- Mieszkamy tu dopiero od trzech miesięcy. Najgorszy jest ten smród w piwnicy. Jak się wprowadziliśmy, to on już tu mieszkał – mówią lokatorzy z parteru. - Miesiąc temu mieliśmy włamanie. Zginęła kamera, laptop. Podejrzewam właśnie jego. Zgłosiłem to na policję, ale jak dotąd nic z tego nie wyniknęło. Wiem, że sąsiedzi interweniowali w sprawie tego pana. Poinformowali administrację. Potem trafiło to do prokuratury, ale nic z tego nie wyszło, bo on nie stwarza realnego zagrożenia. Po prostu sobie mieszka. Z tego, co wiem, to na szóstym piętrze mieszka jego żona. To jest mężczyzna tak po pięćdziesiątce. Nam najbardziej chodzi o ten smród, bo przecież on się załatwia w tych piwnicach.
O tym, że pan J. mieszka w piwnicy, wiedzą wszyscy lokatorzy. Wielokrotne interwencje w administracji bloku na niewiele się jednak zdały. - To trwa już parę lat. Byliśmy kilka czy nawet kilkanaście razy w administracji. Sprawa trafiła na policję. Policja powiedziała, że skoro jest zameldowany, to nie można nic zrobić. On w tej piwnicy po prostu śpi. Jest złomiarzem. Kiedyś sprowadzał tam sobie kolegów, ale teraz już ich nie widzę. Ludzie schodzą do piwnicy, a on tam śpi, rozłożone są tam jego rzeczy. Zbiera złom i ustawia sobie wózek i to, co zebrał. Policja nie potrafi pomóc – mówi lokator z dziesiątego piętra.
Sprawę doskonale znają pracownicy administracji i władze Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Przeprowadziliśmy już dochodzenie w tej sprawie. To jest pijak. Przyjmuje tam kolegów, a w domu nie mógłby sobie na to pozwolić, bo sąsiedzi by go szybko “uziemili”, dlatego robi to w piwnicy. Z kolei policja odpowiada nam tak: skoro on alkohol pije u siebie w piwnicy, to tak, jak by pił u siebie w domu. Trzeba by było z wódką przyłapać go na korytarzu w piwnicy – mówi jeden z pracowników spółdzielni.
Żona pana J. twierdzi, że mąż wybrał życie w piwnicy z własnej woli. Pił, bił, wyzywał, więc kobieta wyrzuciła go z domu. - On z własnej woli się tam znalazł. Jest mi go szkoda. To przecież mój mąż. On już się nie poprawi, nigdzie nie pracuje, nie ma ani renty, ani nic. Pije, rozrabia. Wczoraj znów był pijany. Bił mnie, poniewierał, wyzywał. Nikt tego nie widział, co on ze mną wyprawiał. Kto mi pomoże? Dlatego go wyrzuciłam. Co miałam zrobić? – pyta zrozpaczona kobieta.
Mieszkanie państwa J. należy do ich syna. Piwnica stanowi jego część, więc teoretycznie pan J. nadal mieszka we własnym domu. - To mieszkanie nie jest moje, tylko syna. Syn pracuje, ma żonę, dwoje dzieci, a za ojca musi się wstydzić. On tu niestety przychodzi, awanturuje się, wali w drzwi. Założyli mi nowe, piękne drzwi, a on je zniszczył. Korki mi powykręcał. Wezwałam policję, ale to nic nie pomaga. Przyjeżdżają, interweniują, zapisują coś, ale co to pomoże? Jest mi go szkoda, bo to mój mąż. Nie mamy rozwodu. Nie ma mi kto pomóc z tymi wszystkimi papierami w sądzie, bo syn ciągle nie ma czasu. Ja go tu nie wpuszczę. Wszędzie w mieszkaniu mam dziury, bo mi papierosami powypalał. Woda kosztuje, światło kosztuje, wszystko jest drogie, a ja mam go utrzymywać i żywić? Ja mam 590 zł emerytury. Czy on nie może po ludzku żyć? Jest zameldowany, ale przecież nie wszystko mu wolno. On chciałby tu wrócić i chociaż się wykąpać, ale przecież wszystko kosztuje. A ja go nie będę utrzymywać. Ci jego koledzy, to mogliby być jego synami. On z takimi gówniarzami się zadawał. Przychodzili tutaj i pili. Miał ciepło, zawsze posprzątane, zawsze czysto. Nikt mu niczego nie żałował. A teraz jak żyje? Sam jest sobie winien – mówi ze łzami w oczach kobieta.
Kilkanaście skarg do administracji, interwencje policji, działania prokuratury, zagracona piwnica – wszystko zaczęło się w 2005 roku i trwa po dziś dzień. - Mieszkanie jest na syna, ale pan J. jest tam również zameldowany. On lubi po prostu się napić. Żona go wygania. Nie pozwala na to, aby on w mieszkaniu pił alkohol z kolegami. Jemu taka forma odpowiada – mówi Zbigniew Krasiński, zastępca prezesa do spraw techniczno-eksploatacyjnych w Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Raz przyszedł tu do nas z podbitym okiem. Temat jest nam znany. Ostrzegaliśmy go pisemnie, aby uprzątnął piwnicę, bo była zagracona m.in. złomem. Wyznaczyliśmy mu termin, mimo to nie posprzątał. Ludzie monitowali o to i mieli rację. Wystąpiliśmy nawet w tej sprawie do prokuratury. Po zbadaniu sprawy odpowiedzieli nam, że jego zachowanie nie stwarza realnego zagrożenia.
Nie ma żadnych podstaw prawnych, aby pana J. usunąć z piwnicy. - Piwnica jest częścią mieszkania, więc on przebywa u siebie. Informowaliśmy o tej sprawie dzielnicowego. Wiadomo, że jak ma obchód, to zajrzy. Trwa to już kilka lat, już w 2005 były kłopoty. Jakiś czas był w więzieniu, ale wrócił. Nie jest to wielkie zagrożenie, ale to możliwe, że on rzeczywiście kogoś okradł. Lokatorzy piszą do nas, skarżą się, my robimy, co możemy. To jest taki problem, który na jakiś czas cichnie, ale potem znowu się pojawia – dodaje prezes Krasiński.
- Sprawa jest nam znana – informuje piotrkowska policja. I tyle…
Aleksandra Stańczyk