Abram i Chaim Bełz z całą swoją rodziną trafili w 1939 roku, krótko po rozpoczęciu II wojny światowej, do pierwszego getta na ziemiach polskich, do Piotrkowa. Zostało ono utworzone 5 października i funkcjonowało trzy lata.
To tu znaleźli się także Bełzowie. Matka namawiała obu synów, aby uciekli z tego piekła. Udało się to Chaimowi, który prześlizgnął się przez szczelinę w murze getta i uciekł na tereny Związku Sowieckiego. Większość rodziny zginęła niestety w getcie lub w Treblince, dokąd trafili z Piotrkowa. Spośród ponad 60 krewnych tylko Abram i jeden z kuzynów przeżyli obozy. Abram został uwolniony w 1945 roku z obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen i trafił na Brooklyn do Nowego Jorku. Nie przestał jednak szukać swojego brata Chaima.
Pisał listy do polskich instytucji, zwracał się także do różnych organizacji, które łączyły ocalałe rodziny. W 1980 roku córka Abrama, Michelle Bełz Katz napisała listy do Czerwonego Krzyża, Instytutu Yad Vashem oraz do polskich i radzieckich władz. Bezskutecznie. Nikt nie potrafił odpowiedzieć co działo się z Chaimem, czy przeżył wojnę.
Z pomocą przyszła technika i rozwój internetu. W 2016 roku 25-letni wnuczek Abrama – Jess Katz, programista w firmie nowojorskiej postanowił poszukać zaginionej rodziny. Ale zrobił to w inny sposób. Dzięki internetowi i m.in. stronie JewishGen.org skontaktował się z genealogiem, który wytropił sowieckie dokumenty wojskowe z 1942 z nazwą jednostki wojskowej, w której służył Chaim. Udostępnił je na Facebooku. Zwróciła na nie uwagę pewna kobieta z Izraela, która zorientowała się, że to może chodzić o rodzinę Rosjanina Jewgienija Belzitskiego.
Katz wysłał do niego wiadomość i zdjęcie swojego ojca. Po drugiej stronie oceanu (na wyspie Sachalin w Rosji) od razu zwrócono uwagę na podobieństwo ze zdjęciem Abrama.
Żeby mieć pewność obie strony zaczęły sprawdzać różne informacje dotyczące rodziny, m.in. daty urodzenia itp.
Okazało się, że Abram zmarł w 2011 roku w wieku 95 lat, Chaim natomiast na guza mózgu, gdy miał 51 lat. Rodzina obu braci zaczęła rozmawiać za pomocą Skype'a, wysyłać sobie wiadomości na Fb, dzieląc się swoją historią. Starają się nadrobić stracony czas, mimo że braci nie ma już wśród żywych. Chcą się spotkać, choć dzieli ich 14 tysięcy km.
- Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co czułby dziadek, gdyby znalazł swojego brata – mówi Jess Katz. Choć do tego nie doszło, to na szczęście rodzina będzie razem mimo tego, że mieszkają tak daleko od siebie i są obywatelami różnych państw.
a.wolski@strefa.fm
(na podstawie artykułu z „Washington Post”)