpisu, nie pamiętam. Pojechałem pod szpital oddać mu dokument czy spotkać się z nim w tej sprawie. Tam nie było jego auta. Szukałem w szpitalu i również tam kierowcy nie było. Odwiedziłem drugi szpital. Też nic. Po pewnym czasie znalazłem go stojącego autem na zakazie postoju i zatrzymywania się przy ul. Młynarskiej. Znów tłumaczył się mocno. Dziwne i nieuczciwe zachowanie, zwłaszcza na dyrektora szkoły - mówi st. sierż. Piotr Drozdek.
- Przykładem na to, że mężczyźni na kontrole drogowe reagują różnie, jest człowiek z Białorusi. Uciekł z radiowozu i zamknął się w swoim aucie. Wręcz zabarykadował. Nie uciekał. Po prostu nie chciał z nami rozmawiać. Prosił o wezwanie naczelnika. Skończyło się to wyjazdem pod komendę. Bardzo długo trwały te negocjacje - mówi Piotr...
Okazuje się, że mężczyźni zazwyczaj płacą za przekroczenie prędkości, za wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu.
- Jakiś czas temu zatrzymaliśmy bardzo znanego dziennikarza z Warszawy, który znacznie przekroczył dozwoloną prędkość. Tłumaczył, że nie wyłączył żelazka i właśnie musi wrócić do domu - opowiada st. sierż. Piotr Drozdek.
- Kiedyś postanowiliśmy zatrzymać kierowcę, bo wydawało nam się, że jest nietrzeźwy. Mężczyzna, kiedy zobaczył radiowóz, zaczął uciekać na obce podwórko i chciał wejść do obcego domu, udając, że to jego posesja. Nie pomyliliśmy się. Był w stanie po spożyciu alkoholu - mówi Milena Budzisz.
- Z kolei ja miałem taki przypadek, że w miejscowości Rozprza zobaczyłem kierowcę, który dość dziwnie i podejrzanie zachowywał się na drodze. Nie reagował na żadne znaki ze strony policjanta. Ruszyłem za nim w pościg. Pościg o prędkości 50 km/h, bo w takim tempie jechał ten kierowca. Wyprzedziłem go i ponownie próbowałem zatrzymać. Wreszcie byłem zmuszony zajechać mu drogę. Kiedy tak się stało, ten wysiadł i zaczął wrzeszczeć na mnie, że nie pozwalam mu przejechać. Oczywiście był pod wpływem alkoholu - mówi sierżant Krzysztof.
Bo musiał posprzątać piach...
Bywa, że powody przewinień na drodze i tłumaczenie kierowców bywają absurdalne. W skali miesiąca jest ich bardzo dużo. Niekiedy dochodzi nawet do wręczenia tysiąca mandatów miesięcznie. Policjanci z „drogówki" w dniu rozmowy mogą posłużyć się najświeższymi przykładami.
- Przykład absurdalnych tłumaczeń z dzisiaj. Kierujący zatrzymał się na zakazie zatrzymywania się i postoju. Kiedy go zatrzymaliśmy, mówił: „Zatrzymałem się, ponieważ musiałem posprzątać piach i papiery na chodniku, gdyż zauważyłem, że jest on zanieczyszczony" - czyta z notatki Krzysztof Zamachowski.
- Mamy problem z tym człowiekiem, bo nie chciał przyjąć mandatu. Musimy wysłać wniosek do sądu i z powodu takiej błahostki sąd będzie miał trochę pracy - mówi naczelnik Szczegielniak.
- Myślę, że chodzi tu o to, że kierowcom nie chce się przejść dziesięciu metrów, jak może przejść dwa metry - mówi Milena Budzisz.
Nierzadko mężczyźni otrzymują mandaty za zły stan pojazdu, którego są kierowcami, lub niekiedy próbują wręczyć „łapówki". Policjanci ostrzegają, że ani w jednym, ani w drugim przypadku nie warto ryzykować, bo kara może być bardzo dotkliwa.
- Za próbę wręczenia „łapówki" policjantowi lub jej obietnicę ląduje się od razu w areszcie. Za przestępstwo to grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Jeżeli kierowca prowadzi niesprawne auto, może niemało zapłacić. A niestety takie przypadki się zdarzają. Jazda bez zderzaków, bez pokrywy silnika, a nawet bez drzwi. Tłumaczenie jest zazwyczaj takie samo: jadę właśnie do warsztatu - opowiada naczelnik Artur Szczegielniak.
Takich historii jest dużo. Niekiedy tak wiele, że nawet policjanci nie potrafią sobie przypomnieć konkretnych przykładów. Z perspektywy czasu stają się zabawne. Jednak policjantom i kierowcom nie zawsze jest do śmiechu. Ci z Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Piotrkowie podkreślają, że w skali miesiąca tych zatrzymań jest bardzo dużo. Często dochodzi do tysiąca nałożonych kar. Zatrzymanie dowodów rejestracyjnych to rocznie nawet osiemset przypadków. Zatem kierowcy, strzeżcie się!!!
Ewa Tarnowska