- Okienko to nie ja robiłem. Wszędzie są takie nawiewy zrobione, a ja sobie po prostu powiększyłem to okienko. Kiedy papierosy zdrożały, to ja zacząłem sobie sam je robić. Chciałem być pożyteczny i coś zrobić, dla siebie, dla rodziny i czasami przyjdzie jakiś pijaczyna, to się sprzeda. Tak to się zaczęło – tłumaczył Andrzej Skrobek, mieszkaniec kamienicy, w mieszkaniu którego znajduje się słynne okienko.
Pan Andrzej zapewniał, że w żadnym wypadku nie sprzedaje papierosów dzieciom... już nie. - Gnoje tu faktycznie przychodzą. To jest prawda, ale my ich wyganiamy. Mam ojca, u mnie tu mieszka, ma 85 lat. Ja go ochrzaniłem i to jest prawda, on sprzedawał tym gówniarzom na skwerku. Jak się dowiedziałem, to go wyzwałem – wyjaśnia pan Andrzej. - Czasem jakiś gówniarz może wyglądać na 18 lat, a tak naprawdę tyle nie ma i wtedy może żona sprzedała. Ale do tego się przyznaliśmy, zapłaciliśmy karę i od tej pory koniec. Taka jest prawda. Zostaliśmy ukarani i od tej pory już koniec z tym jest. W sądzie żonę pouczyli i spokój. Ukarali nas grzywną 300 zł. Przyjdzie taki gówniarz, żona go przegoni, to on wtedy ze złości pójdzie i powie, że niby mu się sprzedało.
- Mieliśmy sprawę, że nieletnim sprzedajemy papierosy. Myśmy się przyznali, bo ja dowodu nie wołałam. Wyglądał na 18 lat. Od tej pory zawsze żądałam dowodu - dodaje żona pana Andrzeja.
Zanim popularnym fajkomatem zdążyła zająć się policja, okienko zniknęło. Lokatorzy lokalu zamurowali otwór, przez który sprzedawali papierosy.