Czy ta sprawa to tylko efekt nieprawdopodobnego wręcz splotu okoliczności? A może Maciek padł ofiarą pilnej potrzeby wykazania się przez policję i prokuraturę spektakularnym sukcesem? Rodzina chłopaka zapowiada walkę o odszkodowanie i zadośćuczynienie za niesłuszne aresztowanie. Śledczy przyznają, że sprawę trzeba wyjaśnić, ale nie mają sobie nic do zarzucenia.
- Nadal twierdzę, że zebrany materiał w początkowej fazie śledztwa w pełni uzasadniał wniosek o areszt - mówi Dorota Mrówczyńska, prokurator rejonowy Piotrkowie.
Kontrolujący postępowania przygotowawcze, prokurator Witold Błaszczyk, dodaje, że potwierdzeniem tej opinii są decyzje sądów - pierwszego, który o aresztowaniu przesądził i odwoławczego, który utrzymał je w mocy, choć skrócił.
Bezczelność, z jaką napadnięto w środku dnia na kasę SKOK Stefczyka u zbiegu Narutowicza i Sienkiewicza w Piotrkowie, zszokowała mieszkańców. W pierwszych dniach lutego zamaskowany mężczyzna wkroczył do banku, wyciągnął pistolet, sterroryzował kasjerkę, zabrał około 7,5 tys. zł i uciekł. Piotrkowska policja szybko spełniła społeczne oczekiwania obwieszczając sukces kilka dni po napadzie. Podejrzanego zatrzymano, m.in. dzięki "doskonałemu rozpoznaniu środowiska przestępczego" - donosił policyjny komunikat.
Maciek od kilku lat jest pod opieką psychiatry, przyjmuje silne leki. Po śmierci rodziców mieszka z siostrą, jej mężem i ich dziećmi. Opieka nad maluchami należy zresztą do jego ulubionych zajęć. Jedno z nich nosił na rękach, gdy rozległo się energiczne pukanie do drzwi.
- Wyjrzałam przez wizjer, ale nikogo nie było widać, bo był zasłonięty ręką - relacjonuje Katarzyna, siostra Maćka. - Pytam: Kto? Cisza. Kto? - dopytuję. - Policja - mówią. Przestraszyłam się, jeszcze raz wyjrzałam, ręka już była zdjęta. - Otworzyłam i wpadli. Puść to dziecko, zostaw to dziecko! - krzyczał do niego policjant B. Skuli go kajdankami. Maciek nie wiedział, co się dzieje. Moje dzieci się wystraszyły. Pytałam, Maćku, co się stało? Powiedz mi, jeśli coś się stało, bo nie wiem, co robić. A on taki przestraszony popatrzył... - Kasiu, ja nic nie zrobiłem, ja nie wiem, co się dzieje. Nie martw się, wrócę do domu, bo nic nie zrobiłem.
- Przestraszyłem się, że to jakieś towarzystwo, które chciało napaść na nasz dom - wspomina sam Maciek.
Na jego nieszczęście policjanci znaleźli w mieszkaniu pistolet hukowy, tzw. straszak. Pogrążył go też fakt, że lubi ubierać się na czarno, podobnie jak bandyta, który napadł na SKOK. - To był piątek, więc wiadomo było, że mogą go przetrzymać do 72 godzin, ale byłam pewna, że w poniedziałek go puszczą. A w poniedziałek usłyszałam w sądzie, że dostał areszt na trzy miesiące - pani Katarzyna do dziś jest roztrzęsiona na to wspomnienie.
Maćka jako podejrzanego o skok na SKOK wytypował policjant, który mieszka w pobliżu, a skojarzył go, gdy zobaczył portret pamięciowy przygotowany w oparciu o relację świadka. Mężczyzna szedł do banku załatwić sprawę, gdy natknął się na bandytę uciekającego z kasy SKOK zaraz po napadzie. Na podstawie jego relacji policyjny ekspert sporządził portret mężczyzny łudząco podobnego do Maćka, a potem świadek rozpoznał go przy okazaniu.
Wiarygodność relacji potwierdził biegły psycholog, ściągnięty przez policję aż z Warszawy. To wystarczyło, by prowadzący śledztwo prokurator Jacek Kujawski z czystym sumieniem wystąpił do sądu z wnioskiem o areszt. Nikt nie uwzględnił ani zaświadczenia wystawionego przez psychiatrę, która od początku leczyła Maćka, a stwierdzającego, że chłopak nie może przebywać w warunkach aresztu, ani opinii jego lekarza rodzinnego. Biegli wiedzieli lepiej. - Odrzucili opinie lekarzy, którzy znali go od lat, a wezwali swoich, którzy po 10-minutowej rozmowie zrobili z niego prawie zdrowego - wskazuje zdenerwowana siostra aresztowanego.
