Z kolei na balu dziennikarzy „latały” gołębie pokoju. W prezydium Powiatowej Rady Narodowej, wzorem Warszawy, noworoczne toasty wznosili partyjni notable. Sportowcy natomiast sylwestrowy wieczór spędzali na parkiecie „Europy”, sali Kilińskiego i „Mozaiki”...
Sylwester i karnawał w Piotrkowie
Sylwester i karnawał to czas, na który wielu czeka przez cały rok. Panie szykują wyrafinowane toalety, panowie różnie, albo garnitury, albo pełen portfel, w zależności od tego, gdzie zamierzają spędzić chwile szalonej zabawy. A jak bawili się piotrkowianie na przestrzeni lat? Oj, naprawdę świetnie. Wbrew pozorom byliśmy i jesteśmy rozrywkowym miastem. Wystarczy zajrzeć do starych roczników lokalnej prasy, obejrzeć zdjęcia i wysłuchać wspomnień, by zobaczyć, jak cieszyli się z nadejścia Nowego Roku nasi pradziadkowie, dziadkowie czy rodzice. Szampańskie nastroje dopisywały...
Za czasów słusznie minionych
We wczesnych latach powojennych dominowały wieczorki taneczne. O jednym z nich mówił na łamach ostatniego numeru „Gazety Ziemi Piotrkowskiej” w 1961 roku Henryk Poździej – „Za najmilszą zabawę w życiu uważam wieczorek, jaki urządziliśmy po zdaniu matury w III Liceum dla Dorosłych przy ul. Roosevelta. Były to pierwsze lata powojenne, a więc przybranie sali, nasze stroje i bufet, były bardzo skromne, ale mimo tego, była to bardzo wesoła zabawa”.
Lata 50. ubiegłego wieku obfitowały w bardziej i mniej ważne wydarzenia. Niemniej wraz z październikową odwilżą wiele się zmieniło, ludzie zaczęli jakby bardziej żyć. Nad Strawą na przykład pewną paszteciarnię PSS przekształcono w kawiarnię „Pod Ormianinem”, której styl i kartę dań porównywano do warszawskiego „Fukiera” czy nie mniej znanego lokalu „Pod Krokodylem”. Fakt ów skrzętnie wykorzystali piotrkowscy dziennikarze, którzy w 1959 roku zorganizowali w „Ormianinie”, jak potocznie kawiarnię tę nazywano, swój pierwszy bal sylwestrowy. Ówczesna „Gazeta Ziemi Piotrkowskiej” donosiła, że na stołach królowały dania w dużej części przyniesione przez balowiczów. Do picia podawano likiery, wina, piwo, wodę sodową, kawę i... chińskie soki owocowe. Dekoracje wykonali sami dziennikarze. Przeważały papierowe gołębie, symbol pokoju. Do tańca przygrywał lokalny band. Oczywiście wśród parkietowych szaleństw nie zabrakło szturmem wdzierających się w tym czasie do naszego kraju twista, boogie woogie i rock and rolla.
Z kolei inna grupa społeczna, partyjni notable, wzorem stolicy, organizowali wielkie sylwestrowe bale dla klasy pracującej. W latach 60. w piotrkowskim prezydium Powiatowej Rady Narodowej stoły zastawione towarem na co dzień reglamentowanym (m.in. szynka, pomarańcze) i pełne butelek wina („Sowietskoje Szampanskoje” i „Bankietowe”) czekały na noworoczny toast pierwszego sekretarza KM PZPR. Odziani w szare, brązowe i czarne garnitury towarzysze porywali do walców i walczyków przodowniczki pracy. Kiedy już wybiła północ i po raz wtóry krzyknięto „Żeby jak słońce świecił nam socjalizm”, robiło się mniej oficjalnie i zgromadzone towarzystwo ruszało na parkiet w tany w rytm fokstrotów i samb.
Wspomnienia sportowców ziemi piotrkowskiej są bardziej kolorowe. Zwłaszcza tych, którzy należeli bądź w jakikolwiek sposób byli związani z klubem „Concordia”. Bawili się zazwyczaj do białego rana w „Europie”, w sali Kilińskiego (dzisiejszy MOK przy alei 3 Maja) i w „Mozaice”. Później, gdy przy Obrytce stanęła hala „Piotrcovii”, część tanecznych szaleństw przeniesiono właśnie tam.
W słynnej „Europie” sylwestrowe zabawy urządzał również dla swych pracowników piotrkowski MHD.
Ówczesna prasa pełna była również noworocznych życzeń, które składały swym pracownikom zakłady i spółdzielnie pracy, a mieszkańcom miasta państwowe instytucje.
Pod koniec epoki PRL-u na ulicach nie było już tak wesoło. Część piotrkowian witała Nowy Rok na prywatkach w wąskim gronie. Do dziś pamiętam, jak mój wujek, chcąc zaimponować zgromadzonemu w ciasnym M-2 towarzystwu, otwierał szampana tak, że wystrzelony w powietrze korek zniszczył ulubione kieliszki cioci. Mimo niewesołej miny pani domu zabawa i tak była przednia. Moda na brokat sprawiała, że panie nie tylko zakładały świecące toalety, ale i obsypywały tym pyłem fryzury.
Skandaliczne całuski
A jak bawili się nasi pradziadkowie? Nie można nie wspomnieć i ich karnawałowych szaleństw przy okazji nadchodzącego karnawału. Dziś trudno nam w to uwierzyć, ale przeszło sto lat temu całuski rozdawane przez pewnego pana paniom na „wieczorze tańcującym” w siedzibie piotrkowskiego Towarzystwa Cyklistów o mało nie stały się przyczyną obyczajowego skandalu. A cała sprawa miała miejsce, jak donosił jeden z pierwszych numerów „Tygodnia” z 1897 roku, w święto Trzech Króli. Wówczas to członkowie wspomnianego towarzystwa zorganizowali karnawałowy bal, na którym „bawiono się i tańczono do godziny 8:00”.
Udekorowana w emblematy cyklistów i przybrana zielenią sala tonęła „w potokach auerowskiego światła”. Do tańca stanęło ponad trzydzieści par. Najlepsza zabawa, jeśli wierzyć ówczesnym dziennikarzom, rozpoczęła się po godzinie 23:00. Największe emocje pojawiły się jednak wraz z wybiciem godziny 3:00 nad ranem. Wówczas, jak donosił „Tydzień”, „rozwinął się w najlepsze kotylion, a czarne fraki upstrzyły się świecącymi gwiazdami i orderami - jeden z młodzieńców wjechał na salę na (...) trójkołowcu i zaczął paniom rozdawać całuski”. Na szczęście, proszę się nie gorszyć, uspokajał reporter „Tygodnia”, nie były to owe gorące jak z dubeltówki całusy, a zwykłe świąteczne od Wróblewskiego z ulicy Kapitulnej. No i proszę, czyż nasi pradziadkowie nie byli pomysłowi. Cukierkom nadali miano całusków. W tamtych czasach to wyczyn nie lada, wszak tak wiele dziś niewinnych rzeczy było wówczas przyczyną skandali. W wieczór Trzech Króli u cyklistów na szczęście (a może i szkoda) do niego nie doszło...
Oj, działo się, działo. Zachęcamy do wspomnień, być może ktoś wśród domowych skarbów przeszłości znajdzie stare kotyliony, karnety... Szalonej zabawy i do siego roku!
Agawa