Gdyby hitlerowcy znali metody zdejmowania tynku ze ścian bez jego uprzedniego uszkodzenia, takich jakimi w 2001 roku posłużyli się pracownicy Instytutu Pamięci Yad Vashem, gdy wywozili z jednego z mieszkań w Drohobyczu, dopiero co odkryte freski autorstwa Brunona Schulza, dziś zamiast przepięknych polichromii Ahorna podziwialibyśmy w kościele o.o. Jezuitów tylko bielone ściany. Kto wie czy jedno z najcenniejszych opracowań malarskich późnego baroku w Europie nie zdobiłoby ścian gabinetu, któregoś z najwyższych rangą przedstawicieli nazistowskiego aparatu władzy. Na szczęście freski ocalały. Urzekają nas swoim kunsztem i… „oszukują” nasze oczy, posługując się iluzją, stworzoną ponad 260 lat temu przez Andrzeja Ahorna.
Zakusy zbrodniarza
W trakcie bombardowania Piotrkowa we wrześniu 1939 roku kolegium jezuickie przy ulicy Pijarskiej nie uległo znacznym uszkodzeniom. Zabytkowa budowla nie uszła jednak uwadze hitlerowców. Według zachowanych zapisków księdza Henryka Rogowskiego, ówczesnego rektora kościoła, jezuickimi freskami mocno zainteresowany był sam Hans Frank. Generalny gubernator okupowanych ziem polskich, hitlerowski zbrodniarz, współtwórca polityki eksterminacji Polaków i Żydów w trakcie II wojny światowej, słynący również z grabieży dzieł sztuki na okupowanych terenach, wysłał już wiosną 1940 roku do Piotrkowa specjalnego agenta, którego zadaniem była dokładna lustracja budynku kościoła. Działający z rozkazu Franka osobnik (niestety nie zachowało się jego nazwisko) miał wytypować i zabrać z Piotrkowa najcenniejsze dzieła sztuki. W trakcie wizyty w świątyni, która miała miejsce 19 kwietnia 1940 roku, spośród udostępnionych mu liturgicznych precjozów i obrazów nie wybrał niczego. Nic w jego mniemaniu nie zasługiwało na uwagę. Nic... poza freskami. Ze względów technicznych Niemcy nie mogli ich skonfiskować. Niemniej obecność hitlerowskiego wysłannika w gmachu świątyni mocno zaniepokoiła władze Polskiego Państwa Podziemnego. Jeszcze w tym samym roku wysłano do Piotrkowa grupę specjalistów, by ci dokonali szczegółowych pomiarów inwentaryzacyjnych zabytkowej budowli. Niestety cała dokumentacja tej pracy zaginęła w trakcie działań wojennych.
Ponieważ okupanci nie mogli z kościoła Jezuitów zabrać tego, co najcenniejsze, stratę powetowali sobie w inny sposób. Jesienią 1941 roku nakazali zdjąć z kościelnych wież zainstalowane tam cztery dzwony. Najmniejszy ważył 38 kg, najcięższy 410 kg, wszystkie pochodziły z lat 1831-1908. Nigdy później już nie wróciły na swoje miejsce.
Iluzjonista doskonały?
Co jest takiego w jezuickich freskach, że zamarzyły się jednemu z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości? Bez wątpienia oddają jezuicką maksymę – działając na zmysły, podbijać ducha. Autorem tej niezwykłej polichromii, zajmującej ponad 50 metrów ścian i sklepienia prezbiterium, nawy głównej, ościeży arkad i narożnych pilastrów kaplic, jest zakonnik Andrzej Ahorn. Pozostałe – polichromie w kaplicach w nawach bocznych – są dziełem świeckiego malarza, Jana Reynera („Tydzień” w wydaniu 1890/29 podawał go jako Jana Reinera; przyp. aut.) i powstały w latach 1755-1769.
