Chleb pieczony w domu, masło wyrabiane własnoręcznie, kompoty zamiast soków pełnych cukru, filtrowana woda z kranu... i domowe jogurty na bazie mrożonych owoców. Justyna i Daniel nie twierdzą, że żyją ekologicznie. Po prostu wybierają to, co naturalne, zdrowe, nieprzetworzone. O swoim stylu życia opowiadają państwo Kruzowie z Piotrkowa.
Daniel przestał jeść mięso, kiedy kilkanaście lat temu zobaczył, jak w masarniach traktowane są zwierzęta. Justyna zawsze chciała wrócić do korzeni i jadać tak, jak jadali jej dziadkowie. Ich dzieci (Roksana i Noe) zamiast słonych chipsów i czekoladowych batoników przegryzają żurawinę, orzechy lub sezamki na miodzie. Razem stworzyli dom pełen zapachu świeżo upieczonego chleba, czosnku, naturalnej kawy i ziół.
- Jadamy tak, jak jadali nasi dziadkowie. Naturalnie, wybierając produkty nieprzetworzone. Ponieważ mąż jest wegetarianinem i ze swojej diety zupełnie wykluczył mięso, potrawy mięsne jemy rzadko, raz lub dwa w tygodniu. To nam bardzo odpowiada i bardzo dobrze się czujemy. Ja uważam, że warto wsłuchiwać się w swój organizm i dostarczać mu wszystkiego, czego potrzebuje - mówi Justyna Reczek-Kruz.
- Nasz tryb życia nie jest ekologiczny, jest normalny. Kiedyś korzystanie z nieprzetworzonego jedzenia było naturalne. Dziś trzeba się o to bardziej postarać - mówi Daniel Kruz.
Mąka prosto z młyna i wiejskie mleko
- Staramy się i chcemy jadać to, co naturalne. Sami pieczemy chleb z ciemnej mąki kupionej we młynie, sami wyrabiamy masło lub kupujemy od zaufanej pani, która mieszka na wsi i posiada własne gospodarstwo. Właśnie od takich zaufanych osób zaopatrujemy się w mleko, śmietanę, jaja. Warzywa i owoce też chcemy jeść z prywatnych gospodarstw. Dlatego bardzo nas cieszy, że mieszkamy w Piotrkowie, mieście, dookoła którego jest sporo wsi, gdzie ludzie mają gospodarstwa i chętnie dzielą się tymi dobrami ziemi - mówi Justyna. Często zakupy w markecie zamieniają na te na lokalnym bazarku. Tam kupują warzywa i owoce.
- Tu wyszukujemy tych naturalnych, bez sztucznych nawozów i oprysków. Wolę kupić jabłko czy pomidora, które nie mają idealnego kształtu od pani, która często ma spracowane ręce, brudne pazurki i widać, że sama to wyhodowała, niż piękne od człowieka, który ma tych pięknych produktów kilkadziesiąt. Nie mówiąc już o brokułach o idealnym kształcie, które rosną na piachu i zanim dojrzeją, są kilka razy pryskane chemią i kilkakrotnie nawożone - mówi Daniel.
- Prawie nie używamy cukru ani soli. Dzięki temu smak potraw jest bardziej prawdziwy i intensywny. Nie kupujemy wędlin. Jeśli już, to pieczemy schab. Przerażają nas reklamy w marketach typu: kiełbasa za 4,99 zł. Nie chcemy odpowiadać sobie na pytanie, co w niej jest, skoro ma tak niską cenę. Miód kupujemy z zaprzyjaźnionej pasieki i on zastępuje nam cukier. Wykorzystujemy go do własnoręcznie robionych jogurtów czy ciastek sezamowych pieczonych dla dzieci. Sami robimy keczup, który składa się z przetartych pomidorów, cebuli i wielu różnych ziół i przypraw. Zamiast soków z całą masą konserwantów i sztucznych barwników nasze dzieci piją kompoty z naturalnych owoców, czasem sami wyciskamy sok z owoców lub kupujemy te bez konserwantów w specjalnej rozlewni - mówi Justyna.
