- To nie jest funkcjonowanie, tylko wegetacja. Przed chwilą pracownicy schroniska przyjechali zabrać jedzenie dla zwierząt z chłodni, którą już zdążyliśmy zaopatrzyć z myślą o tym, że będziemy tutaj lada dzień mieszkać. Już w sierpniu przywieźliśmy tutaj 5 ton karmy. Jednak wciąż jeszcze jesteśmy na Glinianej - mówi Grażyna Fałek, prezes piotrkowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (zarządcy schroniska).
Mało tego, że nie wiadomo, kiedy wreszcie do przeprowadzki dojdzie, to warunki w starym schronisku zmieniły się z bardzo złych na tragiczne. - Częściowo ogrodzenie jest już zdemontowane, założone jest tutaj, w nowej siedzibie, ponieważ przeprowadzka miała być JUŻ, więc zgodziliśmy się zabierać stopniowo elementy ogrodzenia z Glinianej. To jest horror! - mówi prezes Fałek.
Tymczasem wykonawca inwestycji, jaką jest budowa nowego schroniska dla zwierząt w Piotrkowie, od wielu tygodni poprawia usterki. Co konkretnie spaprała firma AVOS z Piotrkowa? - Podczas przeprowadzania czynności odbiorowych wytknięto wykonawcy nieprawidłowości w zakresie zagospodarowania i ogrodzenia terenu, budynku socjalno-szatniowego oraz częściowego braku wieńców w budynkach z wybiegami dla psów - mówi Jerzy Hartman, kierownik Biura Inwestycji i Remontów w Urzędzie Miasta, odpowiedzialny za nadzór inwestycji.
W poniedziałek budowa nowego schroniska była tematem konferencji prasowej zorganizowanej przez piotrkowską lewicę.
O konferencji i ewentualnej przeprowadzce schroniska szerzej w najnowszym wydaniu "TYGODNIA TRYBUNALSKIEGO"
Na pytanie o usterki, Grażyna Fałek mówi, że może wymienić jedynie te, które sama zauważyła gołym okiem. - Nie jestem budowlańcem, ale była tutaj pani projektantka, ona większość usterek ustaliła. Brak glazury, pękające ściany, w jednym z budynków przeciekał dach, dach nad wybiegami zrobiony nie z takich materiałów, jak zakładano, woda przeciekała do boksów, rynny były nie takie, drogi nie było, krawężników nie było. Do tego brak wieńców w ścianach. W tej chwili są zakładane jakieś mocowania. Nie wiem, dlaczego nie zostały one założone wcześniej, ale z tego, co mi powiedziano, wynika, że jest to bardzo ważna rzecz.
Cierpliwości brakuje nie tylko pracownikom schroniska, ale również władzom miasta. - Częściowo wykonawca usunął usterki. Najlepiej byłoby go wyrzucić, ale to się wiąże z kosztami, bo trzeba byłoby od nowa rozpisywać przetarg itd. Daliśmy mu już ostatnią i przedostatnią szansę. Wszystkie poprawki firma wykonuje z własnych pieniędzy, od Urzędu Miasta już nic nie dostanie. Próbujemy wykonawcę zdyscyplinować. A on wyznacza sobie kolejne, ostateczne terminy - ostatni to 13 października. Do tego dnia wszystkie usterki mają zostać usunięte. Jeśli skierowalibyśmy sprawę do sądu, to inwestycję i tak musiałby ktoś skończyć - informuje Elżbieta Jarszak, p.o. kierownik Zespołu Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta.
Zgodnie z protokołem plac budowy przekazano wykonawcy 14 sierpnia 2009 roku. Planowany termin zakończenia robót miał nastąpić 31 maja 2010 roku. Za nadzór inwestycji odpowiedzialny jest Jerzy Hartman, którego zapytaliśmy, jak wyglądała urzędnicza kontrola budowy schroniska. - Zgodnie z potrzebami, na bieżąco, z wyjątkiem okresu od 19.04.2010 r. do 21.05.2010 r., kiedy przebywałem na zwolnieniu lekarskim - odpowiedział kierownik.
Choć Hartman twierdzi, że według niego rozpoczęcie przeprowadzki schroniska może się rozpocząć jeszcze w tym miesiącu, mniej optymizmu ma zarządca schroniska. - Byłam u prezydenta Chojniaka, było tam większe grono osób. O terminie przeprowadzki miałam być powiadomiona przez pana Hartmana, był taki telefon, ale konkretnej daty przeprowadzki nie otrzymałam z uwagi na trwające poprawki. Zostałam poinformowana, że usterki muszą być usunięte i dopóki odbiór obiektu nie zostanie zatwierdzony przez inspektora nadzoru budowlanego, dotąd schronisko nie będzie przekazane do użytku - mówi G. Fałek.
Kolejny termin, do którego wykonawca miał usunąć wszystko to, co spaprał, minął wczoraj (13 października). - Wykonawca bywa tutaj czasami, ale nawet mnie się nie chce z tym panem rozmawiać, nawet nie jestem do tego upoważniona, bo w końcu ktoś mu to zadanie zlecił. W tej chwili robotnicy uzupełniają glazurę na ścianach, chociaż miała być już dawno założona - mówi Grażyna Fałek.
Przypomnijmy jeszcze, że po zakończeniu robót budowlanych inwestor, czyli miasto, ma obowiązek wystąpić z wnioskiem o zakończeniu budowy do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego dla miasta Piotrkowa Trybunalskiego, co również potrwa.
Pracownicy schroniska mówią z rezygnacją, że najlepszy czas na przeprowadzkę i tak dawno już minął. - Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymamy na Glinianej. Ostatkiem sił przetrwaliśmy tam ostatnią zimę. W tej chwili pracownicy są już tak zdesperowani, że powiedzieli, że zostają na Glinianej na zimę. Szukamy słomy dla zwierząt, bo o tej porze roku do zimy już byliśmy zawsze przygotowani. Boimy się przeprowadzki o tej porze. Niedługo zrobi się naprawdę zimno, a my nie jesteśmy przygotowani. Boksy nie są tutaj (przy Podolu - przyp. AS) ogrzewane, nie wiem, czy uda się wstawić tam budy. Musimy przecież pogrupować zwierzęta w boksach, bo teraz są od siebie odseparowane, na łańcuchach. Już jest za zimno na przeprowadzkę. Bardzo się cieszyłam, że koniec inwestycji planowano na koniec maja, bo mielibyśmy całe wakacje na przeprowadzkę. W tej chwili nawet nie działa tutaj centralne ogrzewanie. Kupiłam tonę ekogroszku, ale faktycznie nie jestem nawet użytkownikiem tego obiektu. Pracownicy schroniska właściwie pogodzili się z tym, że kolejna zima będzie na Glinianej - mówi Grażyna Fałek.
Tragifarsa to chyba najłagodniejsze słowo, jakim można określić tę sytuację.
AS