Wraz z powołaniem do życia wysypiska, do życia powołany również powinien zostać fundusz na rekultywację wysypiska w przyszłości. Taki obowiązek nakłada bowiem ustawa. Ktoś to zaniedbał. Kto? Wszyscy, czyli tak naprawdę nikt.
O sytuacji związanej z funkcjonowaniem wysypiska śmieci w Moszczenicy dyskutowano podczas ostatniej (6 marca) sesji Rady Gminy. Dziś problem polega na tym, że funkcjonowanie wysypiska nie tylko nie przynosi zysków, ale generuje straty. Jeszcze w 2011 roku zysk wynosił prawie 8 tys. zł rocznie. Rok później na działalności tej odnotowano już stratę. Jeszcze gorzej było w 2013, kiedy to wysypisko przyniosło stratę w wysokości prawie 63 tys. zł. Dlatego właśnie Przedsiębiorstwo Komunalne (administrator wysypiska) postanowiło, że tak dłużej być nie może.
Wysypisko odpadów w Moszczenicy zostało zakwalifikowane w systemie gospodarki odpadami jako rezerwowe, a to oznacza, że śmieci z zewnątrz przyjmować nie może, chyba że regionalne stacje odbioru odpadów śmieci odebrać nie mogą. - W 2011 roku radni sugerowali i bardzo mocno podkreślali, żebyśmy ograniczyli wszelkie odbiory odpadów na naszym wysypisku. Stopniowo udało się to zrobić i już w 2011 r. praktycznie wyeliminowaliśmy odbiory zewnętrzne. W 2012 odnotowaliśmy więc stratę na tej działalności, co pogłębiło się rok później – mówił podczas sesji Bogdan Rogalski, prezes Przedsiębiorstwa Komunalnego w Moszczenicy. - Co by było, gdybyśmy to wysypisko zamknęli? Wówczas konieczna będzie rekultywacja pierwszej kwatery wysypiska, która już jest zapełniona. Koszt zamknięcia takiej kwatery to: ok. 20 tys. zł – koszt samej dokumentacji i ok. 170 tys. zł – koszt rekultywacji.
Samo zamknięcie wysypiska również nie zwalnia gminy z odpowiedzialności za nie, bo przez kolejne 30 lat trzeba trzeba będzie je monitorować, czyli prowadzić bieżące badania, a to również kosztuje. - Źle się stało w historii gminy Moszczenica, że kiedy otwierano wysypisko w 1998 roku nie otworzono funduszu na rekultywację. Ustawa nakładała taki obowiązek, ale o tym zapomniano. Dziś zderzamy się z problemem, że nie mamy pieniędzy albo na zamknięcie, albo na dalsze funkcjonowanie. Nawet jeśli zdecydujemy o zamknięciu pierwszej kwatery, to nie dostaniemy zgody na otwarcie drugiej, póki nie złożymy dokumentów o zamknięciu pierwszej. Dziś w ogóle nie przyjmujemy tam odpadów z terenu gminy. Już w r. 2012 i 2013 firmy JUKO i Hak, które obsługiwały Moszczenicę, również tych odpadów na nasze wysypisko nie składowały. Jeżeli pozbędziemy się wysypiska, to i tak pierwszą kwaterę zrekultywować musimy. Jeśli zamkniemy, to wszystko, co zbierzemy na terenie gminy, będziemy musieli wywozić gdzieś poza Moszczenicę – do Kamieńska, Rawy Maz., Radomska. To dopiero będą koszty, choćby z racji transportu, zwłaszcza, że zgodnie z ustawą, odpadów nie można przetrzymywać – wyjaśniał Rogalski.
Prezes Przedsiębiorstwa Komunalnego opowiedział się za dalszym funkcjonowaniem wysypiska oraz zastosowaniem tzw. opłaty wyrównawczej. Chodzi o to, aby gmina pokrywała stratę, jaką generuje wysypisko. - To pozwoli nam przejść do zamknięcia tej pierwszej kwatery, otworzyć drugą kwaterę i uniknąć straty na tej działalności – dodał Rogalski.
Wszystkie komisje Rady Gminy wypracowały stanowisko, aby zobowiązać wójta do dalszego prowadzenia wysypiska, ale wyłącznie dla własnych - gminnych potrzeb.
- Uważam, że pierwszą kwaterę należy zrekultywować tak szybko, jak się tylko da – mówił radny Bogusław Lech. - Być może uda znaleźć się dodatkowe źródło finansowania takiej operacji. Tę kwaterę trzeba bezspornie zamknąć, bo ludziom się to nie podoba ze względu na przykry zapach, jaki się stamtąd wydobywa – powiedział były wójt, który zdecydowanie sprzeciwił się pomysłowi, aby gmina dopłacała do funkcjonowania wysypiska.
Rogalski postawił więc ultimatum – albo gmina dopłaca, albo Zarząd Przedsiębiorstwa zostawia wysypisko do dyspozycji Rady Gminy. - My nie możemy świadomie generować strat, a nie wolno nam przenosić kosztów z jednej działalności na drugą (innymi słowy spółka nie może np. podnieść opłat za odbiór ścieków, aby pokryć straty z działalności wysypiska). Obowiązuje nas przecież kodeks spółek handlowych. Jeśli chcemy, aby wysypisko dalej funkcjonowało, proszę wskazać źródło finansowania – powiedział prezes.
Głos zabrał też wójt. - Trzeba było inwestować w to wysypisko, kiedy przynosiło one jeszcze zyski. Począwszy od stycznia 2011 roku na prośbę radnych, przyjęcie odpadów na wysypisko zostało zminimalizowane. To są efekty naszych wspólnych działań. Moja propozycja jest taka – utrzymać wysypisko tylko i wyłącznie dla swoich potrzeb i wtedy będziemy mieć oszczędności – powiedział Marceli Piekarek.
- Od lat prosiliśmy razem z mieszkańcami, aby ograniczyć wywóz śmieci z zewnątrz na to wysypisko. Trafiały tam nawet odpady z odlewni z Koluszek, bardzo śmierdziało. Od 2011 roku nie ma przywożenia śmieci z zewnątrz. Pierwsza kwatera zasypana jest ziemią, nie ma już tak wielkiego odoru. Mieszkańcy na pewno będą chcieli zamknąć to w 2018 roku – skomentował z kolei radny Marek Dziadczyk, który mieszka niedaleko gminnego wysypiska.
Ostatecznie Rada w drodze uchwały zobowiązała wójta do dalszego utrzymywania wysypiska, ale jedynie na potrzeby gminy. 13 radnych glosowało za, jeden wstrzymał się od głosu.
as