- Ze względu na to, że ja jestem wegetarianinem, nasza dieta jest bardzo urozmaicona. Jadamy sporo soi, soczewicy, cieciorki. Oczywiście bywa tak, że nie zawsze chce nam się przyrządzać potrawy lub produkty od podstaw. Czasem po prostu chcemy zmienić smak. Idziemy wtedy do marketu i kupujemy gotowe pasztety sojowe czy inne produkty wegetariańskie. Kiedyś przy sklepowych półkach staliśmy bardzo długo i czytaliśmy skład. Dziś tego nie robimy, bo mamy większą wiedzę - dodaje Daniel.
- Oczywiście w tym zdrowym stylu życia nie jesteśmy radykalni i nie traktujemy jedzenia jako zakazów i nakazów. Zdarza nam się raz lub dwa razy w roku pójść na jedzenie fastfoodowe. Ze względu na dzieci, bo one są ciekawe, a my nie chcemy ich ograniczać. Raczej tłumaczymy, dlaczego coś jest zdrowe lub nie. Rzadko, ale bywamy też w pizzerii, jak mamy ochotę - mówi Justyna.
- Nasze dzieci zamiast czekoladowych batoników (pod warunkiem, że dziadkowie nie częstują) jadają żurawinę, orzechy, sezamki itp. Czasem chcą spróbować innych rzeczy (nie uchronimy ich przed reklamami telewizyjnymi, które często kierowane są do dzieci). Wtedy nie zabraniamy im tego. Podczas spotkań z innymi dziećmi nie zabraniamy im częstowania się chipsami. Spróbują dwa lub trzy i więcej nie chcą. Same wybierają, co chcą jeść, i zazwyczaj wybierają dobrze. Zwłaszcza wtedy, kiedy pomagają przy przygotowywaniu posiłków. Wtedy przy stole jest cała rodzina i to są cenne chwile. W ten sposób budujemy fundament naszym dzieciom, również żywieniowy - dodaje Justyna.
W trybie życia rodziny Kruzów nie ma żywieniowych zakazów i nakazów. Nie są radykalni, ale przyznają, że zdrowe jedzenie to dla nich ogromna radość i świetne samopoczucie.
Zdrowo znaczy pracochłonnie i drogo?
Justyna i Daniel obalają stereotyp, że skoro naturalnie, to musi być drogo i pracochłonnie. Nie zgadzają się z tym, a dowodem na to był chleb upieczony w trakcie naszej rozmowy.
- Tryb życia taki, a nie inny, to nie jest kwestia czasu tylko wyboru. Może początkowo było ciężko pod tym względem. Musieliśmy zaznajomić się, gdzie szukać naturalnej żywności, czego unikać w produktach, co jest szkodliwe, a co mniej. Dziś nie sprawia nam to żadnego problemu. Robienie masła to nie jest godzinne ubijanie w drewnianym pojemniku, tylko kilkuminutowa praca blendera. Zdrową wodę mamy z kranu, bo zadbaliśmy o specjalne filtry oczyszczające, mamy też mineralizator. Natomiast jeśli chodzi o ceny, czasem produkty są droższe, np. biały ser. Prawdziwy, bez ulepszaczy, nie będzie kosztował 16 zł tylko 40 zł. My kupujemy mało, ale dobre. Dzięki takiej metodzie w naszym domu nie marnujemy jedzenia. To, które jemy, ma pełny, bogaty smak niezmącony konserwantami - mówi Daniel.
- Zwracamy uwagę też na środki czystości, jakich używamy. Oczywiście tutaj też bez przesady, bo chemii w dzisiejszych czasach nie da się zupełnie uniknąć. W naszym domu w łazience znajduje się mydło glicerynowe lub szare, podłogi myję zwykły płynem do naczyń zamiast cudownymi płynami - mówi Justyna.
