Lekcje pod lupą
Urodziła się jako zupełnie zdrowe dziecko. Ale kiedy zaczęła się szkoła, zaczęła niżej trzymać głowę, przestała widzieć z tablicy. Podczas badań kontrolnych okazało się, że ze wzrokiem coś się dzieje. – Podczas badań w Łodzi padła diagnoza – zwyrodnienie siatkówki obu oczu. To – jak się okazuje – dosyć popularna choroba. Bardzo dużo osób na nią zapada. U mnie wykryto ją w II klasie szkoły podstawowej – mówi pani Beata z Piotrkowa. – Jest to choroba nieuleczalna i niestety wciąż się pogłębiająca. Właściwie całe dzieciństwo spędziłam na jeżdżeniu do Katowic (bo tam wtedy znajdowała się najlepsza klinika prof. Gierkowej). Rodzice starali się sprowadzać leki z Niemiec, wszystko, co najlepsze. Do 8 klasy podstawówki co pół roku jeździłam na specjalne, 10-dniowe kuracje. W dzieciństwie dużo było tego szpitala. A później trzeba było podjąć decyzję, czy po podstawówce iść dalej do szkoły masowej, czy do szkoły specjalnej. Zupełnie przez przypadek zostałam pokierowana do szkoły masażu dla osób niedowidzących i niewidomych w Łodzi. I to była bardzo dobra decyzja, bo mam zawód odpowiedni dla osoby niedowidzącej. Tu nie potrzebuję oczu, mam lepszy dotyk, pracuję już od 17 lat i jestem bardzo zadowolona – opowiada.
W szkole podstawowej czytała jeszcze bez lupy, w średniej z lupą 5, teraz z 10. – W domu mam specjalny powiększalnik, gdzie podkładam sobie książkę czy zeszyty dzieci, jeśli chcę coś sprawdzić. Z gospodarstwem domowym też sobie dobrze sama radzę. Gorzej, kiedy muszę załatwić coś na zewnątrz – mówi piotrkowianka.
Po Piotrkowie po omacku
Pani Beata doskonale wie, jak trudno jest poruszać się po Piotrkowie osobie niewidomej lub silnie niedowidzącej. - Ja jestem wprawdzie tym drugim przypadkiem - coś jeszcze widzę, ale sama przez ulicę już nie jestem w stanie przejść. Przeprowadzają mnie przez nią dzieci, choć to właściwie ja powinnam je przeprowadzać (mają 6 i 11 lat). Kiedy ich nie ma, muszę liczyć na przechodniów. To wygląda chyba dość dziwnie, kiedy chodzę w tę i z powrotem przed przejściem, gdzie pali się zielone światło. Niejeden kierowca myśli sobie wtedy pewnie, że mam coś nie tak z głową, a ja po prostu czekam na jakąś osobę, żeby przejść z nią na drugą stronę. A przecież wystarczyłyby tzw. brzęczki przy światłach - mówi Beata Bakalarz, która chciałaby móc samodzielnie poruszać się po mieście, tym bardziej, że jest osobą aktywną zawodowo.
- Do pracy zwykle wozi mnie mój tato. Ale przecież nie zawsze jest dyspozycyjny, nie zawsze może ze mną wszędzie jechać. Problemem są też numery autobusów. W większych miastach (np. w Łodzi) kupuje się przy Polskim Związku Niewidomych specjalne piloty w kwocie ok. 20 zł i naciska się je, kiedy autobus czy tramwaj przyjeżdża. Pilot czyta numery i mówi, w którym kierunku pojazd jedzie. Inny pilot czyta rozkład jazdy np. że za 10 minut przyjedzie autobus linii 3 czy 4. To jest naprawdę świetne. W naszych piotrkowskich autobusach jest wyświetlana trasa przejazdu, a w Łodzi jest też informacja głosowa, jaki jest następny przystanek. To też jest bardzo fajne. Poza tym ważne dla osób niewidomych i słabowidzących jest też zejście z ulicy. Kiedy kończy się chodnik i zaczyna ulica, w wielu miastach jest takie podłoże z kolców, bardzo chropowate, które osoba niewidząca jest w stanie wyczuć butem. Tak jest np. w Łodzi, gdzie mam wielu niewidomych przyjaciół - opowiada pani Beata, która właśnie w tym mieście skończyła szkołę masażu dla niewidomych i w zawodzie pracuje od kilkunastu lat. - Moja niewidoma przyjaciółka z Łasku dojeżdża trzy razy w tygodniu do Łodzi, i to z przesiadkami, z 20-minutowym dojściem do pracy i doskonale sobie radzi. Natomiast u nas, spośród osób, które znam, wszystkie siedzą w domu, nie pracują, nie są zupełnie aktywne zawodowo, bo naprawdę takiej osobie trudno jest wyjść. Miasto zupełnie nie jest przystosowane dla takich osób.
