Region: Koledzy - strażacy uratowali mu życie

Tydzień Trybunalski Piątek, 13 sierpnia 20106
Najpierw był mecz, niedzielny wypoczynek i spotkanie towarzyskie. Potem upadek, brak oddechu i walka kolegów o jego życie. Co wydarzyło się na festynie w Truszczanku w gminie Rozprza i co uratowany pan Krzysztof powie kolegom z boiska? O tym opowiadają uczestnicy weekendowego wydarzenia i sam poszkodowany.
Pan Krzysztof (na zdjęciu tyłem)Pan Krzysztof (na zdjęciu tyłem)

To była niedziela. Przedpołudnie. Festyn rodzinny, a podczas festynu mecz piłki nożnej. Amatorów. Wśród nich pan Krzysztof z Rozprzy. Po rozegranym meczu usiadł na trybunach. Chciał z kolegami śledzić grę drużyn przeciwnych. Po kilku minutach oglądania meczu... „film mu się urwał".

 

- Krzysiek siedział na ławce kibiców. Wśród kolegów i ich żon. Nagle bezszelestnie zaczął zsuwać się z ławki. Usłyszałem krzyk: Krzysiek, co się dzieje, co z tobą? Okazało się, że to był ten newralgiczny moment, kiedy kolega zasłabł. Ci, którzy stali najbliżej, zaczęli mu udzielać pomocy. Było cucenie poprzez poklepywanie twarzy, udostępnienie jak największej ilości powietrza. W pierwszym momencie pomagała pielęgniarka, która była na miejscu. Przy niej była druga osoba. Odniosłem wrażenie, że też ktoś ze służby zdrowia, bo bardzo fachowo udzielała pomocy. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, co się stało. Nie spodziewano się, że sytuacja będzie tak dramatyczna - mówi Wiesław Wnuk, kolega Krzysztofa.

 

Początkowo sytuacja wyglądała na niegroźną. Wielu sadziło, że to zwyczajne zasłabnięcie. Mężczyzna oddychał. Ale działania były natychmiastowe. Ściągnięto go z ławki i położono w pozycji bezpiecznej. Nic nie wskazywało na to, że stało się coś poważnego.

 

- Kiedy podbiegłem, chcąc zobaczyć, co się dzieje, Krzysiek oddychał i wyglądał na człowieka, który po prostu zasłabł. Uspokojony odszedłem, by z powrotem usiąść na trybunie koło żony. Wtedy dopiero usłyszałem ponowny krzyk. Kolega Darek, zawodowy strażak, zasygnalizował, że dzieje się coś złego i bez namysłu ruszył do przeprowadzenia akcji reanimacyjnej. Przerwano mecz. Z boiska natychmiast przybiegł drugi zawodowy strażak z Gorzkowic. Od pierwszych sekund szybko, fachowo i bardzo zdecydowanie przeprowadzili akcję pierwszej pomocy. Skutecznie - opowiada Wiesław Wnuk.

 

Chociaż pan Wiesław poprzez skromność umniejsza swój udział w udzielaniu pierwszej pomocy, świadkowie potwierdzają, że był przy koledze cały czas, pomagał jak mógł, kontrolując puls i dbając o jak największą przestrzeń z powietrzem.

 

- W tych emocjach to nawet próbowałem dawać rady zawodowcom, ludziom, którzy tych rad nie potrzebowali. Byliśmy wszyscy zdeterminowani. Musieliśmy mu pomóc. Widziałem ogromne zaangażowanie kolegów strażaków. Później dowiedzieliśmy się, że to był zawał. Akcja serca ustała aż trzy razy. Lekarze powiedzieli, że dawno nie mieli pacjenta po zawale w tak dobrym stanie. Chwalili bardzo profesjonalnie przeprowadzoną akcję reanimacyjną - dodaje pan Wiesław.

 

To dzięki zawodowym strażakom. Głównie Darkowi - mówią znajomi Krzysztofa, uczestnicy festynu. Niestety nie udało nam się namówić pana Darka na rozmowę. Powiedział krótko: to mój zawód i obowiązek.
Jednak uczestnicy niedzielnego wypoczynku mówią, jak ogromna presja ciążyła na udzielających pomocy. Ratowali kolegę, najlepszego kumpla.

