Pierwszy bilans przeklinanej przez wielu kierowców płatnej strefy spełnił założone oczekiwania urzędników, przynajmniej w wymiarze finansowym. - Szacowaliśmy, że strefa warta będzie około 1 mln zł rocznie, więc wpływy z pierwszego miesiąca pokazują, że szacunek był dość precyzyjny - mówi Agata Wypych z Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji w Piotrkowie. - Liczyliśmy jednak, że więcej pieniędzy pochodzić będzie z automatów parkingowych, a mniej z dodatkowych opłat nakładanych na kierowców, bo nie o to nam chodziło.
Z parkomatów wyjęto w marcu 65.429 zł, a "mandaty" zapłacone przez tych, którzy zostali przyłapani bez biletu parkingowego dały 19.690 zł. Sprzedaż abonamentów miesięcznych na parkowanie w strefie (100 zł na miesiąc) dała 5.100 zł, sprzedaż identyfikatorów dla mieszkańców (20 zł na rok) 2.920, identyfikatorów służbowych - 950 zł. Prawie nikt nie korzystał w pierwszym miesiącu z możliwości płacenia za parkowanie przez telefon komórkowy. Wpływy z tzw. Mobiletu to 23 zł i 55 gr.
O ile jednak wpływy z parkowania cieszą drogowców i prywatną spółkę, o tyle trudno byłoby znaleźć zadowolonych użytkowników płatnej strefy. Do MZDiK wpłynęło ponad 600 pisemnych odwołań od opłat dodatkowych. Wciąż pojawiają się zarzuty do organizacji strefy. Mają je także miejscy radni, zwłaszcza że niektórzy sami padli "ofiarami" nadgorliwych, jak twierdzą, pracowników obsługujących strefę. Kwit wzywający do zapłaty dodatkowej za wycieraczką znalazł niedawno radny Adam Gaik, choć, jak przekonuje, miał za szybą bilet ważny jeszcze 9 minut. Sprawę badano już w MZDiK i jak mówi Agata Wypych nie jest ona tak jednoznaczna jak mogłoby się wydawać, bo parkingowy miał problem z ustaleniem, który bilet za szybą jest ważny.
Swoje doświadczenia z parkingowymi miał też radny Karol Szokalski. - Zdążyłem zaparkować i szedłem do parkomatu, gdy zobaczyłem, jak kobieta wyciąga kwit, żeby mi wypisać. Natychmiast zaprotestowałem, ale pół minuty później miałbym go za wycieraczką - relacjonuje. Wielu kierowców, zwłaszcza spoza miasta, skarży się też na brak oznaczeń płatnej strefy. - Gdybym wiedział, że trzeba kupić bilet, to bym to zrobił, ale na parkingowej tablicy nie było słowa, że to płatna strefa - denerwuje się mieszkaniec powiatu bełchatowskiego.
Piotrkowscy drogowcy tłumaczą, że wystarczy oznaczenie granic strefy znakami D-44, które, jak wszędzie indziej, obowiązują do odwołania.
Marek Obszarny POLSKA Dziennik Łódzki