Prawdziwy bandyta ujawnił się sam trzy miesiące później, gdy z 14-letnim wspólnikiem napadł na aptekę i zrabował 300 zł. Jest nie tylko o osiem lat młodszy od Maćka, ale i innego wzrostu. Ze szczegółami opowiedział, jak wcześniej napadł z kolegą także na SKOK, a następnego dnia miał już obmyślony skok na bank przy ul. Wyzwolenia. Śledczy byli kompletnie zaskoczeni. Wszak do sprawy SKOK-u mieli już swojego podejrzanego.
Maciek, już w areszcie, sądził, że wypuszczą go po relacji kasjerki, bo chodzili do jednej klasy i kobieta miała ponoć zeznawać, że to absolutnie nie mógł być on. Zamaskowany mężczyzna był innego wzrostu, miał inny głos. W aktach sprawy nie ma jednak o tym ani słowa.
- Jeśli kasjerka choćby wspomniała o tym jakiemuś policjantowi, miał obowiązek sporządzić notatkę - zwraca uwagę adwokat Marek Kałuża.
- Parcie na sukces zamyka oczy na wiele rzeczy, ale to, co robiono w tej sprawie, to już przegięcie. Był podejrzany i tylko to się liczyło, nikogo nie interesowały dowody podważające koncepcję - usłyszeliśmy w kręgach policyjnych.
Nasze źródło dodaje, że sukces był tym bardziej potrzebny, że od niedawna był nowy komendant wojewódzki, a na kierownictwie piotrkowskiej komendy wciąż cieniem kładzie się sprawa niesłusznie zatrzymanej lekarki.
Podinsp. Tomasz Józefiak, komendant miejski policji, kategorycznie zaprzecza, by 28-latek miał paść ofiarą pilnej potrzeby wykazania się przez policję spektakularnym sukcesem. - Jak mogło być parcie na sukces, skoro był film z wnętrza placówki i każdy policjant doskonale wie, że prędzej czy później, wyszłaby na jaw choćby różnica wzrostu między początkowym podejrzanym, a faktycznym sprawcą napadu - przekonuje komendant.
Jakim jednak cudem powstał portret pamięciowy wiernie przedstawiający nie faktycznego sprawcę, ale człowieka, który wcześniej nawet nie wiedział, gdzie mieści się siedziba SKOK? Komendant tłumaczy ten fakt podobieństwem obu mężczyzn i wylicza argumenty, które w początkowej fazie śledztwa przemawiały na niekorzyść podejrzanego 28-latka: - Mieliśmy świadka, który dokładnie określił wygląd podejrzanego, a przy okazaniu potwierdził, że to ta osoba, którą widział na miejscu przestępstwa, nasz policjant rozpoznał podejrzanego, uzyskaliśmy opinię biegłego potwierdzającą wiarygodność świadka, mieliśmy zaprzeczenie alibi (fryzjer nie potwierdził, że Maciej tego dnia był się u niego strzyc - red.), wreszcie w domu znaleźliśmy straszak i czarne ubrania.
Siostra Maćka przypuszcza, że portret pamięciowy nie powstał zgodnie ze sztuką, ale na podstawie zdjęcia, bo jej brat był kiedyś przesłuchiwany jako świadek w sprawie o narkotyki. Tomasz Józefiak wyklucza taką ewentualność. Choćby dlatego, że nikt nie miał wcześniej podstaw, by podejrzewać Maćka, a w komputerowej kartotece jest ponad milion różnych zdjęć.
- Okazanie było na sto procent, świadek nie zgłosił jakichkolwiek wątpliwości, że widział właśnie tę osobę. Twierdził, że poznaje po sylwetce, po rysach twarzy - dodaje komendant.
- Wychodzi na to, że każdy, kto idzie ulicą, może być uznany za groźnego przestępcę - zauważa pani Katarzyna.
Prokurator Błaszczyk przyznaje, że takie sytuacje zdarzać się nie mogą, bo są bardzo krzywdzące dla osoby niewinnej. - Trzeba tę sprawę wyjaśnić - deklaruje.
Maciek z aresztu wyszedł 6 kwietnia, na Wielkanoc. Pierwsze o co zapytał siostrę, to... gdzie w ogóle był ten napad? - Ja to miejsce omijam, żeby nie tworzyć w sobie niepotrzebnych emocji - zdradza. - Teraz już się mniej boję, bo są złapani przestępcy i wiadomo, jak się sprawa rozwiąże. Nawet w gazecie napisali, że będę oczyszczony z zarzutów. Jak to przeczytałem, ucieszyłem się, że nie czeka mnie za to odpowiedzialność...
Marek Obszarny POLSKA Dziennik Łódzki