- Robili wjazdy i w efekcie jedna strona ulicy ma położoną kostkę do ogrodzenia, a druga strona Polnej tylko do połowy. Ja akurat położyłem sobie kostkę do końca na własny koszt. Z kolei wzdłuż segmentów nie tylko zrobione są wjazdy, ale kostka jest nawet wzdłuż ogrodzenia. Gdzie tu sens? - pyta mieszkaniec Polnej, zaznaczając jednocześnie, że w kwestii kostki zabrakło konsultacji społecznych.
Co na to mieszkańcy segmentów? Oni też nie są zadowoleni. Wykonawca zerwał ich kostkę i położył swoją. - Gdzie tu sens? - pytają. - Po diabła było zrywać naszą kostkę? Przecież miasto poniosło przez to o wiele większe koszty. Nasza kostka była bardzo ładna, ale nie, oni musieli położyć swoją. I po co to było? Czemu to miało służyć, to do tej pory nie wiem. Chyba tylko po to, żeby miasto miało większe koszty - mówi jedna z mieszkanek segmentu przy Polnej.
W ten sposób teren prywatny od miejskiego wydzieliła granica pomiędzy kostkami: tymi, które położył PEUK i tymi, które ułożyli właściciele segmentów. - Było ładniej, kiedy była w jednym kolorze. Zerwali moją kostkę, żeby położyć swoją. Sąsiedzi mają np. dwa różne kształty kostki na podjeździe. Na pewno nie wygląda to ładnie. Uważamy, że była to zbędna praca i niepotrzebnie miasto wydało tyle pieniędzy. Nie bardzo wiemy, czemu ma to służyć - mówi kobieta.
Na pytanie, gdzie tu sens, starała się odpowiedzieć Małgorzata Majczyna, dyrektor Biura Inwestycji i Remontów w Urzędzie Miasta. - Byliśmy na każdej posesji, potem wysłane zostały jeszcze pisma do mieszkańców z rysunkiem, aby zaakceptowali to, co my mamy zamiar wykonać. Ale jak zwykle, kiedy już koparka jest na budowie, to się ludzie burzą. Jest czas na robotę, jest czas na dyskusję, zawsze to powtarzam. Byłam w terenie z radnym Dziemdziorą dwa razy. Wówczas mieszkańcy segmentów pytali, dlaczego zmieniamy im kostkę. Jedni mieli kostkę zieloną, inni w kwiatki, a my chcieliśmy to ujednolicić. Poza tym możemy poruszać się tylko w pasie drogowym. Nasza kostka została położona do granicy pasa drogowego, a że ktoś ma odsuniętą bramę, to wygląda tak, jakby kostka została położona do połowy. To jest jednak kwestia ich wyboru - tłumaczy dyrektor Majczyna.
Urzędnicy tłumaczą, że granica pasa drogowego nie jest ciągłą kreską. Jedni mają granicę bliżej jezdni, drudzy dalej. Tymczasem miasto nie może nikomu układać kostki na terenie prywatnym. - Natomiast nie jest wykluczone, że ci mieszkańcy zapłacą wykonawcy, aby wykonał im wjazd do końca, np. po godzinach. Mogą się dogadywać z firmą albo sami położyć sobie kostkę do posesji. W każdym razie my możemy działać tylko na gruncie, który jest własnością gminy. Ten kawałek między bramą a naszą kostką jest ich własnością - tłumaczą nam urzędnicy w Biurze Inwestycji i Remontów i wyjaśniają również, dlaczego wykonawca zerwał kostkę położoną przez mieszkańców i ułożył swoją.
- Gdybyśmy tego nie zrobili, stracilibyśmy gwarancję na materiał. Nasz wykonawca, który ma swój materiał, ma wszelkie aprobaty, wszystkie ważne dokumenty i daje nam 5 lat gwarancji. Natomiast gdybyśmy nie zdjęli kostki mieszkańców, to i tak trzeba byłoby ją przełożyć, bo zmienia się niweleta*, więc tak czy siak ta kostka byłaby zerwana. Chodziło nam też o ujednolicenie wszystkich wjazdów, aby jeden nie był w kwiatki, drugi w esy-floresy, a trzeci w jeszcze inny wzór. I tak poszliśmy mieszkańcom na rękę, bo zgodziliśmy się na czarny kolor kostki w nawiązaniu do tego, co mieszkańcy mają na posesjach, bo pozostałe zjazdy (tzn. te nie przy segmentach) są czerwone.
Mieszkańcy twierdzą, że w kwestii kostki nie zostali dostatecznie poinformowani, urzędnicy zapewniają, że konsultacje społeczne przeprowadzono w swoim czasie... Chyba jednak wszystkim dogodzić się nie da.
AS