Komu przeszkadzają "brzęczki"?
W Piotrkowie na zaledwie kilku skrzyżowaniach zainstalowana jest sygnalizacja dźwiękowa, a i tak (jak to zwykle w Piotrkowie) nie wszystkim się to podobało. - Taka sygnalizacja jest na skrzyżowaniu koło Lidla (Kostromska - Sikorskiego), ale to ja ją w tamtym roku wywalczyłam - opowiada pani Beata. - Ta sygnalizacja była tu dawno temu, ale później były protesty mieszkańców bloku, że jest za głośno, że im to przeszkadza i sygnalizację wyłączono. A ponieważ bez niej musiał mnie ktoś przez tę dwupasmową ulicę przeprowadzać, postanowiłam się o nią upomnieć. Wydzwaniałam do Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta. Wysyłali mnie a to tu, a to tam, nawet do PFRON-u. U nich apelowałam (w końcu to instytucja mająca służyć rehabilitacji osób niepełnosprawnych) - macie fundusze, może załóżcie takie “brzęczki”, ale odpowiedzieli, że to do ich zadań nie należy. W końcu udałam się do prezydenta miasta i dopiero on zainterweniował i sygnalizacja dźwiękowa wróciła na to konkretne skrzyżowanie. Natomiast wieczorem (koło 22.00 ta sygnalizacja się wyłącza, więc już chyba tak bardzo mieszkańcom nie przeszkadza). Taka sygnalizacja została też założona na skrzyżowaniu ulic Armii Krajowej i Sikorskiego, ale zrobiono to źle. Testowałam to także z niewidomą koleżanką i ona potwierdziła moje obawy. Mimo że słuch mamy lepszy, bardziej wyczulony, obie nie byłyśmy w stanie określić, do którego przejścia (do której ulicy) dany sygnał się odnosi (bo sygnalizatory są bardzo blisko siebie). Warto byłoby je rozgraniczyć chociażby innym dźwiękiem. Ostatnio wpadłabym tam pod samochód. Dobrze, że szłam z osobą dobrze widzącą, która w ostatniej chwili mnie zatrzymała.
Autobusem - ale dokąd?
Z pracy pani Beata wraca miejskim autobusem. - Czasami zdarzało się, że wsiadłam nie do tego, co trzeba i wyjechałam gdzieś w innym kierunku, ale ponieważ trochę jeszcze widzę, zorientowałam się po budynkach, gdzie jestem i szybko wysiadłam. Zwykle po prostu muszę pytać kogoś, gdzie jesteśmy, a wystarczyłaby informacja głosowa, z której chętnie skorzystałyby też osoby starsze, spośród których również wiele niedowidzi.
A co na to nasz zakład komunikacyjny? Ustami prezesa MZK Zbigniewa Stankowskiego nie mówi nie. - Myślimy o takich rozwiązaniach. Jesteśmy na etapie planowania. Być może już w 2015 r. uda się wdrożyć którąś z tych inwestycji - mówi Stankowski.
Pytają, ale nie robią
Z działalności Polskiego Związku Niewidomych pani Beata zadowolona do końca nie jest. - Dzwoniłam i pytałam, dlaczego w mieście jest tak mało udogodnień dla osób niewidomych, słabowidzących czy nawet osób starszych, które mają problemy ze wzrokiem - mówi.
Wreszcie sama zaczęła prosić, pytać, ponaglać. – Robię to od kilku lat, ale od pół roku tak intensywniej. Zwróciłam się nawet do radnego Jana Dziemdziory. On rzeczywiście pokierował sprawy dalej, do Urzędu Miasta. Pan z UM zadzwonił do mnie i powiedział, że zorientują się, czy do naszych sygnalizatorów da się podłączyć dźwięk. I do tej pory bez echa. Żadnej dalszej odpowiedzi. Ja chciałabym chociażby wiedzieć, na jakim etapie są prace czy przygotowania, bo wiem, że wszystkiego na raz zrobić się nie da. W ZDiUM nawet pytali mnie, które skrzyżowania są najważniejsze i w jakiej kolejności należałoby je robić, ale na tym się skończyło. A te najważniejsze to: koło Kauflandu, Focusa, AK i Sikorskiego, róg Kostromskiej i Wojska Polskiego.
Postanowiliśmy więc i my zapytać w ZDiUM, jak to z tymi inwestycjami dla niewidomych jest. I choć mija drugi tydzień, i choć kilka razy dzwoniliśmy i ponawialiśmy prośbę o odpowiedzi, tych wciąż nie ma. Widocznie nikt tam nie widzi problemu!
