O tym, co kiedyś robiono na głowie i tym, czego dziś życzą sobie klienci, o fryzurach „pożyczkach” i tych „za Bóg zapłać” opowiadają Anna Śliwińska i Janusz Grzesiuk. Córka i tata, których łączy pasja i miłość do tego samego zawodu.
Lalki bez włosów. Niedoszły mechanik
Pan Janusz swój zawód uprawia już ponad 45 lat, jego córka o kilkadziesiąt mniej. Oboje od razu wiedzieli, co chcą robić w życiu. Pan Janusz początkowo, pod presją kolegów, zaczął uczyć się mechaniki samochodowej, ale szybko zrezygnował. Mimo kpin kumpli, chciał być fryzjerem. Pani Ania twierdzi, że zainteresowania odziedziczyła po tacie. Wykazywała je już jako mała dziewczynka, obcinając każdej nowej lalce włosy. Dziś pracują osobno, bo razem nie potrafią. Kiedyś mieli innych nauczycieli, dziś mają inne metody pracy i innych klientów.
- Nie uczyłem córki fryzjerstwa, bo wyznaję zasadę, że własne dzieci zawodu powinny uczyć się u obcych. Rodzic w takich przypadkach nie jest dobrym nauczycielem - mówi Janusz Grzesiuk.
- Kiedyś tata podpatrywał moje metody pracy, próbował sugerować, doradzać. Szybko zrozumieliśmy, że to nie jest dobry pomysł - mówi Anna Śliwińska.
Dziś pani Anna i pan Janusz mają inne metody pracy, innych klientów i inne spostrzeżenia.
Kiedyś „garsonka”, dziś styl emo
- Kiedyś najpopularniejszymi fryzurami były „garsonki” (czyli włosy wycieniowane na krótko z tyłu i baczki ze skosa), na pazia czy beatlesa. No i oczywiście „jaskółka”, czyli włosy obcięte tak, by można je było zaczesywać do tyłu, a ich końcówka tworzyła lekki szpic. W latach 90. zaczęły być modne irokezy i wycinanki na głowie. Młodzi chłopcy przychodzili i prosili o „cegiełkę”, „błyskawicę” lub „pajęczynę”, czyli wygolenie części włosów tak, aby powstał właśnie taki wzór. Były to fryzury głównie męskie, ale zdarzają się też dziewczyny, które przychodzą się tak strzyc. Zdarzyła się też klientka, która zażyczyła sobie na głowie wzór EKG. Zrealizowałem - mówi pan Janusz.
- Dziś modne są przede wszystkim włosy naturalne, zadbane, zdrowe i lśniące. Panie dążą do tego, by farbować (jeśli już to robią) na kolory zbliżone do swoich naturalnych odcieni. Bywają też klientki, które lubią mocne kolory. W modzie nadal utrzymuje się rudy i różne jego odcienie. Nadal młode dziewczyny chcą mieć jedną część głowy wygoloną do skóry albo życzą sobie obcięcia na „boba” lub gustują w stylu emo (czarne włosy o nieregularnej długości) - mówi pani Ania.
Fryzura „na idiotę”
Jeszcze kilkanaście, a na pewno kilkadziesiąt lat temu dziś popularny irokez nie był dobrze postrzegany. Ale znalazł się jeden młody, odważny, który zamarzył, by wyróżniać się w tłumie. Pomóc w tym miał mu pan Janusz.
- Pewnego dnia do mojego zakładu przyszedł młody chłopak. Miał wtedy około 13 lat. Przyszedł i zażyczył sobie „irokeza”. Zasugerowałem, że jest za młody na takie obcięcie i dopytywałem, czy rodzice się zgodzili. Uparcie twierdził, że pokazywał tacie zdjęcie z fryzurą i ten się zgodził. W takim razie postanowiłem spełnić prośbę nastolatka. Po południu ów chłopiec wrócił do mojego zakładu… z ojcem. Ojciec stwierdził, że pozwolił synowi na modna fryzurę, ale nie pozwolił mu strzyc się „na idiotę”, po czym stwierdził, że skoro jego syn chce nosić się jak idiota, to będzie. Poprosił mnie, bym jego synowi zlikwidował tego irokeza, ale nie w całości. Jego mały fragment miał zostać na głowie. Małemu, kiedy to usłyszał, łzy zaczęły lecieć jak grochy. Ojcu zrobiło się żal syna i kazał ściąć wszystko. Do dziś obaj są moimi klientami. Chłopiec dziś jest żonatym mężczyzną - opowiada pan Janusz.
- Dziś taka fryzura nikogo nie szokuje ani nie bulwersuje. Mamy same przyprowadzają swoich nawet pięcioletnich synów i proszą o jakieś wycięcie na głowie czy małego „irokeza”. Wakacje są zazwyczaj dobrym czasem na eksperymenty na głowie, bo zanim przyjdzie rok szkolny, wszystkie te dzieła zamienią się w tradycyjną fryzurę. Dziewczyny natomiast głównie farbują. Wakacyjne pasemka są bardzo popularne wśród dziewczyn z podstawówki. Kiedyś takie rzeczy były nie do pomyślenia. Kiedyś, jak byłam kilkuletnią dziewczynką i chodziłam do szkoły podstawowej, tata obciął mi proste włosy i... zaczęły odrastać kręcone. Nauczycielka była przekonana, że mam zrobiona „trwałą”. Powiedziała mi, że w podstawówce takich rzeczy się nie robi i wezwała rodziców do szkoły. Tata przekonał panią, że jako fryzjer nie miał z moją fryzurą aż tak wiele wspólnego. Pani na szczęście uwierzyła - mówi pani Ania.
