- Konferencja prasowa prezydenta Piotrkowa
- Jesienny koncert w piotrkowskim MOK-u
- 17 mln na Centrum Świętego Mikołaja w Wolborzu
- Dzień Pracownika Socjalnego. Statuetki dla MOPR i PCPR w Piotrkowie
- Podsumowali tegoroczną kwestę
- Kto zostanie mistrzem gminy Sulejów?
- Problem mieszkańców bloków w Woli Krzysztoporskiej
- Szukali ciała w dawnym szpitalu
- Lubisz jazz? Wpadnij na dwa dni do Sulejowa
Koniec esbeckich przywilejów
- Ale jej rolę spełniają inne służby. I muszą to robić, bo każde państwo takie służby musi posiadać – mówi Jan Dziemdziora, były funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, a po 1990 r. – policji. – Projekt PO jest niesprawiedliwy, bo nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej. Przecież tamta Polska była uznawana przez inne kraje, była członkiem ONZ, ale musiała mieć służby stojące na straży jej bezpieczeństwa. U nas wtedy była to SB, ale taki był mechanizm tamtego ustroju.
Ustroju, który ostatecznie się nie sprawdził, ludzie nim kierujący zawiedli, ale większość z nich nie została rozliczona. Nie przeprowadzono dekomunizacji, a o tzw. deubekizacji mówi się od kilku lat. Mówi, i tylko tyle. Wciąż nie udaje się jej przeprowadzić. Poważnym krokiem ku temu byłoby przyjęcie projektu Platformy, co wielu byłych pracowników piotrkowskiej SB niepokoi. Co najmniej niepokoi. Napisaliśmy “wielu”, bo dokładne sprawdzenie ilu jest raczej niemożliwe. Ci byli esbecy, do których różnymi kanałami udało nam się dotrzeć, nie chcą wracać do przeszłości. Z reguły są emerytami, od lat nie udzielają się publicznie, wolą się nie wychylać, nie chcą drażnić innych swoją obecnością. Dlatego odmawiają wypowiedzi.
Piotrkowscy esbecy nie byli psychopatami
- Ci, których znam, nie byli - jak się teraz często ich przedstawia w mediach - psychopatami – mówi Jan Dziemdziora. – Piotrkowska SB wykonywała swoją pracę, na pewno zbierała materiały o ówczesnej opozycji, a czy stosowała jakieś szczególnie brutalne metody – nie wiem. Na ile znam tych ludzi, wydaje mi się, że nie. Potwierdza to Czesław Skulski, działacz “Solidarności” w piotrkowskiej Piomie, który miał często do czynienia z tymi ludźmi.
- Każdy większy zakład w Piotrkowie miał swojego “opiekuna”. Nie inaczej było w Piomie – wspomina. – Taki człowiek miał za zadanie wiedzieć, co się w zakładzie dzieje, czy nie ma nastrojów strajkowych, kto, co i o kim powiedział, kto się z kim zadaje, kto ma jakieś rzeczy na sumieniu, które chciałby ukryć np. przed rodziną… Chodziło o to, żeby mieć na kogoś „haka” i ewentualnie umiejętnie to wykorzystywać. Jednym z zadań zakładowego esbeka było też pozyskiwanie informatorów. Jednym to się udawało, innym nie. Zależało od ludzi pracujących w danym zakładzie. My dobrze wiedzieliśmy, kto może być takim informatorem, czyli “uchem” lub “kapustą”, i przy takiej osobie nic ważnego nie mówiliśmy. Ale w sumie piotrkowska SB nie była jakoś szczególnie niebezpieczna dla opozycji. Owszem, kiedyś próbowali mnie zatrzymać tuż po mszy u oo. Jezuitów, gdzie regularnie spotykała się piotrkowska “S”, ale udało mi się uciec i, co ciekawe, później do mnie nie dotarli. To chyba jakoś świadczy o ich sile… Albo o tym, że niespecjalnie zależało im na walce z opozycją w naszym mieście… Jest jeszcze inna możliwość: opozycja w Piotrkowie była słabo rozbudowana, niegroźna dla trwałości systemu i dlatego ją w pewien sposób lekceważono. Zupełnie inaczej było np. na Wybrzeżu, kolebce “Solidarności”. Tam walka z opozycją przybierała niekiedy przecież najdrastyczniejsze formy. W Piotrkowie było inaczej.
