- Rolnicy zgłosili się do mnie, ponieważ szukają pomocy, gdzie tylko mogą. Mają ogromny problem z leśnymi zwierzętami, które niszczą im zboża i inne uprawy - mówi sołtys wsi Łazy Dąbrowa, Aleksandra Korek-Rycerz. Rolnicy ze zdenerwowaniem opowiadają, co wyprawia się na ich polach. - Żyto było tak zżarte, że porozstawiałem strachy na polu. Teraz te sarny trochę się wyniosły. A zboże było obskubane wszędzie, nawet przy stodole. Parę dni temu popadał deszcz, to tych śladów aż tak nie widać, ale sarny przychodzą nadal. Zwłaszcza tutaj, przy samym lesie. Tu jest tragedia. W każdą noc jest po pięćdziesiąt jeleni na polach. Widzi pani ślady po dzisiejszej nocy, a padał deszcz i pewnie ileś tego rozmył – bulwersuje się jeden z rolników.
Okazuje się, że taka sytuacja trwa od lat. Mężczyźni denerwują się faktem, że nie mogą doprosić się łowczych, aby przyjechali chociaż zobaczyć szkody. – Mówią, że w końcu to jak motyl przez pole przeleci, to zaraz będziemy ich wzywać i wołać odszkodowania. Kilka razy już zgłaszałem i nikt nigdy nie przyjechał. Ostatnio dwa tygodnie temu – nie przyjechał do dzisiaj. W końcu dojdzie do tego, że nie będzie nam się opłaciło uprawiać pola – wyjaśnia rolnik.
To, że zboże jest wyskubane przez sarny, widać gołym okiem. Na dodatek gołym okiem widać ślady po wizycie saren na polu jednego z mieszkańców wsi. Podobnie było w latach wcześniejszych. Rolnicy zadają sobie pytanie: co to będzie za zboże, jeśli jest ono cały czas obgryzane przez zwierzęta. - Dwa lata temu miałem trawę na siano. Bardzo duży kawał łąki skopały mi dziki. Dostałem za to 500 złotych odszkodowania. Miałem też hektar mieszanki, którego połowę zniszczyły sarny. Dostałem za to 150 złotych. Jakby pani była tutaj jesienią, jak jeszcze zboże było, to nie było kawałka pola, które nie byłoby zdeptane albo obskubane – mówi rolnik.
Inny mężczyzna mówi, że na jego polach dzieje się to samo, a efekty tak naprawdę widać dopiero podczas żniw. – W zeszłym roku miałem tutaj koło lasu mieszankę (1,3 hektara), podobnie jak sąsiad. Oszacowali mi straty na 20% i zwrócili 200 zł. Tylko że w przeliczeniu na to, ile rzeczywiście straciłem w tych 20%, to te 200 zł chyba oddali mi za to, co do nich jeździłem, a nie za szkody. Nie miałem ani ziarna, ani słomy – mówi kolejny zbulwersowany rolnik.
Okazuje się, że rolnicy, na problemy których uwagi nie zwracają łowczy, zgłosili problem do gminy. Już kilka lat temu... – Kilka lat temu, jak jednemu z sąsiadów dziki zniszczyły wszystkie kartofle, poszliśmy do gminy. Przyjechał burmistrz, zastępca burmistrza, myśliwi. Ale co, pogadali i pojechali. My tutaj już ziemniaków nie sadzimy, bo się po prostu nie da. Wsadzi się, a za dwa tygodnie nie ma żadnego krzaka. Wyryte jest wszystko. Pszenicy i owsa tak samo nie idzie wsadzić. O kukurydzy nie ma nawet mowy. Teraz kilka dni temu dzwoniła nasza pani sołtys do gminy – mówi rolnik.
- Dzień Pracownika Socjalnego. Statuetki dla MOPR i PCPR w Piotrkowie
- Podsumowali tegoroczną kwestę
- Kto zostanie mistrzem gminy Sulejów?
- Problem mieszkańców bloków w Woli Krzysztoporskiej
- Szukali ciała w dawnym szpitalu
- Lubisz jazz? Wpadnij na dwa dni do Sulejowa
- Budowa tężni solankowej w Piotrkowie oficjalnie zakończona
- Policja ukarała Antoniego Macierewicza. Czy poseł straci prawo jazdy?
- Jazda elektryczną hulajnogą kosztowała go łącznie 2700 zł. Wszystko przez alkohol