Hodowca odpowie przed sądem, co się jednak stało z psami, tego dziś nikt nie wie. Cierpienia zwierząt można było uniknąć, gdyby nie opieszałość niektórych instytucji.
Kiedy okazało się, że na posesji przy Jagodowej psy przebywają w fatalnych warunkach (wrzesień 2013) Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami wystąpiło do magistratu o wydanie decyzji w sprawie odebrania piotrkowianinowi psów. Urząd zareagował natychmiast, decyzja została wydana (z rygorem natychmiastowego wykonania). Niestety, hodowca odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. - To związało nam ręce, bo nie mogliśmy nic dla tych zwierząt zrobić – mówi Grażyna Fałek, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Piotrkowie. - Ten człowiek nie wpuszczał nas na posesję, był bardzo agresywny. Sprawa trwała bardzo długo. SKO uchyliło decyzję Urzędu.
Towarzystwo odwołało się jednak od decyzji SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi. Grażyna Fałek otrzymała kilka dni temu decyzję WSA. - Okazuje się, że SKO popełniło wielki błąd – mówi. - Ich decyzja została uchylona. Uzasadnienie stanowiska WSA liczy 10 stron. Tylko co z tego, skoro psów przy Jagodowej nie ma? Ja kładę to na sumienie Kolegium Odwoławczego. Nie wiem, co stało się z tymi zwierzętami. Mam wątpliwą satysfakcję z tego, że nasze racje zostały uznane. Mam wielki żal do Kolegium, bo należało działać natychmiast. Postępowanie nie dotyczyło worka kartofli, ale kilku zwierząt, które potrzebowały natychmiastowej pomocy. Nie wiem, co ten człowiek zrobił z tymi psami, może gdzieś je przeniósł. Różne informacje do nas docierają. Z pewnością spotkamy się w sądzie.
as