- Jesienny koncert w piotrkowskim MOK-u
- 17 mln na Centrum Świętego Mikołaja w Wolborzu
- Dzień Pracownika Socjalnego. Statuetki dla MOPR i PCPR w Piotrkowie
- Podsumowali tegoroczną kwestę
- Kto zostanie mistrzem gminy Sulejów?
- Problem mieszkańców bloków w Woli Krzysztoporskiej
- Szukali ciała w dawnym szpitalu
- Lubisz jazz? Wpadnij na dwa dni do Sulejowa
- Budowa tężni solankowej w Piotrkowie oficjalnie zakończona
Uniwersytet Medyczny zwija żagle
Tymczasem okazuje się, że piotrkowski ośrodek dydaktyczny Uniwersytetu Medycznego ma być zlikwidowany. Decyzję w tej sprawie podjął już Senat uczelni. Sami studenci z Piotrkowa (około 80 osób) do tej pory nie zostali nawet o tym oficjalnie poinformowani, a gdy zaczęli dopytywać na terenie uczelni, jak ma wyglądać ich dalszy los, powołując się na relację z posiedzenia Senatu zamieszczoną na internetowej stronie UM... informację usunięto. Władze Piotrkowa, które 5 lat temu przekazały na potrzeby uczelni budynek po NBP, o decyzji Senatu UM dowiedziały się od reportera "Polski Dziennika Łódzkiego". Prezydent Krzysztof Chojniak był zdumiony.
Najbardziej zaskoczeni są jednak sami studenci, którzy wybrali studia w piotrkowskim ośrodku właśnie ze względu na bliską lokalizację, bo na codzienne dojazdy lub wynajęcie mieszkania w Łodzi nie mogą sobie pozwolić.
- Mieszkam u babci pod Piotrkowem i jeśli ośrodek zostanie przeniesiony do Łodzi, będzie mi bardzo ciężko dojechać na zajęcia na godz. 8, a na wynajęcie mieszkania nie mogę sobie pozwolić - mówi Marta, studentka drugiego roku pielęgniarstwa. - Poza tym w przyszłym roku mamy dyplom i oddziały, w których będziemy go zdawać, już opanowaliśmy w Piotrkowie, a w Łodzi nie mamy żadnego rozpoznania.
- Niektórzy podpisali umowy wynajmu mieszkania w Piotrkowie na 3 lata, bo tyle miały tu trwać studia i za zerwanie umowy też poniosą koszty - martwią się koleżanki Marty, Ania i Justyna. Kuba, kolega z roku, dodaje, że już teraz studenci piotrkowskiego ośrodka dwa razy w tygodniu muszą dojeżdżać na zajęcia do Łodzi, ale do tej niedogodności jakoś zdołali się przyzwyczaić. - Jednak codzienny dojazd do Łodzi na 7. czy 8. rano odpada - dodaje. - Do tego tak naprawdę sami nie wiemy, na czym stoimy, bo nie ma żadnej oficjalnej informacji.
- Gdyby to było wiadomo wcześniej, dużo osób by zrezygnowało, a teraz co mamy zrobić? - pyta zdenerwowana matka studentki pierwszego roku.
Choć decyzję o likwidacji ośrodka w Piotrkowie Senat Uniwersytetu Medycznego podjął 23 kwietnia, nawet miejscowa kadra nie została o niczym oficjalnie poinformowana.
- Robi się zła atmosfera, bo przychodzą studentki, rodzice i pytają, co dalej z nimi? A same nic nie wiemy, ponad to, co przeczytałyśmy w Internecie. Dzwoniłyśmy do dziekanatu i mówią to samo - przyznaje jedna z pracownic piotrkowskiego ośrodka UM.
Przemysław Andrzejak, pełnomocnik ds. rozwoju i promocji UM w Łodzi, próbuje uspokajać, że władze uczelni zdecydowały jedynie o "wyciszeniu rekrutacji w Piotrkowie", z powodów "ekonomicznych i logistycznych". Andrzejak stwierdził, że decyzje o przyszłości ośrodka nie zapadły i "dziś władze zastanawiają się nad uruchomieniem innych kierunków, które byłyby rentowne", a decyzje zapadną do końca maja. Pełnomocnik rektora wpada jednak w zakłopotanie, gdy zauważamy, że Senat UM decyzję o likwidacji ośrodka podjął już 23 kwietnia, ale sprawozdanie z tego posiedzenia dziwnym trafem zniknęło z oficjalnej witryny uczelni. Bez trudu można je jednak odnaleźć, bo strona została zarchiwizowana przez wyszukiwarkę internetową.
