Jarosław Kret: Muszę wszystkiego dotknąć i doświadczyć

Tydzień Trybunalski Wtorek, 29 czerwca 20100
W niedzielę, 20 czerwca, w Piotrkowie, na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej, gościł Jarosław Kret...
fot. Agawafot. Agawa

...znany dziennikarz, podróżnik, autor książek podróżniczych, prezenter Prognozy Pogody w TVP. Spotkanie dziennikarza - podróżnika miało miejsce w śródmiejskim parku im. Jana Pawła II.

 

Panie Jarku Pan praktycznie cały czas w podróży?

Jarosław Kret: Tak. Moje życie to podróż, zacząłem w dniu gdy się urodziłem. I ciekaw jestem jak się skończy.

 

Częściej podróżuje Pan po Polsce, czy Europie, Azji, Ameryce Południowej, Północnej?

Jarosław Kret: Są takie okresy, gdy jeżdżę tylko po Polsce, i jakby tak zliczyć kilometry przejechane to czasem wydaje mi się, że jeżdżę tylko po Polsce. Potem nagle gdzieś się uda wyjechać kilka tysięcy kilometrów w świat i wtedy się to równoważy. Bardzo dużo po Polsce jeżdżę z różnymi spotkaniami. Jestem autorem albumów fotograficznych, dwóch książek, teraz kolejne dwie piszę, także bez przerwy jestem zapraszany w różne miejsca, by dzielić się wiedzą i wrażeniami o świecie.

 

A o co zazwyczaj pytają czytelnicy?

Jarosław Kret: No jak to, o co? (śmiech) O pogodę.

 

Dobrze, to jakie będzie tegoroczne lato? Jaką prognozę Pan przewiduje?

Jarosław Kret: Ja właśnie zawsze odpowiadam- Kochani jeśli chcecie wiedzieć jakie będzie lato to idzcie do wróżki. Jakie będzie lato, tego nikt nie jest w stanie powiedzieć. Meteorolodzy, synoptycy zajmują się prognozowaniem pogody na kilka dni w przód, bo tyle tylko jesteśmy w stanie przewidzieć. W prognozy dłuższe niż 10 dni nie wierzmy. Takie prognozy to można między bajki włożyć. Dla pieniędzy każdy może nawet opowiadać jaka będzie zima. Czego się nie robi dla pieniędzy. Są takie biura, które zajmują się prognozami długofalowymi. Myślę jednak, że to jest bardziej wyciągnie pieniędzy niż rzetelna wiedza. (...) Dlatego nie jestem w stanie zupełnie powiedzieć jakie będzie lato i myślę, że żaden odpowiedzialny synoptyk nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności i nie odpowie, jakie będzie lato. Tyle mogę powiedzieć, że po tak paskudnej zimie (bo taka przecież była), po paskudnej wiośnie, należało by się nam co najmniej dobre lato, ale co się nam należy, a co dostaniemy... (śmiech).

 

Rzeczywiście mówi się, że kiedyś była pogoda, dziś mamy prognozy pogody. Pana ulubione miejsce w Polsce?

Jarosław Kret: (śmiech) No jak to, Piotrków Trybunalski oczywiście.

 

Zna Pan trochę nasze miasto?

Jarosław Kret: A znam trochę. Co prawda nie znam nazw ulic, ale widzę, że całkiem niedawno odnowiono synagogę. Aż się błyszczy. Świetnie by było gdyby Rynek był jeszcze tak odnowiony. Zdarzyło mi się kiedyś zostać do późnego wieczora na Rynku w Piotrkowie i ogarnęła mnie trwoga, bo zrobiło się nagle ciemno, głucho, cicho, szaro i bałem się, że zaraz się coś niedobrego stanie. Tak było jakiś czas temu. Mam nadzieję, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie wszyscy w Polsce wiedzą, że... a to też nie jest moje przygotowanie na przyjazd do Piotrkowa, tylko wiem o Piotrkowie to, że jest tu duże bogactwo kościołów. Szczególnie na Rynku, co jest niezwykłe i niebywałe. Ponadto Piotrków to jest miasto, które powstało na Szlaku Bursztynowym, z czego też nie wszyscy zdają sobie sprawę. Jest tu również ogrom bogactwa z czasów wcześniejszych niż czasy rewolucji manufakturowo-przemysłowej w Łodzi. Piotrków swoją siłę zbudował nie na bogactwie Łodzi, ale o wiele wcześniej. Musimy zdawać sobie z tego sprawę i nawet, jak jedziemy tą słynną trasą katowicko-warszawską, warto czasem zjechać do Piotrkowa, ale Piotrków musi wszystko zrobić też w tym kierunku aby przyciągnąć turystów.