Malowidła pędzla Ahorna, przedstawiające sceny z życia między niebem a piekłem, powstały w latach 1736-1741 i... najprościej można powiedzieć o nich, że stanowią doskonały przykład połączenia w malarstwie techniki iluzjonu i metody kwadratury, dający w efekcie dopracowaną w szczegółach malarską fotografię przedmiotów. Oczywiście laikowi tego typu informacja niewiele mówi, a tym bardziej nie oddaje niezwykłości dzieła. Spróbujmy inaczej... Jeśli iluzjon, iluzja to coś związane z... oszustwem. W przypadku naszych piotrkowskich fresków ich autorowi chodziło o oszukiwanie oczu patrzących (tzw. trompe l'oeil). Każdy kto stoi przed dziełem Ahorna ma wrażenie, że patrzy na doskonałą malarską fotografię, gdzie ramy obrazu zacierają się. Ba, wydaje się nam nawet, że stoimy przed drzwiami bądź oknem, które w rzeczywistości nie istnieją, są tylko malowidłem ściennym, wywołującym złudzenie trójwymiaru. Zgodnie z zasadami malarstwa iluzorycznego efekt ten Ahorn wzmocnił malując ramy okienne, framugi drzwi, dziury i wyłomy w murach, które patrzącemu sugerują, że za nimi otwiera się przestrzeń. Dla pogłębienia złudzenia optycznego patrzących Andrzej Ahorn umiejętnie dekorację polichromiczną wkomponował w architektoniczny wystrój wnętrza, łącząc namalowane elementy architektoniczne z tymi prawdziwymi (wspomniana metoda kwadratury). Jak by tego było mało, dzięki odpowiednio wyliczonym i odwzorowanym przez zakonnika skrótom perspektywicznym, uwzględniającym grę świateł i cieni typowej dla różnej odległości, związaną z nią zmianą kolorów, głębia przestrzenna malowideł przesuwa się wraz z kroczącym widzem, niezależnie od miejsca, które byśmy nie zajęli we wnętrzu kościoła.
Również wystarczy unieść głowę i przez chwilę przyglądać się sufitowym freskom by odnieść wrażenie, iż zacierają się granice między nami a sklepieniem. Niebiosa zdają sie spływać ku nam stojącym na dole. Postacie zaś szybują w powietrzu. Wznoszą się i pikują do wnętrza świątyni. O mistrzowskich umiejętnościach Ahorna świadczy także fakt, że przez bez mała dwa wieki udało mu się wszystkich oszukać, co do kwestii zastosowanej przez niego metody malarskiej. Do 1890 roku, do pierwszej gruntownej renowacji wnętrza świątyni, panowało przekonanie, iż malowidła zostały wykonane metodą fresku mokrego (buon fresco), gdy w rzeczywistości jest to fresk suchy (al secco).
Iluzoryczne niespodzianki i ciekawostki
Okno, którego tak naprawdę nie ma, organy, które są tylko iluzją czy malarz, który nie jest tym, za którego go brano… to wszystko i więcej widnieje na ścianach świątyni. Pierwsze z takich okien, którego tak naprawdę nie ma, jest schowane za ołtarzem głównym, drugie zaś możemy zobaczyć w pierwszej kaplicy, znajdującej się po lewej stronie od głównego wejścia do świątyni. Północna ściana kościoła, skryta dziś za organami, również kryje niespodziankę – mianowicie iluzję… organów, których świątynia pierwotnie nie posiadała, a których obraz stanowił swego czasu efektowną oprawę stojącego w tym miejscu pozytywu, służącego do akompaniamentu. Natomiast na ścianie południowej, pod absydą, a nad zakrystią, jeszcze w XIX wieku istniało ukryte w malarskiej iluzji funkcjonalne połączenie okienne pomiędzy przyległym do świątyni kolegium, a wnętrzem kościoła.
Co ciekawe, również przyciemnienie malowideł sklepienia absydy to nie efekt upływającego czasu czy dymu z lampy, płonącej dawniej przed głównym ołtarzem. „(…) przecież zbyt oddalona od sklepienia, by dymiąc, mogła tak ciemną plamę utworzyć – pisał lokalny „Tydzień” w wydaniu 1890/29. I dalej wyjaśniał: „ (…) malarz nie zapomniał o tem, że lampa dymi, i właśnie to zakopcenie, chciał do złudzenia przedstawić”.
„Na drugiej znów arkadzie od wschodu, z lewej strony, na szlaku, jaki jej wnętrze pokrywa, widzisz namalowane miecze i kielichy – symbole ofiary na Golgocie spełnionej i owej boleści, która serce Maryji przeszyła. Jakże jednak narysował je artysta? Oto w sposób, iż zdają się wisieć, jakby podtrzymywane siłą magnesu” – wyjaśniano na łamach ww. wydania „Tygodnia”.
Inną kwestią, na którą warto zwrócić uwagę, przyglądając się malowidłom na sklepieniu nawy głównej jest obraz białego rumaka, znajdujący się w trzecim plafonie, licząc od głównego ołtarza. „(…) namalowany w skurczu koń biały, wspinający się na przodzie sceny, wzbudza podziw patrzących, z tej niby przyczyny, iż bez względu na zmianę punktu zapatrywania się, zawsze do widza zwrócony jest piersiami” – zdradzał tajniki malarskich umiejętności Ahorna „Tydzień” w wydaniu 1890/28.
Indianie, Turcy, czy Saraceni i Portugalczycy?