- Rzeczywiście, Senat podjął taką decyzję - kapituluje Przemysław Andrzejak w obliczu tego dowodu. - Jest za mało studentów, a jeśli nie ma rynku, to nie możemy dopłacać do studiów - tłumaczy i dodaje, że przedstawiciele władz uczelni przyjadą do Piotrkowa w najbliższą środę i będą rozmawiać ze studentami.
Przedstawiciele innych działających w Piotrkowie uczelni przyznają, że niż demograficzny robi swoje i o studentów coraz trudniej. Jednak nie aż tak źle, żeby myśleć o zwijaniu żagli. W piotrkowskiej Filii Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Kochanowskiego, na rok akademicki 2009/2010 przygotowano 2.520 miejsc. 1.095 na studiach stacjonarnych i 1.425 na niestacjonarnych. Oferta jest zbliżona do ubiegłorocznej, ale limity wykorzystano wówczas tylko w około 60 procentach. W UJK uczy się obecnie około 4,5 tysiąca studentów, choć były lata, gdy ich liczba przekraczała nawet 8 tysięcy. - Niestety, czasy się zmieniły - wzdycha Małgorzata Kowalska, odpowiedzialna za rekrutację w UJK w Piotrkowie. Jedyna samodzielna uczelnia w mieście, Wyższa Szkoła Handlowa im. Króla Stefana Batorego, wyniki naborów i liczbę studentów trzyma w tajemnicy. Studiuje tam około półtora tysiąca osób. Co roku WSH przygotowuje około 800 miejsc, ale informacji, ile z nich udaje się wykorzystać, nie ujawnia. Rekrutacja na nowy rok już tam ruszyła. W ofercie są dwa kierunki - administracja i stosunki międzynarodowe i bogaty wybór specjalności. Nowością jest kierunek na studiach podyplomowych: zarządzanie współczesną kancelarią i archiwum. Nową specjalnością będą natomiast kadry i ubezpieczenia społeczne. Ograniczono natomiast liczbę kierunków studiów podyplomowych (z 12 do 8). - Wynika to z faktycznego zainteresowania naszych przyszłych studentów - tłumaczy Anna Warych z działu marketingu WSH.
Wielkie ambicje zostanie ośrodkiem akademickim miał Bełchatów, ale dziś niewiele z tych planów zostało. Ostateczne nadziej prysły, gdy przed kilkoma tygodniami bełchatowski ośrodek Politechniki Łódzkiej zdecydował, że naboru, ani na studia dzienne, ani zaoczne, nie będzie. Klęskę przyniósł już ubiegłoroczny nabór, gdy na cztery kierunki uzbierało się 30 chętnych. Od drugiego semestru studia przeniesiono do Łodzi, w Bełchatowie pozostał tylko sekretariat uczelni. Prof. Jan Anuszczyk, szef oddziału PŁ w Bełchatowie, chciałby go utrzymać. Dodaje, że kryzysowy rok trzeba przeczekać, a za rok być może znów spróbować. Nie wiadomo jednak, czy będzie do czego wracać, bo pomieszczeniami, w których mieściła się Politechnika, interesują się trzy inne, ale prywatne uczelnie. Jak mówi Krzysztof Borowski, rzecznik starostwa, trwają rozmowy ze szkołami, nie może więc zdradzać na razie, co to za placówki.
Studia dzienne w Bełchatowie marzą się też władzom miasta. Próba ściągnięcia do Bełchatowa Uniwersytetu Łódzkiego ostatecznie nie wypaliła. Porozumienie, owszem, podpisano, ale przez kolejne dwa lata chętnych była garstka. Niewykluczone, że nadzieje miasta spełni Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie, która dopytywała o kształcenie w Bełchatowie. Przedstawiciele uczelni obejrzeli miejsca, w których mogliby się ulokować. Na razie jednak decyzji nie podjęli. Jeśli na studia w Bełchatowie się zdecydują, to takie, które nie potrzebują laboratoriów, mówi się np. o wychowaniu fizycznym. Zajęcia ruszyłyby jednak dopiero od roku akademickiego 2010/2011.
- Będziemy ich naciskać - mówi Janusz Mękarski, wiceprezydent Bełchatowa ds. oświaty. - Zależy nam na dziennych studiach w Bełchatowie. Chociaż prawda wielu bełchatowian ma pieniądze, dlatego młodzi ludzie chętnie wybierają studia w dużych miastach - Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu.
Marek Obszarny - POLSKA Dziennik Łódzki