Broń palna zamiast wnyków?
Chociaż statystyki wskazują, że liczba wnyków w ostatnim czasie zmalała, wcale nie jest to pozytywna wiadomość. Wynika to ze zmian sposobów kłusowania. Coraz więcej jest tych, którzy zabijają zwierzęta z broni palnej. - Problem kłusownictwa istniał, istnieje i istnieć będzie, a liczby uzależnione są tylko od specyfiki pozyskiwania zwierząt - mówi Marek Starosta, komendant wojewódzki Państwowej Straży Łowieckiej w Łodzi.
- Aktualne dane, które zebrałem od zarządów okręgowych i lokalnego związku łowieckiego, przedstawiają, że na terenie województwa łódzkiego zebrano ponad 7 tys. wnyków. Jeżeli chodzi o byłe województwo piotrkowskie, to skala wynosi 3,700 tys. wnyków. Ten teren jest szczególnie narażony. Gdybyśmy przeanalizowali lata poprzednie (istniejemy od 2007 r.), to problem zastawiania wnyków zmalał o 50%. Powodem tego jest fakt, że stare pokolenie, które się tym zajmowało, wymiera. Młodzi nie chcą się w to bawić, wolą broń palną. Zazwyczaj jadą w teren samochodem, zabierają broń palną, odstrzelą zwierzę, zabiorą do auta i odjadą. Kupno takiej broni nie jest problemem i ceny też są przystępne. Jednym słowem kłusowników nie brakuje, zmieniają się tylko metody działania - mówi Marek Starosta.
Pułapka pod prądem
Broń palna stała się popularniejsza od wnyków, ale są tacy, którzy nie rezygnują z tej „tradycyjnej” metody kłusownictwa. Inni idą o krok dalej i są autorami konstrukcji jedynych w swoim rodzaju. - Kłusownik wyciął w ogrodzeniu (siatka) otwór. W nim umieszczona była linka, która w sposób szczególny przymocowana była do sprężyny. Ta zaś przyczepiona była do metalowego drążka zakopanego w ziemi. Do wnyków był poprowadzony przewód elektryczny i w chwili kiedy zwierzyna wpadała w siatkę, ta zaciskała się, odzywał się sygnał dźwiękowy i kłusownik wiedział, że zwierzyna wpadła w pułapkę. Później w sposób wiadomy temu panu była uśmiercana - mówi Marek Starosta.
Ci złapani na gorącym uczynku to tacy, którzy zastawiają wnyki. Kłusujących z bronią palną trudniej przyłapać. - Wnyki zastawiane są najczęściej w miejscach migracji zwierzyny. Taki sprawca jest dobrym obserwatorem, ma rozeznanie, którędy porusza się zwierzyna, i tam zastawia pułapki. Oprócz wnyków zastawiają także tzw. żelaza (najbardziej niebezpieczne ze wszystkich pułapek). One są o tyle niebezpieczne, że potrafią odciąć nogę zwierzęciu. Ono zranione ucieka i kłusownik nie ma z tego pożytku, a zwierzę jest ranne lub pada - mówi Marek Starosta.
Nie jesteśmy jednostką policyjną
Świadomość społeczna jest coraz większa i liczba tych, którzy reagują na nielegalne metody polowania też. - Jesteśmy coraz bardziej zauważalni jako jednostka, która działa na rzecz ochrony środowiska. Sami się też o to staramy. Dane informacyjne umieszczamy na stronach internetowych, propagujemy je na wszelkiego rodzaju spotkaniach. Stąd coraz większa ilość interwencji zarówno ze związków łowieckich, jak i zwykłych obywateli. Moje rozczarowanie jedynie budzi fakt, że większość tych ludzi oczekuje natychmiastowego działania i natychmiastowego efektu. Tak się nie da, bo nie jesteśmy jednostką policyjną, która ma patrol kontrolny do działania i po sygnale wyjeżdża na akcję. Poza tym to są duże odległości i w ciągu pół godziny nie jesteśmy w stanie dotrzeć do Kutna, Łęczycy czy Wielunia - mówi Marek Starosta.
Tysiąc złotych za bażanta, dwa trzysta za dzika
Zazwyczaj przed świętami znacznie wzrasta liczba tych przyłapanych na gorącym uczynku, bo też w tym czasie jest większe zapotrzebowanie na mięso dzikiej zwierzyny. Tym samym jest więcej kłusowników. Takie mięso jest drogie, ale nie zawsze opłaca się tym polującym nielegalnie. - Rocznie prowadzimy około 35 spraw karnych, pod rygorem skazania przez sąd około 10. Są to wyroki najczęściej w zawieszeniu. Dodatkowo taka osoba musi zapłacić grzywnę w wys od 1 tys. do 2 tys. zł, a oprócz tego Państwowa Straż Łowiecka jako jednostka pokrzywdzona występujemy o naprawienie szkody i nakładamy ekwiwalent, który np. za sarnę wynosi 2 tys. zł, za dzika 2 tys. 300 zł, za każdą inną zwierzynę drobną 1 tys. zł. Mieliśmy takie przypadki w okresie zimowym, że ktoś przy budkach dokarmiających zwierzynę umieścił wnyki. Po przeprowadzonym śledztwie okazało się, że zajęliśmy dwie sztuki bażantów. Innym razem kłusownicy urządzili sobie strzelanie do bażantów z wiatrówki. Pozyskali 8 sztuk. Kara dla nich to 8 tys zł - dodaje Marek Starosta.
Każdy kto widzi kłusownika lub jakieś ślady nielegalnego polowania na zwierzynę, powinien interweniować. Co prawda telefonu alarmowego Straż Łowiecka nie posiada, ale w razie interwencji można dzwonić: 44 649-62-23, 603-795-545.
Ewa Tarnowska-Ciotucha
- Seniorzy dla seniorów w Sulejowie
- Działacze kultury z Piotrkowa i powiatu nagrodzeni przez sejmik
- Czołowe zderzenie na wiadukcie w Siomkach
- Wybrano Młodzieżową Radę Miasta Piotrkowa Trybunalskiego
- Ambitne plany na rok Władysława Reymonta
- W Akademii Piotrkowskiej zebrano ponad 21 litrów krwi
- Wypadek z udziałem nauki jazdy na Narutowicza
- W mieszkaniu miał ponad 170 gramów narkotyków
- Czad zabił dwóch mężczyzn