Polichromia sklepienia nawy głównej to także ciekawe zagadnienie malarskie. Jeszcze nieco ponad sto lat temu piotrkowianie sądzili, że umieszczone w trzech plafonach, z których każdy ujęty jest w inne ramy, widnieją – „(…) w dwóch skrajnych, w kierunku długości kościoła, jedno wyobraża nawracanie Indian przez św. Franciszka Ksawerego; drugie wzięcie go przez aniołów do nieba; na koniec trzecie walkę Polaków z Turkami” („Tydzień” 1890/28). W rzeczywistości, jak podaje Inwentarz Topograficzny „Zabytki Sztuki w Polsce. Powiat piotrkowski, województwo łódzkie”, plafon „(…) pierwszy, owalny z załamanymi bokami – apoteozę św. Franciszka Ksawerego; drugi, czworoboczny z półkolistymi odcinkami na bokach – cud św. Franciszka w czasie bitwy Saracenów z Portugalczykami; trzeci czworolistny – alegorię misyjnej działalności św. Franciszka”.
Tajemnicza postać
Andrzeja Ahorna, malarz-iluzjonista, jest nieprzerwanie obecny w jezuickiej świątyni od 1736 roku. Nawet bacznie przygląda się wszystkim odwiedzającym i modlącym się w kościele. To nie żart! Tuż obok głównego ołtarza, na zachodniej ścianie znajduje się fresk przedstawiający tajemniczą postać, która modli się za ozdobną kratą w loży chóru. Owa tajemnicza postać to nikt inny jak właśnie sam Ahorn, a właściwie jego autoportret. Wielu może mylnie uznawać za autoportret zakonnika postać z paletą, która widnieje w północnej części zachodniej ściany nawy głównej. Nic bardziej mylnego. Ów malarz to drugi (i ostatni) autoportret w kościele, i przedstawia jednego ze Strzałeckich, którzy we wspomnianym już 1890 roku mieli spory udział w odnowieniu fresków w świątyni.
Pierwsza renowacja jezuickich malowideł miała miejsce około 1890 roku i została ona zainicjowana przez redakcję wspomnianego wcześniej „Tygodnia”. Ratowaniem fresków zajmowali się wspomniani Antoni i Aleksander Strzałeccy, ci sami, którzy poddali renowacji polichromie w kościele św. Anny w Warszawie. Kwotę 9 tys. rubli zebrał ze składek prywatnych specjalnie powołany w tym celu Komitet Społeczny. Dodatkowe 5130 rubli przekazał na ten cel ówczesny rząd. Co istotne, jak podaje ww. Inwentarz Topograficzny „najmniej przemalowane zostały wówczas malowidła na północnej ścianie nawy głównej, na ścianie i sklepieniu prezbiterium, niektóre na ościeżach arkad, ornamenty wstęgowo-cęgowe i sceny w trzeciej zachodniej kaplicy”.
Kolejne renowacje zabytkowej polichromii odbyły się w latach 1952, 1976-1980 (za sprawą księdza Franciszka Ksawerego Wichy) oraz w 2007 roku. Niebawem rozpoczną się prace konserwatorskie w jednej z kaplic w zachodniej nawie bocznej świątyni. Więcej na ten temat w najbliższym wydaniu „Tygodnia Trybunalskiego”.
Agawa
fot. Mariusz Woźniak
Materiały:
- „Tydzień” 1889-1890;
- K. Głowacki „Kościół Św. Franciszka Ksawerego i kolegium jezuickie w Piotrkowie Trybunalskim”, Piotrków Trybunalski 1982;
- „Zabytki Sztuki w Polsce”, Inwentarz Topograficzny t. IV. Powiat piotrkowski. Województwo łódzkie”, pod red. J. Łoziński, B. Kopydłowski , Warszawa 1950;
- T. Nowakowski „Piotrków Trybunalski i okolice”, Warszawa 1972;
- M. Gąsior, J. Orżyński, M. Ratajski „Piotrków Trybunalski i okolice”, Piotrków Trybunalski 1997;
- www.mbtrybunalska.pl
- Zderzenie pojazdów przy Hali Targowej w Piotrkowie. Kierowca wymusił pierwszeństwo
- Ścieżka rowerowa Piotrków - Przygłów oficjalnie otwarta
- Policja apeluje o bezpieczną podróż podczas świątecznych wyjazdów
- ZUS wypłacił ponad 151,2 tys. świadczeń "Aktywnie w żłobku" na 214,4 mln zł
- Pożar ciężarówki na A1
- Miejskie wigilie w regionie. Piotrków, Bełchatów, Opoczno, Tomaszów, Łódź
- Ponad 1,3 mln zł umorzonej pożyczki
- Wspólne działania policji i straży leśnej. Patrolują okoliczne lasy
- Wyłudzał pieniądze za pomocą BLIK-a