Ten odmieniec wegetarianin
Justyna bardzo szanuje decyzję męża o niejedzeniu mięsa. Dla niego przygotowuje osobne posiłki, kiedy ona i dzieci mają ochotę na mięso. Jednak niektórzy na temat wegetarianizmu mają zupełnie inne wyobrażenie. Są też tacy, którzy nie rozumieją i nie ukrywają zdziwienia.
- W środowisku naszych starych znajomych wszyscy wiedzą o tym, że Daniel nie jada mięsa. Kiedy ich odwiedzamy, zawsze jest coś specjalnego dla Daniela. To jest bardzo miłe i sympatyczne. Czasem czerpią inspiracje z naszego trybu żywienia - mówi Justyna.
- Ostatnio nowo poznany znajomy pyta mnie: “stary, ale jak ja cię na grilla zaproszę, jak ty tylko trawą się żywisz?” Odpowiedziałem: “normalnie mnie zaproś i będziemy się super bawić”. Nie mam z tym problemu. Często nawet na grillu przekładam kiełbasę dla innych. Z kolei na imprezy, gdzie jest dużo ludzi i nie informuję o swoich upodobaniach kulinarnych, idę… najedzony. Jednak czasem pani kucharka krzyczy przez całą salę, wskazując na mnie palcem: “Dla tego pana danie wegetariańskie. On nie je mięsa”. Wtedy mam ochotę zapaść się pod ziemię. Jestem skrępowany i czuję się, jakbym zrobił coś złego. Słyszę w podtekście: “To on, ten odmieniec – wegetarianin” - żartuje Daniel.
- A ja w tych momentach jestem z męża bardzo dumna. Ludzie mają trochę inne wyobrażenie o potrawach wegetariańskich. Znajomi, zanim nie spróbowali naszej kuchni, uważali, że skoro wegetariańskie, to monotonne i niesmaczne. Gdy spróbowali moich potraw, szybko zmienili zdanie - dodaje żona Daniela.
W Piotrkowie nie ma restauracji typowo wegetariańskich, ale chodzimy do takiej, gdzie w menu wprawdzie nie ma nic z tych rzeczy, ale kucharze mają świetne wyczucie i potrafią zrobić jedzenie wegetariańskie. Nie smażą kotleta sojowego na smalcu (od razu bym to wyczuł). Mają wielki szacunek dla wegetarian i do tego talent kulinarny - mówi Daniel.
Państwo Justyna i Daniel Kruzowie z myślą o dzieciach skrupulatnie wybierali dla nich przedszkole. Roksana i Noe mieli szczęście. Pierwsze kroki edukacyjne stawiają tam, gdzie dzieci mają kontakt ze zwierzętami, jadają obiady z naturalnych produktów, a wychowawcy mają mądre podejście do wychowania maluchów.
Śmietana z żelatyną wieprzową i sok ze słodzikiem
- Interesujemy się tym i wiemy, z czego zrobione są pewne produkty. Kiedy czytamy etykiety, że w śmietanie, żeby była gęsta, znajduje się żelatyna wieprzowa, a chleb robiony jest ze specjalnego proszku z wodą, to traci się apetyt. Nie mówiąc o kolorowych sokach, w których znajduje się słodzik dużo bardziej niezdrowy niż cukier. Nie chcę myśleć, co jest w kiełbasie za 5 zł, nie mówiąc już o tym, że wędliny teraz nie różnią się smakiem. Konserwanty, wypełniacze ulepszacze - to budzi strach - mówi Justyna.
Dzięki zdrowej żywności rodzina czerpie radość z jedzenia, dbania o swój organizm. Wspólnie spędzony czas przy stole i celebrowanie posiłków - to wchodzi w skład fundamentu, który chcą przekazać swoim dzieciom.
By nie być gołosłownym, państwo Kruzowie częstują własnoręcznie upieczonym chlebem z wiejskim masłem, naturalnymi sokami, sezamowymi ciasteczkami i przefiltrowaną wodą z kranu. Wszystko ma intensywny, różnorodny i naturalny smak.
Ewa Tarnowska