 

- Widziałem zaangażowanie strażaków. Robili to niezwykle profesjonalnie. Uczyłem się udzielania pierwszej pomocy, bo pracowałem w bełchatowskiej kopalni i tam był duży nacisk na zdobycie takich umiejętności. Człowiek prowadzący szkolenie podkreślał, jak ogromną wagę ma ciągły kontakt z poszkodowanym, bez względu na jego stan. Darek doskonale o tym pamiętał. Cały czas utrzymywał z Krzyśkiem kontakt, przez kilkanaście minut akcji. Mówił do niego: „Krzysiek oddychaj! Nie wygłupiaj się! Co robisz? Oddychaj!" Mimo że kolega był nieprzytomny, to odniosłem wrażenie, że rozumiał, co się do niego mówił i wkładał ogromny wysiłek, by zacząć oddychać. Widziałem ogromną presję, ale oni nie mieli czasu na emocje. One przyszły później - relacjonuje pan Wiesław.

 

Reszta wydarzeń potoczyła się błyskawicznie. W szybkim tempie przyjechało pogotowie. Potem był szpital i dalsza część ratowania życia i zdrowia chorego. Dopiero wtedy pojawiły się emocje.
- O swoich emocjach trudno mówić. Nie chciałbym drugi raz takiej sytuacji przeżywać. Strażacy robili to na zimno, bez emocji, bo tak trzeba. Wiedzieli, co robią , zaangażowali się , ratowali człowieka. To ich zawód. Umieją to robić. Emocje w ich przypadku, i moim też, pojawiły się dopiero po akcji. Takie, których nie chcę wspominać, mimo radości, że się powidło, że kolega żyje. Był płacz, zatroskanie i przerażone twarze uczestników festynu, wśród nich rodziny Krzyśka. Na szczęście wszystko skończyło się bardzo dobrze - mówi pan Wiesław.

 

Tak naprawdę nikogo nie dziwi zachowanie pana Darka, Wieśka i innych. To najlepsi kumple. Koledzy z boiska. Razem nie tylko grają w piłkę po pracy, ale również razem z żonami spotykają się na weekendowym grillowaniu, kajakach.
Po tygodniu od dramatycznego wydarzenia udaje nam się porozmawiać z panem Krzysztofem, ale robi to niechętnie. Wzorem kolegów strażaków nie chce mówić. Udaje się jednak namówić go na kilka zdań. Wyszedł ze szpitala i czuje się dobrze. Całą historię zna tylko z opowiadań. O tym, że żyje dzięki kolegom, powiedział mu syn. W szpitalu.
- Czuję się bardzo dobrze. Chyba jestem zdrowszy niż byłem. Proszę nie pytać mnie o tamto wydarzenie, bo nie pamiętam. Wiem, że grałem w piłkę. Po meczu usiadłem na trybunach i... "urwał mi się film". Od tego momentu nic nie pamiętam. O tym, dzięki komu żyję, dowiedziałem się w szpitalu. Jestem dumny z kolegów - mówi pan Krzysztof i nie chce zdradzić, co powie kolegom, kiedy spotka się z nimi oko w oko.

 

- Mam im coś do powiedzenia, jak się z nimi spotkam. Dziś pani nie powiem. Na pewno będą to twarde, męskie słowa. Jestem bardzo wdzięczny kolegom i dumny, że mam właśnie takich. Nigdy im tego nie zapomnę, bo dzięki nim żyję. W naszej ekipie panuje zasada: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - mówi pan Krzysztof.

 

Okazuje się, że umiejętność udzielania pierwszej pomocy może okazać się bardzo cenna. Dobrze wie o tym pan Wiesław, który niejednokrotnie wyciągał ludzi z wody. Co prawda nie miał okazji przeprowadzać samodzielnie typowej akcji reanimacyjnej, ale wie, jak to robić, i w razie wypadku nie boi się reagować. Do większej odwagi namawia także innych.
Podobnie jak aspirant Cezary Sobierański, strażak Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Piotrkowie.

