Panie Prezydencie, niedawno spotkał się Pan z dyrektorami gimnazjów. Co się wydarzyło podczas tego spotkania?
Cel był bardzo konkretny. Pojawiało się dużo informacji, a w zasadzie plotek. Rysowane były różne scenariusze, zwłaszcza przez środowisko oświatowe, dotyczące planów nowej sieci szkół, zmian po likwidacji gimnazjów. Mówię o wizjach, o których sam nie miałem pojęcia. Uznałem więc za stosowne, wręcz konieczne, aby w takiej sytuacji spotkać się z dyrektorami szkół. Aby przede wszystkim zdementować niektóre informacje.
Nie ma decyzji w tej sprawie, zwłaszcza, że nie mamy żadnych aktów wykonawczych, w oparciu o które moglibyśmy podejmować decyzje. Co nie znaczy, że się do tego nie przygotowujemy, czasu jest niewiele. Ta reforma jest niestety robiona na szybko.
Jak Pan ocenia reformę oświaty?
Kiedyś wypowiedziałem moją opinię na temat tej reformy i nie mam wątpliwości. Też jestem zwolennikiem 8-klasowej szkoły podstawowej, 4-letniego liceum i 5-letniego technikum. Czy powinno być to przywrócone właśnie taką droga i w tak krótkim czasie… To sprawa do dyskusji. Dla mnie jako samorządowca jest w tej chwili najważniejsze, by przeprowadzić te zmiany jak najlepiej, aby było to jak najmniej uciążliwe i szkodliwe dla nauczycieli, dzieci i rodziców.
Podczas spotkania z dyrektorami byli obecni też szefowie dwóch związków zawodowych nauczycieli.
Tak, mówimy o szefach Związku Nauczycielstwa Polskiego i Solidarności. Poprosiłem o pełną współpracę przy wprowadzaniu czekających nas zmian po to, aby nauczyciele, którzy będą mieli problemy z zatrudnieniem, mogli taką pomoc od nas uzyskać. Chcemy aby ludzi, którzy stracą pracę było jak najmniej. Pamiętajmy, że mamy do czynienia nie tylko z reformą, ale i z niżem demograficznym. Dlatego potrzebna jest pełna współpraca wszystkich szkół na każdym poziomie. Jest to konieczne, aby ci nauczyciele, którzy stracą pracę w gimnazjum, mogli łączyć godziny w dwóch, a nawet trzech placówkach.
Udało się Panu ostudzić emocje?
Ze swojej strony zrobiłem, co mogłem. Jednak po spotkaniu pojawiły się kolejne informacje, insynuacje, plotki. Poprosiłem dyrektorów, aby przekazali niezbędne informacje na radach pedagogicznych. Po pierwsze – nie ma jeszcze decyzji, gdzie która podstawówka zostanie ewentualnie przeniesiona. Po drugie - nie ma decyzji, które gimnazjum – jako budynek – przestałoby istnieć.
Skąd więc wzięła się panika w środowisku szkolnym Gimnazjum nr 1?
Niepokój jest w każdym środowisku, niemalże w każdej szkole. W sposób szczególny dotyczy to oczywiście nauczycieli gimnazjów.
Na pewno ma Pan już w głowie choćby wstępne koncepcje „kto, gdzie...”
Oczywiście można taką analizę przeprowadzić. Na przykład Gimnazjum nr 2 (ul. Broniewskiego) jest o tyle w komfortowej sytuacji, bo dziś dzieli budynek z IV LO, czyli mamy gospodarza budynku, który po wygaśnięciu gimnazjum, będzie mógł w tym miejscu funkcjonować. Czy zapewni to pracę wszystkim nauczycielom w pełnym zakresie, to sprawa dyskusyjna. W przypadku Gimnazjum nr 5 jest pomysł, aby przeniosła się tam Szkoła Podstawowa nr 2, która jest blisko. Prawdopodobnie ten pomysł zrealizujemy. Nie sądzę, aby nauczyciele z G5 i SP2 mieli tutaj jakieś krytyczne uwagi. Przyznaję, że w dość trudnej sytuacji jest rzeczywiście, w kontekście położenia, Gimnazjum nr 1 przy ul. Żwirki. Powtarzam więc raz jeszcze – cel jest taki, aby wszystkim nauczycielom, ze wszystkich gimnazjów pomóc utrzymać pracę. Jeżeli będziemy kurczowo trzymać się tego, że jakiś budynek musi funkcjonować za wszelką cenę, niezależnie od sytuacji demograficznej, to może się to zakończyć niezbyt dobrze. Chcę jeszcze raz podkreślić, że uczynię wszystko, aby uciążliwości dla nauczycieli były jak najmniejsze.
A dla uczniów?
Dla uczniów tych uciążliwości nie będzie. Chociaż nawet tutaj pojawiły się wątpliwości, bo usłyszałem od rodziców pytanie: gdzie będzie chodziło moje dziecko, bo przecież gimnazjum jest likwidowane? Wszyscy gimnazjaliści zakończą ten etap edukacji w swoich szkołach. Chyba, że będzie obustronna zgoda, aby przenieść na przykład za 2 lata cały oddział. Dziś mogę jednak powiedzieć, że dzieci mają prawo skończyć edukację dokładnie w tym samym budynku, w którym ją zaczęły. Ze strony rodziców żadnych obaw być nie powinno.
Czy to jest w ogóle realne, aby żaden nauczyciel nie stracił pracy?
To zależy od wielu czynników. Od naboru do poszczególnych szkół. Mam tutaj na myśli szkoły ponadgimnazjalne, bo one również generują ilość godzin, które potencjalnie mogliby przejąć nauczyciele gimnazjów. Zależy to również od naboru do szkół podstawowych. Nie mogę dziś złożyć deklaracji, że na pewno nikt nie straci pracy. Zrobimy wszystko, aby szkód było jak najmniej. Więcej informacji będziemy posiadać za kilka miesięcy.
Rozmawiała Aleksandra Stańczyk