- We wtorek zadzwonił mężczyzna i drżącym głosem powiedział, że przy lesie w rowie znalazł pieska, który nie może ruszać łapkami, podnosi głowę i piszczy. Pan Witold mówił, że stoi przy nim już prawie dwie godziny i próbuje powiadomić o tym wszystkie służby. Ponieważ nie był to nasz teren poprosiłam, aby powiadomił schronisko w Bełchatowie, czy inne służby z tego terenu. Odpowiedział, iż obdzwonił już wszystkich i nie udzielono mu żadnej pomocy. My jesteśmy Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami i żaden skrzywdzony pies nie jest nam obojętny. W związku z tym, że minęły już prawie cztery godziny, tam leżał cierpiący pies, a człowiek przy nim stał – zadecydowaliśmy, iż z własnych, prywatnych pieniędzy kupimy paliwo, ktoś pojedzie i pomoże psiakowi. Kolega kierowany przez pana Witolda dojechał na miejsce i zabrał pieska do nas – mówi Maria Mrozińska z piotrkowskiego schroniska.
Okazało się, że Grzybek nie został – jak w pierwszej wersji myślał pan Witold – potrącony przez samochód, ale ktoś go po prostu skatował. - Miał wybrzuszenie na kręgosłupie, jak Ciuchcia. Nie ruszał łapkami, tylko jak ktoś chciał go pogłaskać to próbował uciekać. Już wczoraj miał zrobione prześwietlenie. Okazało się, że to kręgosłup. Postawiliśmy sobie pytanie: uśpić go czy ratować? Ponieważ czas działał na jego niekorzyść, zadzwoniłam do kliniki na Śląsk – tam gdzie operowano Ciuchcię. Powiedziałam, że mamy kolejny przypadek skatowanego zwierzęcia z połamanym kręgosłupem. Rano profesor Teodorowski wysłał samochód i mały psiak pojechał po swoją szansę – opowiada Maria Mrozińska.
Po południu do piotrkowskiego schroniska zadzwonił profesor ze śląskiej kliniki. Niestety... Grzybek miał całkowicie rozerwany rdzeń kręgowy. Piesek został uśpiony.
Tymczasem powiadomiono policję o popełnieniu przestępstwa i rozpoczęto poszukiwanie właściciela psa. - Nie rozumiem, dlaczego w naszym świecie są takie bestie. Mam nadzieję, że właściciel Grzybka znajdzie się i jeśli to on go skrzywdził, zostanie ukarany – podsumowuje Maria Mrozińska.
M.W.