- Gotowi na Rol-Szansę?
- Trochę mydła i wody, a tyle radości
- 5 lat od wejścia w życie „ustawy śmieciowej”. Jest czyściej?
- Czy przydrożne drzewa pójdą pod topór?
- Gotowi na imieniny? [UWAGA! ZMIANA W PROGRAMIE]
- Garbata miłość na czterech kółkach
- Piotrcovia w długach. Czy nowy prezes uratuje klub?
- Samobójstwo policjanta. Czy musiało do tego dojść?
- Kolejny amerykański prezydent będzie miał swoją ulicę w Piotrkowie?
Często bywa niebezpiecznie
„Wlepiają tylko mandaty i nic wielkiego więcej nie robią” – to powszechna opinia o funkcjonariuszach straży miejskiej. Usłyszałem ją od wielu ludzi. Można z tego typu wypowiedzi wnioskować, że są to służby zbędne, nikomu niepotrzebne. Postanowiłem to sprawdzić - pisze w swoim artykule Janusz Kaczmarek.
Na spotkanie ze strażnikami przybyłem do Komendy Straży Miejskiej przy ul. Słowackiego w Piotrkowie. Umówiony wcześniej na rozmowę zgłosiłem swoją obecność dyżurnemu. Strażnicy kończący dzienną służbę czekali już na mnie w pokoju Komendanta.
– Dzień dobry panowie i jak minął dzisiejszy dzień? Spokojnie było? – pytam z ciekawością – Można powiedzieć, że tradycyjnie, wiele zgłoszeń, interwencji, przeprowadzonych czynności… To, czy mamy ciężki dzień zależy od tego, jak przebiegała nasza praca, z kim i z czym mieliśmy do czynienia – tłumaczy pan Roman – strażnik z 12-letnim stażem. A czy można w ogóle mówić o gorszych i lepszych dniach, trudno powiedzieć, każde zdarzenie jest traktowane indywidualnie. Interwencje możemy podzielić na przykład na bardziej i mniej bezpieczne, ale nigdy nie wiadomo, jaka komu przypadnie. Musimy być przygotowani na wszelkie ewentualności. Po prostu pełnimy służbę – dodaje drugi strażnik – pan Krzysztof również dość długo służący w szeregach Straży Miejskiej.
- Na pewno zawsze większe niebezpieczeństwo istnieje, gdy wyruszamy na interwencje z udziałem osób nietrzeźwych, gdzie grupa takich osób zakłóca spokój. Ryzyko, że dojdzie wówczas do czynnej agresji wobec funkcjonariuszy jest wówczas większe.
Siedzimy za zamkniętymi drzwiami, ale wyraźnie słychać, że w budynku cały czas coś się dzieje. Dyżurny co chwila odbiera telefony i przekazuje patrolom konieczność podjęcia określonych działań. Z daleka ciężko jednak zrozumieć, o czym mówi.
- Agresja... Tak, mamy z nią do czynienia – kontynuuje młodszy ze strażników - najczęściej słowną, np. gdzieś z oddali krzyczą do nas: „chuje!”, „kurwy!”, „czarnuchy!”. Ale zdarza się również agresja fizyczna. Alkohol robi swoje i dodaje odwagi.. Nie pozostajemy obojętni wobec takich zachowań, ale musimy być na nie odporni. Postępujemy zgodnie z procedurami. Wielu takich „odważnych” przekonało się, że nie warto tego w miejscu publicznym robić. Bywa, że musimy w sposób zgodny z prawem użyć środków przymusu bezpośredniego. Za pomocą chwytów, czy kajdanek możemy obezwładnić agresywnego delikwenta. Jego dalsze losy zależą od tego, czego się dopuścił. Może być przewieziony do Komendy Policji celem zatrzymania z dalszymi tego konsekwencjami karnymi. Bywa też, że leżących gdzieś w miejscu publicznym nietrzeźwych odwozimy po prostu do domu z takimi samymi konsekwencjami w sądzie grodzkim.
więcej w nr 47