To był poniedziałek
Był gorący, majowy dzień. Poniedziałek, po rodzinnym zjeździe. - Wiadomo, piliśmy alkohol. Rano wstałem wcześnie, bo już o trzeciej. Pojechałem do Łodzi. Wracałem w południe. Słońce mocno piekło przez przednią szybę i co chwilę mnie oślepiało. Przejechałem przez wiadukt “łódzki” nad krajową “ósemką” i... Obudziłem się dopiero w szpitalu. Później dowiedziałem się, że przed skrętem w lewo wjechałem w jadącą samochodem sześćdziesięciokilkuletnią kobietę. Najwidoczniej musiałem przysnąć. Tak jak ja – trafiła do szpitala. Niestety – po niedługim czasie zmarła w wyniku doznanych obrażeń. Żona rozmawiała z rodziną tej kobiety. Tylko tyle mogliśmy zrobić – mówi ze smutkiem pan Stanisław.
Jest wyrok
- Miałem straszne wyrzuty sumienia już zaraz po oprzytomnieniu. Dmuchnąłem w alkomat i wyszedł promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Za pół godziny – 0,9 promila. Wiadomo już było, że w chwili spowodowania wypadku znajdowałem się w stanie nietrzeźwości. Dramat. Przecież czułem się całkiem dobrze, nie wiedziałem, że byłem pijany, choć mogłem to podejrzewać, bo alkohol piłem. Teraz bardzo tego żałuję – nikt sobie nie wyobraża, jak bardzo – mówi z żalem pan Stanisław. Kilka miesięcy spędził w szpitalu, potem rehabilitacja w domu. Wyrok sądu zapadł w lutym 2009 roku – dwa lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności.
Jeszcze dwa lata
Dopóki całkowicie nie wyzdrowiałem, przebywałem w domu, psychicznie przygotowując się na odbycie kary. Nie dałem rady. Obecnie nadal jestem pod opieką psychiatry i odpowiednich leków. Człowiek, który przez całe życie nie miał do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, nagle idzie do więzienia, i to jeszcze za spowodowanie wypadku śmiertelnego – ciężko mi się z tym pogodzić. Dzięki Bogu wspiera mnie kochająca rodzina. Utrzymujemy ze sobą stały kontakt. A ja myślę tylko o tym, ile dni straciłem, ile wydarzeń mnie ominęło. Tego, co się stało, nie da się cofnąć – a tak bardzo by się chciało. Żyję tylko myślą o tym, że wrócę do domu. Ta nadzieja najbardziej pozwala mi przetrwać – uśmiecha się pan Stanisław.
Piłeś – nie jedź!
Pan Stanisław nie ma pewności, czy gdyby w niedzielę, kilkanaście godzin przed wypadkiem, nie pił alkoholu, nie spowodowałby wypadku. Cały czas trapi go jednak pytanie: co by było, gdyby... - No właśnie, myślę, że to miało jednak duży wpływ na przyśnięcie. Prawie dziesięć godzin w pracy, wstałem wcześnie, a te promile mnie doprawiły – organizm był wycieńczony i nie dał rady. Tak to niestety działa. Alkohol jest dobry, ale dla tych, co myślą – ja ten jeden jedyny raz nie pomyślałem. Teraz nie piję od kilku lat. I co z tego? Bez kielicha da się żyć. Jeżeli nie jesteśmy pewni, lepiej nie wsiadać za kółko, albo po prostu przebadać się alkomatem. Możemy uchronić siebie i kogoś od poważnych, nieodwracalnych konsekwencji. Oby takich jak ja było coraz mniej – przekonuje z nadzieją pan Stanisław.
Janusz Kaczmarek