Jest rada, jest związek
- Wszelkie sygnały, które docierają do nas, a dotyczą barier czy utrudnień dla osób niewidomych, staramy się zgłaszać i wdrażać do realizacji – mówi Tadeusz Buliński, członek zarządu Polskiego Związku Niewidomych w Piotrkowie Trybunalskim i jednocześnie wiceprzewodniczący Powiatowej Społecznej Rady do spraw Osób Niepełnosprawnych przy Prezydencie Miasta Piotrkowa Trybunalskiego. – I nie jest to tak, że napływa do nas lawina wniosków – dodaje i podkreśla, że jednym z największych problemów z osobami niewidzącymi jest brak ich aktywności. – Często są to osoby zamknięte w domu i w sobie.
Społeczna Rada próbuje jednak upomnieć się o ich prawa.
- Dwa lata temu spotkaliśmy się w szerszym gronie (także z przedstawicielami Urzędu Miasta) i omawialiśmy chociażby takie sprawy, jak środki komunikacji. Już pewnym ułatwieniem są montowane na przystankach tablice świetlne. Osoby słabowidzące łatwiej z nich skorzystają niż z rozkładów jazdy. Zresztą rozkłady jazdy na nasz wniosek (Powiatowej Rady) też zmieniono. Są one teraz wydrukowane większą czcionką, są czytelniejsze. Ze swojej strony poruszaliśmy też problem reklam w oknach autobusów miejskich, bo osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności mają problem rozpoznania, gdzie się znajdują. Niestety, w tym przypadku wygrała ekonomia. Emzetki chcą zarabiać i reklamy nadal są – mówi Tadeusz Buliński.
Jakiś czas temu Powiatowa Społeczna Rada ds. Osób Niepełnosprawnych wnioskowała również o szereg ułatwień do Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta. – Dostaliśmy w tej sprawie odpowiedź, że od 2013 r. będą one sukcesywnie wprowadzane (chociażby “brzęczki” na skrzyżowaniach). Poruszaliśmy też sprawę likwidacji progów przed przejściami dla pieszych. To musi być jednak skorelowane z pracami w pasach drogowych. Zarząd Dróg ma to również sukcesywnie robić. Niestety to wszystko wiąże się też z odpowiednimi budżetami - dodaje przedstawiciel PZN.
Ilu niewidzących?
Koło nr 16 Polskiego Związku Niewidomych w Piotrkowie zrzesza 130 członków (powiat ziemski i grodzki), ale to nie znaczy, że właśnie tylu niewidomych i niedowidzących jest w naszym rejonie. – Oszacowanie dokładnej liczby jest prawie niemożliwe. Robi się to na podstawie danych z PFRON, ZUS, KRUS, komisji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Miejskiego Zespołu ds. Orzekania o Stopniu Niepełnosprawności, ale niektóre dane się pokrywają i trudno je zweryfikować. Pewne jest np. że Miejski Zespół w 2013 r. wydał 69 nowych orzeczeń dotyczących narządu wzroku – informuje Tadeusz Buliński. – Liczbę wszystkich niepełnosprawnych w Piotrkowie w 2014 r. oszacowano na 9.611 osób. Niewidzący i niedowidzący są w pierwszej trójce – dodaje.
"Niewidzialna wystawa" z dedykacją
Pani Beata wie, że niewidomi i niedowidzący mogą niemal normalnie żyć, wystarczy im trochę pomóc. – Są teatry (nawet w Łodzi), gdzie podczas sztuki ktoś opowiada (specjalnie dla niewidomych), co dzieje się na scenie. Są restauracje, które raz w tygodniu organizują kolacje dla niewidomych. Wtedy w takiej restauracji jest zupełnie ciemno, a gości obsługują niewidomi kelnerzy. Warto też mówić o tym dzieciom. Ja sama zaprosiłam niewidomą koleżankę do klasy mojego syna, a ona pokazała dzieciom, jak odczytuje pieniądze, zapoznała z pismem Braille’a, pokazała, jak chodzi się z laską – dzieci były zainteresowane, zachwycone – opowiada pani Beata. - Wszystkim polecam też warszawską “Niewidzialną wystawę” która osobom widzącym pozwala tak naprawdę zapoznać się ze światem osób niewidomych. Pracujący tam niewidomi proszą np. o znalezienie jakiegoś przedmiotu czy wykonanie najprostszych czynności w “ciemnej” kuchni. Jest tam też np. prowizoryczna ulica, którą trzeba przejść w absolutnych ciemnościach.
Niektórych naszych decydentów warto byłoby chyba na nią zabrać.
Anna Wiktorowicz
Ramka:
Polski Związek Niewidomych
ul. Starowarszawska 20
tel. 44-647-78-52
Dyżury w każdy czwartek od godz. 9.00 do 12.00