Strzyżenie „za Bóg zapłać”
Fryzjer jak spowiednik. Pracuje z ludźmi, często wysłuchuje ich zwierzeń, zna ich troski, problemy, a kiedy klient jest bardziej rozmowny nawet …historię całego życia. W ich pracy zdarzają się różne przypadki. Od uporczywych klientek, które z kilku włosów chcą mieć burzę loków aż po takie, które chcą mieć fryzurę „za Bóg zapłać”.
- Zdarzyło mi się, że byłam mocno zdumiona zachowaniem klientek. Jedna z nich zamówiła sobie opcję „full serwis”, czyli wszystkie zabiegi pielęgnacyjne na włosy, później „trwałą” i nakręcenie włosów na wałki w celu uzyskania naturalnych loków. Wykonałam wszystkie zabiegi, nałożyłam wałki na włosy, po czym pani stwierdziła, że wychodzi zapalić papierosa. Zabrała torebkę, wyszła i... nie wróciła. Byłam wściekła, bo nie dość, że zmarnowała mój czas, kosmetyki, to jeszcze zabrała wałki. Innym razem byłam zdumiona, kiedy pani, która uważała się za głęboko wierzącą, przyszła i poprosiła o obcięcie włosów. Po zakończeniu zabiegu wstała, powiedziała tylko „Bóg zapłać” i… wyszła - opowiada pani Ania.
- Mnie też zdarzają się różne zabawne sytuacje. Dziś głównie specjalizuję się w strzyżeniu męskim. Pewnego dnia przyszedł krótko obcięty klient z ufarbowanymi na jasno włosami. Ten kolor był moim zdaniem nieudany, więc zacząłem tłumaczyć temu młodemu chłopakowi, że nie powinien tak farbować włosów, bo mężczyźni mają inne geny, inną strukturę włosa i takie rozjaśnianie to nie jest dobry pomysł. Szybko okazało się, że mój klient to… dziewczyna. Było dużo śmiechu - mówi pan Janusz.
Konieczna „trwała” i „pożyczka”
Bywa, że klienci upierają się na fryzury, które są nie do zrealizowania. Panie ze słabymi włosami chcą mieć gęste loki i „trwałą”, mimo że ich włosy już przeszły wiele. Czasem razem z fryzurą ze zdjęcia chcą mieć i twarz modelki. Panowie nie mogą się pogodzić z upływem czasu i nie chcą rozstać się z „pożyczką”.
- Miałam kiedyś klientkę, młodą dziewczynę, która upierała się przy „trwałej”. Miała bardzo zniszczone włosy, więc odradziłam jej ten pomysł. Dziewczyna nie chciała opuścić salonu i cały czas się upierała. Kiedy zorientowała się, że w naszym salonie jest to niemożliwe, wyszła. Po pewnym czasie wróciła ze spalonymi włosami i prosiła o ratunek. Powiedziałam jej, że uprzedzałam ją o skutkach jej pomysłu. Spytała mnie, czy sądzę, że powinna pozwać tamtą fryzjerkę do sądu - mówi pani Anna.
- Ja też czasem muszę namawiać swoich klientów na pewne rzeczy. Często panowie nie potrafią rozstać się ze swoją „pożyczką” i pogodzić się z łysiną. „Pożyczka” to dla niewtajemniczonych kilka włosów zaczesywanych z jednej strony głowy na drugą, które mają rzekomo ukryć łysinę. Byli tacy, którzy na tych kilka włosów stosowali żel i wtedy byli narażeni na efekt „zrywania papy”, gdy zawiał mocniejszy wiatr. Jednego z moich znajomych trzy lata namawiałem, żeby zlikwidował „pożyczkę”. Wreszcie się zgodził - mówi pan Janusz.
- Czasem trzeba ratować klientów z opresji. Panie często same obcinają sobie grzywki - mówi pani Anna.
- Obcinają na mokro. Patrzą w lustro i oczy podnoszą do góry, grzywka wysycha i staje się bardzo krótka. Trzeba ratować - dodaje pan Janusz. - Jedna z pań opowiadała, że przykłada nożyczki do grzywki, zamyka oczy i tnie. Muszę przyznać, że niektórym wychodzi to całkiem dobrze.
Gdy klient wraca
Córka i ojciec przyznają, że tej pracy nie można wykonywać bez pasji.
- Ja uwielbiam, kiedy widać efekt. Są panie, które bardzo dbają o siebie, odwiedzają salon regularnie. Najbardziej jednak cieszy mnie, kiedy przychodzi pani i radykalnie zmienia się pod wpływem nowej fryzury. To cieszy - mówi pani Anna.
- Największą satysfakcję czuję, kiedy klient do mnie wraca. Wiem wtedy, że dobrze wykonałem swoją pracę. Nawet jak ktoś wróci do mnie po roku, pamiętam, jaki miał rodzaj strzyżenia i bez problemu potrafię go odtworzyć - dodaje pan Janusz.
Ewa Tarnowska-Ciotucha