O terenach po Metalplaście pisaliśmy ostatnio w kwietniu 2011 roku, jednak wówczas skupiliśmy się głównie na skargach mieszkańców miasta, którzy nie życzyli sobie sąsiedztwa ruiny, jaką z biegiem lat stał się obiekt. Plac położony niedaleko magistratu od lat odstrasza swoim wyglądem. Miasto od 2006 r. próbuje dyscyplinować właściciela nieruchomości do uprzątnięcia terenu. Jednak, jak informują urzędnicy, ostatnio coś drgnęło, tzn. właściciel zaczął sprzątać. - Częściowo uprzątnięty został teren od strony Próchnika, właściciel zaczął również zamiatać liście. Mimo tego tylko w tym roku Straż Miejska zdążyła nałożyć kilka mandatów na sumę kilkuset złotych - informuje magistrat.
Przed laty teren nabył od Skarbu Państwa Andrzej Stępień. W 2009 roku Skarb Państwa ogłosił licytację nieruchomości, Stępnia uznając za dłużnika. Wówczas terenem tym zainteresował się piotrkowski developer Sylwester Rudecki. Jak mówi, nieruchomość była mu niezbędna do rozszerzenia terenu osiedla mieszkaniowego, które wybudował w tej części miasta. - Prawdopodobnie rozszerzylibyśmy na ten teren osiedle, które się tam znajduje, do tego powstałaby część usługowa - sklepiki, może zaplecze sportowe, po prostu osiedle na wysokim poziomie. Maksymalny czas, w którym moglibyśmy się z tym uporać, to pół roku. Ogłoszono licytację, ta odbyła się w marcu 2009 roku. Przystąpiliśmy do niej (oprócz nas jeszcze 3 albo 4 podmioty), wpłaciliśmy wadium (ok. 80 tys. zł), wygraliśmy. Czekaliśmy na przybicie. Okazało się, że nie było to takie proste. Do dziś tego przybicia nie mamy - mówi dziś Rudecki.
Po zakończeniu licytacji 9 marca 2009 roku Sąd Rejonowy postanowił wstrzymać wydanie postanowienia o udzieleniu przybicia do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia orzeczeń wydanych 9 marca 2009 i skargi dłużnika Skarbu Państwa (Andrzeja Stępnia) z grudnia 2008 roku. W 2010 roku Rudecki złożył skargę na przewlekłość postępowania egzekucyjnego toczącego się przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie w sprawie dotyczącej wydania postanowienia o udzieleniu przybicia. Kilka miesięcy później Sąd Okręgowy stwierdził przewlekłość postępowania i zlecił Sądowi Rejonowemu wydanie postanowienia w przedmiocie przybicia licytacji.
We wrześniu 2011 roku Rudecki wniósł do sądu o ustanowienie zarządcy nieruchomości, a tym samym pozbawienie funkcji zarządcy Andrzeja Stępnia. Dlaczego? Bo wg Rudeckiego Stępień działa na niekorzyść developera, wyprzedając elementy budowlane nieruchomości.
W październiku 2012 roku Sąd Okręgowy w Piotrkowie postanowił unieważnić licytację i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia, a to oznacza powtórzenie czynności egzekucyjnych przez komornika.
Przedsiębiorca do dziś nie odzyskał 80 tys., które wpłacił jako wadium. Co się dzieje z pieniędzmi? - Chyba są u syndyka na koncie - mówi. Kiedy pan je odzyska? - Nie wiem, sprawa nie jest zakończona.
Cała licytacja więc musi być powtórzona. Ile wart jest majątek przy Próchnika? - Wykonany był operat szacunkowy. W chwili licytacji syndyk miał ten operat. Kwota opiewała na ok. 650 tys. Licytację wygraliśmy kwotą 800 tys. - mówi Rudecki. - Walczymy o to 4 lata. Na podstawie odpisu postanowienia, który mamy, uważam, że przede wszystkim winę ponosi syndyk i odpowiednie instancje sądu, które do tej pory to rozpatrywały. Spróbujemy wystąpić o reasumpcję postanowienia sądu, następnie wnieść skargę o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia. Jeżeli te drogi się nie powiodą, to będzie proces odszkodowawczy za utracone i oczekiwane korzyści.
Rudecki wystąpił do sądu o wyznaczenie administratora, bo dziś już nie wie, kto tak naprawdę jest właścicielem terenu przy Próchnika. - Teraz nie mam już z panem Stępniem żadnego kontaktu, wcześniej było inaczej, bo nawet wynajmowałem od niego wjazd i część terenu, aby korzystać z jego placu jako magazynu materiałów. Kiedy jednak pan Stępień dowiedział się, że przystąpiliśmy do licytacji, automatycznie rozwiązał umowę - mówi Sylwester Rudecki. - Mamy jeszcze jeden problem w związku z tą nieruchomością. Chodzi o to, że na tym obiekcie gromadzi się masa wody, obiekty są podpiwniczone, jest kanalizacja, która - tak jak piwnica - jest zapełniona wodą. Woda przedostaje się do naszego obiektu, który zaczyna przesiąkać. Będziemy chcieli wykonać ekspertyzę i jakoś ten problem rozwiązać. Chciałem, aby pan Stępień udostępnił nam swój teren, abyśmy mogli zrobić np. drenaż, ale nie pozwolił, nie mamy prawa wejścia, a chcielibyśmy zrobić opaskę odwodnieniową. Okazuje się, że woda, która mieści się w tych piwnicach i kanalizacji, ma taką siłę naporu, że przesiąkają ściany piwnic. Dziś ten obiekt to po prostu wysypisko w centrum miasta. Niekoniecznie ja to muszę kupić. Niech kupi to ktokolwiek, żeby coś tam wreszcie zaczęło się dziać, żeby nie było miejskiego śmietniska w centrum Piotrkowa.