- Dlaczego jesteśmy zmuszani do płacenia za minimum pół godziny parkowania, gdy często potrzebujemy zatrzymać się dosłownie na kilka minut. Przecież to istne złodziejstwo - oburza się Józef Jakubczyk. I opowiada sytuację, która stała się powodem tego oburzenia. - Podjechałem koło poczty, bo potrzebowałem znaczek. Wyskrobałem z kieszeni drobniaki, których uzbierało się 1,40 zł, wrzuciłem do parkomatu, ale ten nie chciał wydrukować biletu. Okazało się, że trzeba wrzucić minimum 1,50 zł, czyli stawkę za pół godziny. Miałem jeszcze jakieś grosze, których parkomat nie przyjmuje, więc pobiegłem do sklepu, żeby zamienić je na całe 10 groszy i dopiero wówczas mogłem wykupić bilet. Dodam, że wizyta na poczcie zajęła mi ok. 7 minut. To bez sensu. W innych krajach minimalna stawka za parkowanie obejmuje 10 minut postoju, nie pół godziny.
Okazuje się, że na przeszkodzie nie stanęły żadne problemy techniczne, wynikające z takiej, a nie innej konstrukcji urządzeń, lecz fakt, że o możliwości parkowania krócej niż pół godziny nie pomyśleli miejscy radni. - My działamy w myśl uchwały Rady Miasta w Piotrkowie, a w niej określone są stawki za godzinę i pół godziny parkowania - tłumaczy Piotr Gnyp, kierownik biura strefy płatnego parkowania.
Marek Obszarny POLSKA Dziennik Łódzki