...i uchwalili nowelizację ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia przygotowaną przez PSL, a to oznacza, koniec ze śmieciowym jedzeniem w szkolnych sklepikach.
Za przyjęciem ustawy głosowało 426 posłów, 1 był przeciw, wstrzymało się 2. O co tak naprawdę chodzi? O to, aby dzieci zjadały mniej składników szkodliwych dla zdrowia – nasyconych kwasów tłuszczowych, soli, cukru, barwników, konserwantów. Możemy się więc spodziewać, że ze szkół znikną kolorowe napoje gazowane, chipsy, niektóre ciastka, „energetyki”, fast food, produkty typu instant czy np. niebieskie, zielone, fioletowe gumy, lizak i lody. To minister zdrowia w rozporządzeniu ma określić, jakie produkty będzie można sprzedawać w szkołach.
Nowe przepisy obowiązywać mają nie tylko w szkołach, ale też w przedszkolach.
Kto będzie kontrolował jakość asortymentu w szkolnych sklepikach? Jeżeli sanepid stwierdzi, że prawo zostało złamane, prowadzącemu sklepik czy stołówkę będzie grozić kara pieniężna – od 1 tys. do nawet 5 tys. zł. Nowe prawo ma wejść w życie od przyszłego roku szkolnego.
- Ja się nie boję tych zmian, bo sprzedaję tylko zdrowe rzeczy: kanapki, niewielkie ilości drożdżówek - mówi pani prowadząca sklepik szkolny w I LO im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie. - Batony też mam, ale w końcu młodzież jest dorosła i sama decyduje o swojej diecie.
Uczniowie i tak najchętniej kupują kanapki z surówkami.
- Uważam, że to zmiana na lepsze. Dzieci są otyłe, więc niech jedzą zdrowo. Pewnie będzie to wymagało reklamy. Przydałby się też ktoś, kto będzie prowadził zajęcia o zdrowym odżywianiu, żeby dzieci mogły się przestawić, bo to głównie o umysł chodzi. Mnie jest wszystko jedno, co będę sprzedawać, byle oni to jedli – mówi prowadząca szkolny sklepik w Gimnazjum nr 4 w Piotrkowie. - Już teraz nie sprzedaję chipsów czy żelków, ani żadnych produktów zawierających substancje wywołujące u dzieci nadpobudliwość. Co prawda nie mam „energetyków”, ale cola jest. Już teraz staram się wprowadzać zdrową żywność. Sama robię sałatki, dzieci je lubią. Zdaję sobie sprawę, że dzieci muszą czasem zjeść coś słodkiego, zwłaszcza po klasówce, po większym stresie. W zeszłym roku zamówiliśmy suszone, zdrowe owoce. Większość się przeterminowała, ale... to jest niedobre. Zamawiam też banany, ale oczywiście później sama muszę je zjeść. Jabłka się sprzedają. Gdyby chcieli jeść inne owoce, to bym je sprzedawała.
W sklepiku w Gimnazjum nr 4 można także zjeść coś ciepłego. Dzieci najchętniej zamawiają grillowane kanapki (bułka, ser, szynka, ogórek, keczup). Dobrze sprzedają się również tosty z serem i szynką czy małe pizze. Nieźle sprzedaje się woda butelkowana. - Chętnie wprowadzę również koktajle np. bananowe, tylko, żeby oni je pili. Potrzebna będzie współpraca z dyrekcją, aby zmienić nastawienie dzieci, bo to jest najważniejsze - dodaje prowadząca sklepik.
Nowe przepisy dają także dość szerokie kompetencje dyrektorom szkół. W porozumieniu z radą rodziców będą bowiem mogli stworzyć własną listę środków spożywczych dozwolonych do sprzedaży w przypadku, jeśli oczekiwania rodziców będą jeszcze bardziej restrykcyjne niż przepisy ustawy.
Aleksandra Stańczyk