Wrzucanie wszystkich do jednego worka
- Moim zadaniem była opieka nad różnymi zakładami. Pracowałem m.in. w Radomsku i Piotrkowie – wspomina major Adolf Foryś, rocznik 1940 (w SB w latach 1968 – 1990). – Naczelnym obowiązkiem było pomaganie dyrektorowi danego zakładu w sprawnym zarządzaniu. Robiłem to z pasją, co dyrektorzy, np. Stanisław Mroczek w Piomie, bardzo sobie cenili. Zdobywałem informacje wśród załogi, a to było wtedy bardzo ważne. Pomagałem samej załodze w prawidłowym funkcjonowaniu ich miejsca pracy. Tak tę pracę traktowałem. Mjr Foryś uważa, że dzisiejszy projekt odebrania przywilejów emerytalnych takim jak on jest niczym innym, jak polityczną zemstą.
- To wrzucanie wszystkich do jednego worka – uważa. – Ja nie biegałem za piotrkowskimi opozycjonistami, a jeśli tak robili inni, z innych działów, to ich sprawa. Ja nie mam z tym nic wspólnego. Zresztą, kiedy walka z opozycją przybierała najostrzejsze formy, czyli w stanie wojennym, ja byłem na studiach resortowych, a zatem byłem wyłączony z jakichkolwiek działań operacyjnych. A dzisiaj stawia się mnie na równi z tymi, którzy walczyli z “Solidarnością”. To przecież im PO chce odebrać przywileje, dlaczego wszyscy pracownicy SB mają być traktowani tak samo? Adolf Foryś otrzymuje 2.200 zł emerytury i mówi, że opinia publiczna jest wprowadzana w błąd co do roli byłej SB.
Alojzy Perliceusz, rocznik 1928, pułkownik, szef Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Piotrkowie, potem komendant wojewódzki policji (do 1990 r.), nie jest specjalnie skory do rozmowy o tamtych czasach. Na każde pytanie odpowiada tak samo: „Byłem szefem Komendy Wojewódzkiej Policji i tam kończyłem pracę”. Poproszony o komentarz do projektu Platformy, odpowiada: „Zgadzam się ze słowami generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka”. Tyle, że generałowie nie wypowiadali się na temat obniżenia emerytur byłym esbekom, tylko członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, którymi byli. I Perliceusz, i Foryś znaleźli się na tzw. liście Olszewskiego – bełchatowskiego działacza “Solidarności”. W sierpniu 2006 r. Edward Olszewski ujawnił akta IPN, z których wynikało, że był śledzony przez 15 pracowników SB. Olszewski, wówczas wicestarosta powiatu bełchatowskiego, mówił, że “wybacza tym, którzy byli ofiarami systemu, jednak nie może zatrzymać tych nazwisk tylko dla siebie”. - Taka była wówczas Polska, uznawana zresztą przez cały świat, taki był system, taka była też praca, którą ktoś musiał wykonywać – twierdzi Eugeniusz Czajkowski, emerytowany milicjant i policjant. – Projekt PO jest zemstą polityczną! Jeśli ktoś łamał prawo, to oczywiście powinien być osądzony, ale nie można uogólniać i wszystkich jednakowo potępiać za to, że pracowali w służbie legalnego państwa. Ci ludzie służyli Polsce.
I to są słowa, które słyszymy z ust każdego pytanego przez nas emerytowanego funkcjonariusza, niekoniecznie Służby Bezpieczeństwa. Polska była państwem legalnym, ludzie musieli gdzieś pracować, a w ogóle, to przecież wykonywali czyjeś rozkazy.
Tyle, że ktoś te rozkazy musiał komuś wydawać. Poza tym – można było znaleźć się po drugiej, przeciwnej stronie, ewentualnie na nią przejść. I właśnie ci, którzy na stronę opozycji przeszli, nie rezygnując z pracy w resorcie, i dzisiaj to udowodnią, nie stracą przywilejów i unikną obniżenia emerytury. PO nie przewiduje natomiast taryfy ulgowej dla tych, którzy po ’90 roku zostali pozytywnie zweryfikowani i dopuszczeni do służby w policji czy UOP.
MCtka