 

- Namawiam do tego, by ludzie nie bali się udzielać pierwszej pomocy. Ludzie często mają tę wiedzę, ale może nie jest ona ukierunkowana. Ludzie ciągle boją się podchodzić do człowieka, z którym coś złego się dzieje. Czasem nie potrafią przełamać oporu psycho-fizycznego czy wewnętrznej niechęci. Osoby, które się przewracają, często rozbijają głowę i już widok krwi może odstręczać potencjalnych ratowników. Czasem boją się możliwości zarażenia żółtaczką czy wirusem HIV - mówi aspirant Cezary Sobierański. - Wiemy, że podczas niedzielnego festynu w gminie Rozprza koledzy strażacy pomogli człowiekowi w profesjonalny sposób. Położyli mężczyznę na ziemi, bo wiedzą jak ważne jest twarde podłoże. Stwierdzili, że jest nieprzytomny i natychmiast próbowali udrożnić drogi oddechowe. Położyli go w odpowiedniej pozycji, która pozwala na to. Po dwóch efektywnych wdechach, czyli takich, które spowodowały podniesienie się klatki piersiowej, przystąpili do reanimacji. Jeden ze strażaków zrobił 30 uciśnięć, a drugi wykonywał wdechy. Pan odzyskał oddech i został przekazany pogotowiu. Gdyby nie ta pomoc, człowiek by zmarł. Tętno było niewyczuwalne. Ten pan może być wdzięczny za uratowanie życia - relacjonuje aspirant Sobierański.

 

Reanimacja podczas festynu była przeprowadzona idealnie. Są jednak błędy, które ludzie popełniają, chcąc ratować innych. Jakie najczęściej?
- Często ludzie, którzy próbują ratować innych, nie wiedzą, jak położyć chorego. Szczególnie wtedy, gdy pojawiają się wstrząsy. Pozycja przeciwwstrząsowa to pozycja horyzontalna z nogami do góry. Niekiedy nie potrafią też udrożnić dróg oddechowych. Nie wiedzą, że jeśli nie odchylimy głowy do tyłu i nie udrożnimy dróg oddechowych to wdechy nie przyniosą żadnego efektu - mówi Cezary Sobierański.

 

O tym, jak wiele jest pomyłek w udzielaniu pierwszej pomocy, można mówić wiele. Okazuje się jednak, że są tacy, którzy nie boją się pomóc i zawsze biegną na ratunek poszkodowanemu. Mają wiedzę i mnóstwo „zimnej krwi". Pan Krzysztof miał wielkie szczęście. Jego kolegami okazali się właśnie tacy odważni.

 

 


Zainteresował temat?

0

0


Zobacz również

Komentarze (6)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

mika ~mika (Gość)01.03.2011 01:00

0dnośnie,,anty".O postawach ludzkich i bohaterskich powinno się mówić.Nie rozumiem dlaczego zarzuca się nadmierną gloryfikację strażaków jednocześnie żałując kolegi(dobrego człowieka),że pozostał anonimowy.

00


inicjatorka do  anty ~inicjatorka do anty (Gość)26.02.2011 19:15

ten artykul powstal z mojej inicjatywy a nie tych co ratowali kolege .Widzac jak ogromne znaczenie w sytuacjach utraty zycia ma postawa otoczenia chcialam wszystkim przypomniec o tym ,uzmyslowic ze jestesmy sobie potrzebni. Nie rozumie skad te zale...

00


krzychu ~krzychu (Gość)15.08.2010 14:39

brawo dla drugiego strażaka,który dbał na boisku o dopływ świeżego powietrza dla poszkodowanego.

00


CockS ~CockS (Gość)14.08.2010 12:35

Brawa dla kolegów pana Krzysztofa

00


czytelniczka ~czytelniczka (Gość)13.08.2010 16:49

wydaje mi się, że akcja strażaków była pretekstem do przedstawienia nieświadomym ludziom, jak należy ratować człowieka.
Pewnie, że szkoda, że nie mówi się o tych, którzy nie będąc ratownikami z zawodu potrafią przeprowadzić efektywną reanimację. Ale o nich po prostu nie wiadomo. Niech się ujawnią ci, których uratowano w ten sposób i niech opowiedzą o tych, którzy pomogli. Chętnie poczytam.

00


anty ~anty (Gość)13.08.2010 13:09

Brawo.
Niestety nie mogę odnieść wrażenia ciągłego wynoszenia na piedestał bohaterskich strażaków.
Mój kolega kiedyś uratował człowieka. Ludzie z karetki powiedzieli mu, że przeżył tylko dzięki niemu. Nikt o nim nie napisał artykułu.
O prawdziwych bohaterach nie trzeba mówić.

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat