W październiku tego roku na 69 pogrzebów na piotrkowskim cmentarzu 14 stanowiły te urnowe, we wrześniu wśród 59 pochowanych 12 osób spoczęło w urnach, w sierpniu (57 – 13) i lipcu (57 - 16) te relacje były podobne. Z tych danych wynika jednoznacznie, że już około 20% zmarłych chowanych jest w urnach. – A jeszcze 10 lat temu w miesiącu odbywał się może jeden taki pogrzeb – mówi pracownik piotrkowskiego cmentarza. Dlaczego coraz częściej decydujemy się na spopielenie ciała?
Kiedyś sporadycznie, teraz 1/5
- Pierwszą kremację przeprowadziliśmy w 1991 roku – opowiada Arkadiusz Mijas, współwłaściciel firmy Grave Mijas s.c., który na piotrkowskim rynku usług pogrzebowych funkcjonuje już od 1987 r. – Wówczas jeździliśmy do Poznania, bo tylko tam był jedyny w Polsce piec kremacyjny. Ale prawdziwy rozwój nastąpił w połowie lat 90. Ludzie zaczęli się przekonywać do tego typu pogrzebów. Pojawiały się też nowe miejsca, w których dokonać można było kremacji (najpierw Warszawa, później Ruda Śląska i wreszcie Łódź). W tej chwili mamy już ok. 20% takich pogrzebów.
Dlaczego tak się dzieje? Ludzie po pierwsze zaczęli o tym ze sobą rozmawiać. Po drugie zaczęli dzielić się doświadczeniami, spostrzeżeniami. – U mnie w firmie np. na 20 zatrudnionych dziś osób, wszystkie (łącznie ze mną, moją żoną i dziećmi) deklarują, że po śmierci chciałyby być skremowane i pochowane w urnie. Mówię o swoim pokoleniu, ale moi rodzice jeszcze nie do końca są do tego przekonani – dodaje Arkadiusz Mijas.
Rodzina razem, nawet po śmierci
Okazuje się, że pochówek urnowy to także szansa, by rodzina pozostała razem, nawet po śmierci.
- Ludzie nie chcą “rozdzielać” rodzin, tworząc nowe groby w różnych miejscach, a urnę – w większości przypadków – można “dochować” do już istniejących grobów – mówi właściciel firmy pogrzebowej. – Mamy teraz mnóstwo kremacji po ekshumacjach. Ludzie, którzy mają groby bliskich porozsiewane po całym województwie (a czasem kraju), a np. we Wszystkich Świętych chcieliby oddać im cześć, zapalić znicz czy po prostu odpowiednio zadbać o mogiłę, likwidują te groby, zostawiając jeden, gdzie po spopieleniu pochowane są wszystkie szczątki dalszych i bliższych krewnych. Ja sam tak zrobiłem z moimi dziadkami, pradziadkami i dalszymi krewnymi. Ich szczątki spoczęły we wspólnym rodzinnym grobie w Piotrkowie i teraz jestem pewien, że nawet przyszłe pokolenia będą o nich pamiętać. A prosiła o to nawet moja mama, bo wiedziała, że ze względu na stan zdrowia nie będzie w stanie dotrzeć do wszystkich grobów. Podobnie myśli wiele osób – mówi Arkadiusz Mijas.
Z urną za granicę
Coraz częściej też osoby wyjeżdżające za granicę (i nieplanujące już powrotu) życzą sobie, żeby wysłać prochy ich bliskich za granicę. – Ostatnio wykonywaliśmy nawet taką usługę, gdzie prochy wysyłane były do Stanów Zjednoczonych. Nie jest to może tanie jak na nasze polskie warunki, ale dla obywatela USA to są znikome koszty. No i można mieć swoich zmarłych blisko siebie – opowiada Arkadiusz Mijas.
Bywają i sytuacje odwrotne. Ludzie, którzy wyjechali chociażby za pracą za granicę i tam zmarli, coraz częściej wracają do Polski właśnie w urnach. - To jest i łatwiejsze, i tańsze – mówi przedstawiciel firmy pogrzebowej.
W jednym grobie taniej
Choć to z pewnością nie jest rzecz w tej sprawie najważniejsza, pochowanie szczątków bliskich w jednym grobie jest dużo tańsze. Nie trzeba ponosić opłat dla każdej kwatery oddzielnie.
Tańszy od tradycyjnego jest również cały pochówek z urną. – U mnie cała kompleksowa usługa (urna dostarczona do mogiły, trumna kremacyjna, sama kremacja, oprawa) może już kosztować ok. 1900 zł – mówi Arkadiusz Mijas.
Oczywiście koszty mogą być wyższe, a wszystko zależy choćby od tego, jaką urnę wybierzemy dla zmarłego. A te są w cenie już od 100 zł do nawet 1.400 zł i więcej. – Najdroższa, jaką mieliśmy, to była urna ze srebrnej blachy, wysadzana półszlachetnymi kamieniami. Kosztowała 2,5 tys. zł – dodaje A. Mijas.
Niższe w stosunku do tradycyjnego pochówku są też opłaty związane z miejscem na cmentarzu. Jak wynika z cennika piotrkowskiej nekropolii, plac pod piwnicę do chowania urn kosztuje 550 zł (na tradycyjny grób ziemny – ok. 200 zł więcej). Samo wykopanie grobu na pochowanie urny to kwestia 500 zł (wykop pod tradycyjną piwnicę dla jednej osoby – 800 zł). Za tzw. “dochowanie” do piwnicy urnowej zapłacić trzeba 200 zł (do tradycyjnej 400 zł).
Czas zacząć myśleć o miejscu na cmentarzu
Nasze cmentarze są coraz większe i coraz mniej na nich miejsca. Także z tego powodu warto pomyśleć o pochówkach urnowych. Nekropolie w dużych miastach już mają wyznaczone miejsca, gdzie chowa się zmarłych po kremacji. Powstają także tzw. kolumbaria czy ściany pamięci (Łódź, Częstochowa, Skierniewice), gdzie można złożyć urnę z prochami. W Łodzi na cmentarzu przy ul. Zakładowej takie kolumbarium powstało. Może pomieścić ok. 500 urn. I choć miejsce w takim kolumbarium tanie nie jest, są już podobno rezerwacje na wiele lat z góry.
Warte rozpatrzenia byłoby także chowanie w formie urnowej osób samotnych, bezdomnych, będących pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - W tej chwili te groby rozrzucone są po całym cmentarzu i zwykle nikt o nie nie dba. Gdyby były w jednym miejscu (wspólny grobowiec czy koumbarium z urnami i tabliczkami z nazwiskami), to po pierwsze łatwiej byłoby o takie miejsce zadbać, a po drugie pamięć o tych ludziach na pewno przetrwałaby dłużej – mówi pracownik obsługi cmentarza. - Popieram ten pomysł w całej rozciągłości. Tu jest pole do popisu dla włodarzy miasta, którzy mogliby uchwałą zdecydować, że np. pochówek osób bezdomnych odbywałby się właśnie w ten sposób. W kilkumetrowej kwaterze można by pochować nawet kilkadziesiąt urn. To byłoby z korzyścią dla wszystkich – dodaje właściciel zakładu pogrzebowego.
Czasem trzeba spopielić
Zdarza się i tak, że ciała znajdowane są w stanie rozkładu. Wtedy... właściwie nie ma innego wyjścia, jak zwłoki (lub to, co po nich zostało) spopielić. - No cóż, człowiek jest piękny, jak żyje. Ale kiedy umrze, lepiej go jak najszybciej pochować – mówi właściciel firmy pogrzebowej.
Z papierosami i biżuterią w urnie
Przy pochówku urnowym ze zmarłym można się pożegnać na miejscu (w Piotrkowie), albo jechać z nim do miejsca kremacji. Sam proces spopielenia zwłok trwa około 3 godzin. Później zostaje po nas garstka popiołu, no... może nieco więcej – jakieś 3 – 3,5 litra. Prochy zabezpieczane są jeszcze w specjalnej, odpornej na zniszczenie foliowej torbie, a później wkładane do urny, która zostaje zalakowana. Wcześniej jednak (podobnie jak w przypadku pochówku w trumnie), można do niej włożyć jakiś przedmiot szczególnie bliski zmarłemu. - Są łańcuszki, różańce, mieliśmy już przypadek, że i paczka papierosów była, i złota biżuteria, i kolczyki – przypomina sobie Arkadiusz Mijas.
Z prochu powstaliśmy i w proch się obracamy, i to coraz częściej na skutek własnej, przemyślanej za życia decyzji. Warto o tym pomyśleć i porozmawiać w ten listopadowy miesiąc zadumy nad zmarłymi chociażby po to, by oszczędzić bliskim dylematów.
Anna Wiktorowicz