 

Pan z wykształcenia jest egiptologiem. Skąd w ogóle pomysł na taki zawód?

Jarosław Kret: Jak widać to nie był pomysł na zawód, tylko to był pomysł na to, jak wyjechać we wczesnych latach młodości do Egiptu. Tak naprawdę ja zacząłem studiować egiptologię tylko dlatego, że głupio się przyznać, ale to były takie czasy, że studiowało się z jednej strony aby uciec od wojska, bo wojsko było obowiązkowe, a ja niespecjalnie chciałem służyć w wojsku dla PRL-u, a zaczynałem studia u schyłku PRL-u, a z drugiej strony chciałem też zdobyć wiedzę ogólną, (...) taką dosyć szczególną, wyjątkową. Pomyślałem sobie, że Instytut Orientalistyczny i egiptologia pozwolą mi zdobyć taką wiedzę, której nie posiada zbyt wiele osób, a ja już wtedy planowałem, że będę dziennikarzem. Dlatego pomyślałem sobie, że to w jakiś sposób może też uprofilować moją pracę dziennikarską, co może tego nie widać, bo gdzie egiptologia, a gdzie prognoza pogody, ale z drugiej strony ja wcześniej zanim zacząłem robić prognozy pogody byłem współzałożycielem, można tak powiedzieć bo współtworzyłem redakcję, która zainicjowała czasopismo National Geographic, jeszcze wcześniej robiłem filmy i programy podróżnicze, także ta cała moja praca dziennikarska zanim zacząłem robić prognozy pogody była skoncentrowana na jeżdżeniu po świecie i informowaniu o świecie. Zresztą cały czas czas to robię. Do tego potrzebna jest mi wiedza i do tego przydała mi się moja wiedza akademicka. Też egiptologiczna, mimo iż dotyczyła Egiptu Starożytnego, ale ja studiując egiptologię też zahaczyłem parę chwil o afrykanistykę, archeologię śródziemnomorską, później studiowałem jeszcze stosunki międzykulturowe w Instytucie Orientalistycznym, i kulturoznawstwo. To wszystko może wydawać się nieco skomplikowane, ale to pomaga jednak w byciu dziennikarzem, który informuje o tym, co się dzieje w świecie.

 

A które z miejsc na świecie zrobiło na Panu największe wrażenie, ewentualnie które najbardziej Pana urzekło?

