DEN: Nagrody dla piotrkowskich nauczycieli

Strefa FM Piątek, 14 października 201128
Piotrkowscy nauczyciele i pracownicy administracyjni związani z oświatą zostali nagrodzeni przez władze miasta z okazji Dnia Edukacji Narodowej.
fot. J. Kaczmarekfot. J. Kaczmarek

Wśród kilkudziesięciu wyróżnionych znalazł się między innymi Konrad Chęciński (na zdjęciu) - zastępca dyrektora I Liceum Ogólnokształcącego.

Prezydent Krzysztof Chojniak podziękował nauczycielom za ciężką pracę. - W takich chwilach czujemy, że praca nauczyciela - choć coraz trudniejsza - ma sens, podkreślała Ewa Ziółkowska, prezes piotrkowskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.

 

Nagrody w postaci premii pieniężnych w wysokości trzech i dwóch tysięcy złotych wręczono 51 nauczycielom i 40 pracownikom administracyjnym.


Zainteresował temat?

1

0


Zobacz również

reklama

Komentarze (28)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

luzik ~luzik (Gość)17.10.2011 11:06

Trochę "odparowałem" z emocji więc piszę.
Nagrody ? Za co ???
Miliony innych Polaków spędzają "resortowe święta" w normalnej robocie. Czy ktoś słyszał, żeby wygaszać hutnicze piece w dzień hutnika, nie przyjmować chorych w dzień lekarza czy pielęgniarki, albo zawieszać transport kołowy (pasażerski i towarowy) w dzień transportowca?
Czy ktoś widział zamknięte banki w dzień bankowca?
W Barbórkę nie zatrzymują też kopalni.
O realnym czasie pracy nauczycieli też nie warto pisać. Oficjalnie wyliczone 34 godz. zwiera przecież aż 8 godz. na "czynności administracyjne" w tygodniu. Jakie?
Czy ktoś mógłby zebrać informacje, ile dniówek przeleciało nauczycielom na wycieczki szkolne z zapałem organizowane we wrześniu i październiku ??? Ile dni nauki straciła młodzież?
I za to wszystko akademia, medale i kapucha do ręki ???
Kto z tym wreszcie zrobi porządek?

01


manahumanaxd ~manahumanaxd (Gość)18.10.2016 22:21

Pan Konrad Chęciński- najlepszy nauczyciel/wicedyrektor na świecie ♥
Życzę wszystkim żeby mieli tak świetnego nauczyciela od języka angielskiego :) .

10


ludwika3 ~ludwika3 (Gość)18.10.2011 21:18

"luzik" - czy to znaczy, że szkoły były zamknięte w piątek?

00


ludwika3 ~ludwika3 (Gość)18.10.2011 21:07

do gościa: przyjdź i popracuj w tym zawodzie jak tak cudownie; do piotrk - nie bardzo wiem o co Ci chodzi: ja bronię nauczycieli, Ty cytujesz przysłowie w sumie broniące nauczycieli, więc czemu utrzymujesz, że piszę bzdety?

10


atebba ~atebba (Gość)16.10.2011 22:47

"Kinga" napisał(a):
Dzisiaj nie powinno się nauczycielom robić przykrości, nawet jeśli ktoś ma uzasadnione pretensje.


A to niby dlaczego nie można nauczycielowi zwrócić uwagi, jeśli spostrzeżenia rodzica są prawdziwe i uzasadnione? Czy to jakiś kolejny przywilej nauczyciela?

Komentarz był edytowany przez autora: 16.10.2011 22:51

01


Kinga ~Kinga (Gość)16.10.2011 15:09

Są nauczyciele i nauczyciele...
W czasie swojej edukacji spotykałam i wspaniałych pedagogów i oszołomów, pasjonatów i obiboków, pedagogów z powołania i karierowiczów. Przy każdej szkole istnieje instytucja Rady Rodziców, która może wnioskować do Dyrekcji o wyróżnienie lub udzielenie nagany nauczycielowi. Z tego się korzysta drodzy rodzice, a nie tylko narzeka i biadoli na forum, że wszystkie belfry są be. Proponuję zacząć od wychowywania swojego dziecka, regularnego sprawdzania jego postępów w nauce i nie oczekiwania piątek i szóstek w sytuacji, kiedy potomek nie uczy się. Nawet najlepszy nauczyciel do głowy wiedzy nie wleje. Moje dziecko nie było nigdy świadkiem kiedy to nauczyciel na lekcji rozmawia przez telefon z lowelasem, spożywa posiłek czy śpi... kto wypisuje więc takie brednie i w jakim celu?
Jest cały rok na naprawianie szkolnictwa i krytykę nauczycieli.
Rodzice powinni nauczyć, jak należy się zachowywać. Dzisiaj nie powinno się nauczycielom robić przykrości, nawet jeśli ktoś ma uzasadnione pretensje. Rodzice powinni nauczyć, że nie pluje się na podłogę, nie smarka się w rękaw, nie puszcza wiatrów przy stole, nie sika się w bramach, nie zagląda się pod spódniczki w kościele.
Jeszcze ze trzy pokolenia muszą urodzić się w mieście, aby ich dzieci nabrały trochę ogłady.
Nauczycielom życzę wszystkiego najlepszego!
Spiętym rodzicom - powściągliwości w osądach.

10


syn nauczycieli ~syn nauczycieli (Gość)15.10.2011 21:08

Wygląda rzeczywiście na to, że wypowiedź emerytowanej nauczycielki została spreparowana na użytek tematu wątku.
Jednak nie jest ona daleka od prawdy i została sporządzona w dużej zgodności historycznej.
Moi rodzice poznali się jeszcze w szkole średniej. Ojciec skończył Studium Nauczycielskie w PT, a matka takie samo w Zgierzu. Pobrali się, pracę dostali od razu, mimo że urodzeni w PT, przenieśli się bez problemu do szkoły w Woli Krzysztoporskiej, gdzie podjęli pracę i gdzie dostali służbowe mieszkanie 3 pokoje jako rozwojowe małżeństwo. Tak było. Tam żyli całe życie, do emerytury. Prezenty dostawali, fakt, ale drobiazgi, może użyteczne, ale drobiazgi. To co wypisuje emerytowana nauczyciela nt. prezentów to raczej bujda, jakie telewizory, lodówki czy Egipty z Orbisu? Potwierdzam za to co do słowa jej relację o pracy przez wakacje na koloniach, ja z siostrą rokrocznie jeździliśmy z rodzicami na kolonie letnie (2 m-ce) do Sielpi (woj. kieleckie wtedy, k/Końskich) gdzie Wolskie Zakłady Barwników miały świetny ośrodek wczasowo-kolonijny.
Z tymi imprezami co noc to też bujda, nie aż tak, a już na pewno nie kąpiele nago, nie wtedy. Generalnie we wpisie emerytowanej nauczycielki tak ze 60-70 procent prawdy jest, co potwierdzam z autopsji. Coś do jedzenia rodzice uczniów rzeczywiście podrzucali, ale nie tak, żeby nic więcej nie musieć kupować, przesada. To było środowisko mocno rolnicze, mimo dużego zakładu chemicznego, a też inne zwyczaje, taki chłop obraziłby się, gdyby z tą kurą pod pachą musiał wracać do domu. Pamiętam, że co rok była też od kogoś wspaniała choinka, nie takie drapaki, co w mieście sprzedawali. Świat się zmienił i dziś to by nie uszło.
To mieszkanie rodzice jeszcze za komuny wykupili z jakieś śmieszne pieniądze i do dziś ono jest w gestii naszej rodziny. Faktycznie, nauczyciele wtedy a dzisiaj to dwa światy. Podobnie, jak i młodzież, a całe szkolnictwo to jedna wielka patologia od tej Hall począwszy, gdzie by wtedy minister pokazywała kulochy gołe aż do majtek podczas jakiejś fizjoterapii do kamery. I smutne jest to, bo częściej niż się uważa, zdarzają się prawdziwi nauczyciele. Pieniądze moi drodzy to liczcie swoje, a nie cudze. Zazdrościsz, przekwalifikuj się i idź do szkoły pracować, proste.

10


Hanka ~Hanka (Gość)15.10.2011 19:31

Ta opowieść "emerytowanej nauczycielki" to ściema i podejrzewam, kto ma u nas takie sprawne pióro, bo przecież jeżeli ta "emerytowana nauczycielka" pojechała sobie do Egiptu z mężem na kupioną przez uczniów wycieczkę z okazji 20-lecia pracy zawodowej, to łatwo policzyć, że ta kobieta musiałaby się teraz zbliżać do 90-tki, wobec czego wątpię, jeżeli w ogóle ktoś dożył takich lat, żeby tym wieku klepnąć na komputerze taki ładny tekst. Prowokacja i tyle. Ale dobra, niektórzy teraz będą się wyżywać.

