We wtorek odbyło się spotkanie inwestora z mieszkańcami, którzy są bardzo niezadowoleni z faktu, że taka farma ma w ich miejscowości powstać. Obecni byli także przedstawiciele władz gminy, na czele z wójtem Alojzym Włodarczykiem.
Przyjechaliśmy tutaj z własnej woli, bo nie chcemy chować głowy w piasek, tylko podjąć dialog z lokalną społecznością. Uczestniczymy w wielu takich spotkaniach i emocje są zawsze bardzo duże. My jesteśmy w stanie rozmawiać z mieszkańcami, możemy zrezygnować z części inwestycji lub zaproponować jakieś rozwiązania, które wspólnie wypracujemy. Musi to się jednak odbywać na zasadzie konsensusu. Jeśli stanowisko mieszkańców będzie takie, że nie, to będziemy musieli iść drogą administracyjną - wskazywał Jakub Zrazik, prezes zarządu spółki realizującej ten projekt.
Podczas debaty emocji nie brakowało. Było wiele oskarżeń i pytań. Przede wszystkim o to, dlaczego ta inwestycja ma być realizowana akurat w tych miejscowościach.
Przedstawiciele wykonawcy przekonywali, że zdecydowały głównie dwie przesłanki: brak rozproszonej zabudowy oraz dość bliska odległość do tzw. GPZ, czyli Głównego Punktu Zasilającego (taki punkt znajduje się w Gorzkowicach - red).
Zgromadzeni mieszkańcy wyrazili swój sprzeciw wobec tej inwestycji i zadeklarowali, że nie wchodzą w grę żadne kompromisy.
Ja przeprowadziłam się z domu szeregowego na wieś, bo ja chcę mieszkać na wsi. Ja wolę wąchać gnojówkę wywożoną na pole niż słuchać inwerterów lub patrzeć na panele. Już dziś zapowiadam Panu, że będziemy walczyć wszyscy o to, aby ta inwestycja nie powstała w ogóle. Będziemy tworzyć własne raporty środowiskowe, oprotestowywać te wasze. Nie odpuścimy - mówiła jedna z mieszkanek, dodając, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to będą odwoływać się także do instytucji europejskich.
Mieszkańcy nie kryli także oburzenia formą, w której odbywa się przygotowanie inwestycji.
Nie przyszliście do mieszkańców, nie spotkaliście się z sołtysem, nie zorganizowaliście jakiegoś spotkania. Zrobiliście to po chamsku. Weszliście do nas, na naszą wieś. Tu od dziada i pradziada, była cisza i spokój. My nie chcemy tej inwestycji. Po prostu tego tutaj nie chcemy - dodawał kolejny z uczestników spotkania.
Obecni na spotkaniu mieszkańcy wskazywali także, że grunty, które inwestor planuje wydzierżawić pod farmę, są własnością osoby, która mieszka w zupełnie innej miejscowości.
Konsensusu między mieszkańcami a inwestorem podczas spotkania nie osiągnięto. Alojzy Włodarczyk, wójt gminy Gorzkowice podkreślał, że on stanie murem za mieszkańcami, jakiekolwiek decyzji by nie podjęli.
Tak gorącej dyskusji na terenie gminy Gorzkowice nie było już dawno. Problem jest rzeczywiście bardzo duży. Mieszkańcy sprzeciwiają się kategorycznie tej inwestycji. Trzeba jednak zauważyć, że inwestor dopuszcza zarówno zmniejszenie zakresu inwestycji, jak i możliwość wykonania jej na innych działkach. Będziemy jeszcze rozmawiać i być może znajdzie się jakieś pole do kompromisu. Najistotniejsze jest jednak wsłuchiwanie się w głosy mieszkańców i tak będzie w tym przypadku - podkreślał wójt Alojzy Włodarczyk.
Jaka będzie przyszłość tej inwestycji? Kiedy, i czy w ogóle, zostanie zrealizowana? Czy w tak dużym zakresie, jaki jest planowany?
Dziś na wszystkie te pytania ciężko znaleźć odpowiedź. Wykonawca zadeklarował, że niezależnie, czy kompromis zostanie osiągnięty, on nie zrezygnuje ze swoich planów. W przypadku stanowczego sprzeciwu ze strony mieszkańców, rozpocznie się droga administracyjna związana z przygotowaniem decyzji i raportów, m.in. sanepidu oraz Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a później ewentualnymi odwołaniami oraz procesami sądowymi.
W takim przypadku budowa farmy, jeśli w ogóle dojdzie do skutku, może rozpocząć się za kilka lat.