Jarosław Kret: Jest mnóstwo takich miejsc. To wszystko zależy od tego, jak patrzymy na miejsca. Niektóre miejsca urzekają mnie ze względu na swoją przyrodę, inne urzekają ze względu na ludzi, którzy tam mieszkają. Myślę, że my wszyscy powinniśmy patrzeć bardzo szeroko. Nie koncentrować się, jeżeli gdzieś jedziemy w świat, tylko na jednym aspekcie danego miejsca. (...) Przeżywajmy te miejsca w których jesteśmy. Starajmy się zgłębić wiedzę o nich, starajmy się je poznać. (...) Gdy zejdziemy z utartych szlaków i pójdziemy zobaczyć, co jest poza tą plażą, albo poza tymi ludźmi, co pamiątkami handlują, (...) to na pewno znajdziemy jakieś niebywałe i wyjątkowe sytuacje (...) i spotkamy niezwykłych ludzi. Dwa dni temu (18 czerwca, przyp.aut.) byłem w Sandomierzu i będąc w tym mieście rano, w czasie realizacji programu „Kawa czy herbata", mógłbym po nagraniu wsiąść do samochodu i wyjechać stamtąd. Pomyślałem sobie jednak, że posiedzę jeszcze kilka godzin i obejdę ten Sandomierz. I... odnalazłem w Sandomierzu kilka niezwykle ciekawych miejsc, m.in. fantastyczne muzeum z niezwykłymi zbiorami. Nie każdy z nas lubi muzea, ale jeśli się wejdzie do takiego muzeum nasyconego niezwykłymi rzeczami, które nie jest surowe, chłodne, to czasami aż się chce tam zamieszkać. W Sandomierzu jest też dom Długosza, ale aby go odnaleźć jest kwestią zejścia w kilka uliczek, dosłownie skręcenia w nie. Owszem można rozsiąść się na ławce na Rynku, zjeść lody i wrócić do domu, ale można też wejść w kilka uliczek i zakątków i człowiek wyjeżdża stamtąd, z takich miejsc o wiele bogatszy. I to nie tylko dlatego, że tam obskoczyłem jakieś muzeum, tylko dlatego, że nagle zobaczyłem niezwykle wyjątkowe muzeum, w miejscu gdzie nie spodziewałem się zupełnie, że takie tam istnieje. Miejsca, które mnie urzekły? Z jednej strony to Rovaniemi. Jestem człowiekiem, który nie lubi zimna, ale pojechałem kiedyś na koło podbiegunowe do św. Mikołaja i... zacząłem jeździć skuterami po zamarzniętych jeziorach Finlandii. Ale tego można doświadczyć, jeżeli człowiek odejdzie od utartych szlaków- wyszedłem z chałupy św. Mikołaja i ruszyłem poszukiwać hodowców reniferów. Przeżyłem niesamowitą rzecz, mimo że zimy nie lubię. (...) Z drugiej strony zachwycające są Indie, o których napisałem książkę „Moje Indie". To jest książka, która wyjaśnia pewne rzeczy. Chciałem wyjaśnić przede wszystkim moim znajomym, a poprzez nich wszystkim czytelnikom, kilka takich aspektów Indii, o których może słyszeliśmy, ale niespecjalnie wiemy o co chodzi. Wytłumaczyć dlaczego kobiety noszą czerwoną kropkę na czole, dlaczego krowy są święte i dlaczego jest tam bóg, który ma głowę słonia... itd., itd. Tam można sobie bez przerwy te Indie wyjaśniać. Każdy z nas tak naprawdę, jeżeli wyjedzie do jakiegoś kraju, jest w stanie zachwycić się tym krajem, jeżeli ruszy z plaży czy takiego miejsca, gdzie wypoczywa, i zacznie węszyć i poszukiwać wyjaśnienia pewnych spraw.

 

A jest jeszcze jakieś miejsce, do którego chciałby Pan pojechać?

Jarosław Kret: Ja marzę o tym aby pojechać do Japonii. Japonia to jest miejsce, które jak mi się wydaje jest receptą na poradzenie sobie z cywilizacją. Studiując stosunki międzykulturowe studiowałem też historię Japonii, i historię stosunków Japończyków do Zachodu, te wszystkie dziwne wzrosty i upadki, czyli od zachwytu Zachodem, po wręcz totalną wstrzemięźliwość i ucieczkę przed światem zewnętrznym i potem znowu zachwyt. (...) Japończycy są niezwykłym społeczeństwem, które w pewnym momencie nagle zaczęło się niezwykle rozwijać cywilizacyjnie. Japonia w latach 70 i 80 wytyczyła nowe szlaki w rozwoju cywilizacyjnym całego świata. Postępująca tam miniaturyzacja, elektronika itd., itd., to wszystko wzięło się z Japonii. A z drugiej strony jest to kraj niezwykle tradycyjny wciąż, który utrzymuje te swoje tradycje w takim powiedzmy nieskażonym stylu. (...) Tam nie ma jakiegoś takiego szowinizmu japońskiego, że musimy być tradycyjni i zamykamy oczy na nowoczesność, nie, wręcz przeciwnie. Tam jedno z drugim udało się wspaniale pogodzić. Dużo czytałem o Japonii, dużo filmów widziałem i chciałbym to doświadczyć, chciałbym to zobaczyć na własne oczy... Nawet ostatnio widziałem film, o tym, że w Japonii, w tym nowoczesnym świecie, gdzie jeżdżą najszybsze koleje na kuli ziemskiej, są miejsca, gdzie w potokach żyją ogromne salamandry. Jest ich już niewiele, są to wręcz endemity, ale Japonia jest jedynym miejscem na świecie gdzie one przetrwały. Japończycy świetnie sobie poradzili w tym, żeby utrzymać takie enklawy, takie fragmenty przyrody, w jej czystej, wspaniałej, nienaruszonej formie, a drugiej strony poradzili sobie z rozwinięciem tej super genialnej cywilizacji. Uczmy się od nich.

 

Ile średnio zajmują Panu przygotowania do podróży? Czy to jest uzależnione od kontynentu, na który Pan się wybiera?

Jarosław Kret: To wszystko zależy od tego po co ja mam jechać i co ja mam zrobić. Bo jeżeli na przykład tak jak teraz niedawno jechałem po raz szósty na Madagaskar po to, żeby zebrać kilka zdjęć, odświeżyć sobie wiedzę o tym miejscu i jeszcze zebrać kilka bajek to przygotowanie do tej podróży trwało dwie i pół godziny. Po prostu musiałem się spakować i kupić sobie środki na komary, żeby mnie malaria tam nie dopadła. I nic więcej, bo znam Madagaskar i wiem dokąd jechać. W dobie Internetu nie jest trudno przygotować się do wyjazdu. Gorzej jeżeli jedziemy w miejsce, którego nie znamy. Zdarza mi się pojechać i w takie miejsce. Wtedy muszę dużo wiedzy na ten temat zdobyć. Nie jestem jednak człowiekiem, który jak przeczyta kilka książek i nauczy się ich to ma już pełną wiedzę. Ja muszę wszystkiego doświadczyć i dotknąć. W związku z tym moje przygotowania do wyjazdów są nie merytoryczne, a praktyczne. Buduję sobie jakieś zaplecze, sprawdzam dokąd mam pojechać, gdzie mam spać, czym mam się z miejsca na miejsce przenieść. Jeżeli mam możliwość załatwienia sobie tego w Polsce poprzez jakieś tutaj instytucje, nie zawsze bowiem się korzysta z biur podróży, ale są samochody, samoloty, mnóstwo różnych możliwości, misjonarze itd., to staram sie sobie to załatwić tutaj w kraju. Nie jest to jednak tak dużo roboty, jakby się wydawało. Znacznie więcej pracy jestwtedy, gdy pojedzie się w jakieś miejsce, zrobi notatki, obejrzy się ten świat, i potem się chcąc to opisać trzeba tę wiedzę zweryfikować. Na szczęście mamy teraz dostęp przez Internet do światowych bibliotek, więc tę wiedzę weryfikować jest łatwo. Pisanie książki czy pisanie artykułu na temat tego, co się widziało, jeżeli chcemy dogłębnie przeanalizować te miejsca, to zabiera znacznie więcej czasu.

 

Na zakończenie, jaka była najbardziej niebezpieczna przygoda jaką Pan przeżył podczas swych podróży?

Jarosław Kret: (śmiech) Najbardziej niebezpieczna przygoda jaką przeżyłem... hm to miało miejsce wtedy, gdy wyjechałem do Tanzanii... Szukam w bagażu, szukam, szukam, i co? I nie mogę znaleźć. Czego? Płynu na komary. (śmiech) To było naprawdę wielkie niebezpieczeństwo, bo w Tanzanii było dosyć sporo komarów, a komary przenoszą tam malarię i różne inne choroby, i jeśli dobrze się nie zabezpieczymy to spotkanie z nimi może grozić nam nawet śmiercią. Płyn na komary rzeczywiście odstrasza te owady.Trzeba jeszcze mieć moskitierę, niektórzy jeszcze jedzą takie specjalne środki antymalaryczne, bo na to się człowiek nie szczepi. Tu powiedziałem coś, co zakrawa niemal na farsę, coś dowcipnego, ktoś może powiedzieć: „O Jezu przestraszył się komarów!", ale powiem tak, jeżeli umiemy się dogadywać z ludźmi, jeżeli mamy odpowiedni stosunek do zwierząt, to świat nam nie jest straszny. I wbrew pozorom, im większe wydaje nam się niebezpieczeństwo, które niosą jakieś wielkie stworzenia, tym to niebezpieczeństwo jest mniejsze, a naprawdę największe niebezpieczeństwo niosą te niespodziewane, malutkie drobnoustroje, bakterie, komary itd., z którego kompletnie nie zdajemy sobie sprawy i dlatego je zazwyczaj lekceważymy.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Agawa

 

 

 

 

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat