Nie przeraża ich nawet 36 godzin spędzonych w autobusie w drodze na mecz. Swój grafik zajęć układają pod terminarz siatkarskich rozgrywek. Jaką stanowią potęgę, pokazali podczas odbywających się w marcu w Łodzi finałów Final Four Ligi Mistrzów.
Siatkarską drużynę Skry Bełchatów kochają, jak mówią, za wszystko: za to, że jest, jak gra i za emocje, których im dostarcza. Ogromna rzesza kibiców dla swych ukochanych zawodników gotowa jest uczynić wiele. Nie przeraża ich nawet spędzenie ponad 36 godzin w autokarze w drodze na wyjazdowy mecz rozgrywany poza granicami kraju. Zniosą wszelkie trudy podróży, byle być jak najbliżej drużyny nawet wówczas, gdy ta przegrywa.
Jaką stanowią potęgę, kibice Skry pokazali podczas odbywających się w marcu w Łodzi finałów Final Four Ligi Mistrzów. I choć ich drużyna ostatecznie nie zdobyła złotego medalu, bez wątpienia kibice byli “siódmym” zawodnikiem Skry. Ten kilkunastotysięczny, czarno-żółty tłum skandujący “W górę serca, Bełchatów wygra mecz!” robił kolosalne wrażenie. A jeszcze większe niezwykle zorganizowany i wiodący prym w dopingowaniu Klub Kibica.
Siódmy zawodnik na boisku
Działający przy drużynie Skry Klub Kibica zrzesza blisko stu członków. Wbrew pozorom nie wszyscy są mieszkańcami Bełchatowa. - Z mężem mieszkamy nieopodal Rozprzy – mówi Todzia Pawłowska. – Skrze wspólnie kibicujemy od 1991 roku. Wszystko zaczęło się od fascynacji tą grą naszej córki, która wówczas zdobyła licencję sędziego, a ponieważ nie miała prawa jazdy, razem z mężem woziliśmy ją na mecze. Z czasem ta fascynacja przeszła także na nas. Choć córka od dawna jest już kierowcą i posiada własne auto, my wciąż jeździmy na mecze.
Z kolei w dalekim Gdańsku mieszka rodzina Szakunów, która bywa niemal na wszystkich meczach Skry, nie tylko tych rozgrywanych w Bełchatowie. - Z żoną Mirosławą i córką od sześciu lub siedmiu lat jeździmy tutaj do Bełchatowa na wszystkie możliwe mecze – mówi Romuald Szakun i dodaje: – W ogóle też jeździmy na mecze reprezentacji Polski. U nas w Gdańsku, można powiedzieć, siatkówki jeszcze nie ma. Co z tego, że Trefl Gdańsk dostał się do PlusLigi, skoro to jeszcze nie jest to, co chciałoby się oglądać. A Bełchatów – drużyna jest na szczycie (w ubiegłym roku siódme mistrzostwo Polski - przyp. aut.), fajni zawodnicy. Ludzie są naprawdę serdeczni, mili i przyjemnie jest spędzić czas wśród nich. Te mecze to jest z jednej strony odpoczynek, a z drugiej nabranie werwy i siły oraz możliwość wyżycia się, bo nie ukrywam, że kibicowanie to też ciężki wysiłek.
Gdańszczanin nie uważa, aby te niemal cotygodniowe wyprawy z Pomorza do centrum Polski czy dalej, w zależności gdzie akurat Skra gra mecz, były czymś męczącym i czasochłonnym. - Otworzona autostrada A1 sprawia, że w ciągu trzech, czterech godzin jesteśmy w stanie dojechać do Bełchatowa – mówi. - Kiedyś do takiej Łodzi jechało się pięć godzin, teraz odległość nie stanowi już przeszkody. Sama atmosfera, emocje i przebywanie na meczach robi dużo większe spustoszenie w naszych nerwach (śmiech). Mało tego, za reprezentacją Polski pojechaliśmy do Moskwy, Turcji, byliśmy także we Włoszech i w Wiedniu, natomiast ze Skrą byliśmy w Niemczech, Belgii, Francji, we Włoszech, Słowenii i w Grecji. Za ukochaną drużyną na zagraniczne wyprawy jeździ także Anna Smolińska. - Skrze kibicuję od 6 lat, a wszystko zaczęło się od śmierci Arka Gołasia. Kiedy on zginął w wypadku samochodowym, ja zaczęłam jeździć na mecze. Moim pierwszym wyjazdowym meczem był ten w Grecji w 2008 roku. Skra grała z Panathinaikosem Ateny, który wówczas był bardzo dobrą drużyną, miał bardzo dobry skład, a nam się udało ich pokonać 3:0 – mówi nasza rozmówczyni. - Pamiętam również, że podróż do stolicy Grecji w jedną stronę trwała ponad 36 godzin, ale ten wyjazd wspominam bardzo miło, właśnie z uwagi na emocje, jakich mi dostarczył – mówi nasza rozmówczyni.
Codzienność w czarno-żółtych barwach
Podróże za ukochaną drużyną i związane z tym niedogodności to nie jest jedyne poświęcenie, na jakie gotowi są kibice Skry. Ich codzienne życie przebiega niemal wedle siatkarskiego terminarza. - Nawet tydzień w pracy ustawiamy z mężem pod grafik rozgrywek Skry. Wszystko w miarę możliwości dostosowujemy do terminów meczów – deklaruje Elżbieta Zdrojewska.
Oczywiście w szafie każdego kibica Skry, nie tylko tego należącego do Klubu Kibica, obowiązkowymi elementami są koszulka, szalik i czapka. Dodatkowo na wyposażeniu co niektórych znajdują się trąbki i flagi… oraz bębny. Wszystko to oczywiście w klubowych, czarno-żółtych barwach. Jeśli zaś chodzi o wiek, to bełchatowskiemu teamowi kibicują wszyscy: i młodzi, i ci starsi, kobiety i mężczyźni. - Mój wnuczek Filip po raz pierwszy był ze mną na meczu jak miał 8 miesięcy. Co niektórzy, nie zaglądając nikomu w dowód osobisty, do osiemdziesiątki już dochodzą – mówi Todzia Pawłowska.