10


Wanda ~Wanda (Gość)15.10.2011 18:16

Ja tez jestem emerytowaną nauczycielką.Nigdy bym nie przyjęła drogiego prezentu.Najwyżej kwiatka lub czekoladki.Jestem zażenowana czytając wpis mojej koleżanki po fachu.

00


emerytowana nauczycielka ~emerytowana nauczycielka (Gość)15.10.2011 16:55

Jestem emerytowaną nauczycielką.
Dziś patrzę ze ściśniętym sercem na nauczycielski zawód. Dzień do nocy. Teraz dostanie się kwiatka albo nie. Czasem czekoladki. Kompletny upadek norm i dobrych obyczajów.
My z mężem (najpierw kierownik, potem dyrektor szkoły na wsi) wybudowaliśmy się. Mąż należał do PZPR i dyrektorował prawie 25 lat. Wybudowaliśmy się, dziś ktoś powie, że klocek, ale stoi i jest. Mieszkają dzieci z wnukami.
Rodzice na koniec roku składali się i normą było, że wychowawca za swój znój i trud dostawał prezent od klasy, co roku coś innego, trzeba było tylko wcześniej przewodniczącej komitetu rodzicielskiego dać znać, co potrzebne: telewizor, adapter, pralka, lodówka, sokowirówka, regał, aparat fotograficzny, garnitur, kupon materiału na garsonkę etc. Na 20-lecie pracy zawodowej klasy kupiły mnie i mężowi wycieczkę do Egiptu z Orbisu (67 rok), a już na koniec kariery zawodowej w szkolnictwie, rejs Batorym.
Mąż z racji pracy na wsi, przynosił kury, indyka, kaczki, mięso z pokątnego uboju, swojskie wędliny, jaja, twarogi, mleko. Było polowanie, zjawiał się z dwoma zającami. Ja nic w sklepach z produktów spożywczych nie kupowałam. Oczywiście, z pracy etatowej niczego byśmy się nie dorobili. Mąż udzielał korepetycji z matematyki, wszyscy uczęszczali, takie czasy. Ja miałam na korepetycjach uczniów z biologii i chemii. Harowaliśmy tak do wieczora, a nawet w sezonie to w soboty i niedziele.
Nauczyciel miał autorytet i respekt. Uczeń i rodzic szanował nauczyciela i jego poświęcenie. Bo nauczyciel wtedy to był ktoś.
Myśmy z mężem moskwicza kupili już w 1964 roku! Niedługo potem dużego fiata na częściach włoskich.
Dwa miesiące wraz z mężem tyraliśmy przez kilkadziesiąt lat w każde wakacje, każdy lipiec i każdy sierpień, na koloniach letnich. Dwa turnusy, a turnus nie trwał jak teraz 2 tygodnie, tylko cztery. Pakowaliśmy się wraz z naszymi dziećmi już w czerwcu i z kolonii wracaliśmy 29 albo 30 sierpnia. Dom był wtedy zamknięty. Mąż zawsze był kierownikiem kolonii, a ja wychowawczynią. Za pobyt naszych dzieci nie płaciliśmy. Oprócz tego, że za dwa miesiące wakacji otrzymywaliśmy normalne pensje, to cztery dodatkowe pensje wpadały nam za pracę na koloniach.
Oczywiście, że młodzież wtedy była normalna. Wikt i opierunek jako kadra mieliśmy za darmo. Dzieci nazbierały grzybów, przywoziliśmy do Piotrkowa całe wianki suszonych. Grupy szły też w las zbierać jagody i jeżyny, czasem borówki. W kuchni panie kucharki robiły nam tych owoców leśnych przetwory na zimę, wykorzystując do tego hit tamtych lat, czyli słoiki po dżemie twist-off, dobrze znane do dziś.
Kiedy grupy poszły spać, urządzaliśmy sobie całą kadrą wieczór w wieczór przyjęcia: jedliśmy, piliśmy (wódkę intendent odpowiednio rozliczył), rozmawialiśmy, śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Gdy nie padało, rozpalaliśmy ognisko na plaży, a jeżeli noc była ciepła - kąpaliśmy się nago.
Dziś jest dno w polskiej szkole. Nauczyciele przypadkowi, pensje żenujące, a młodzież - banda.
Bardzo miło teraz jako emeryci wspominamy z mężem nasze szczęśliwe życie przeplecione z pracą zawodową w PRL.
Tylko tak się nieraz z mężem zastanawiamy: komu to przeszkadzało?

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat