Piotrkowski deptak dłuższy od łódzkiej Pietryny? Niemożliwe! A jednak. Starszy również o kilka stuleci. Główna ulica Piotrkowi, jak żadna w dziejach miasta, zmieniała swe oblicze. Największe piętno odcisnął na niej miniony wiek.
Punktualnie o 17:00 w Piotrkowie na czas jednej minuty rozlegnie się dźwięk syren, który upamiętni 64.rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Powstania najtragiczniejszego w dziejach Polski.
Piotrków Trybunalski znów może trafić na czołówki gazet ogólnopolskich. Warunkiem są zmiany w myśleniu obecnej władzy. No i jeszcze dokończenie planu piotrkowskich Weteranów Lewicy. Ten plan to postawienie pomnika Edwardowi Gierkowi. Najlepiej w jakimś widocznym punkcie miasta.
Kacper ma 1,5 roku i jest ciężko chory. Jego rodzice zaufali firmie, która miała pomóc w zbiórce pieniędzy na operację dziecka. Teraz czują się przez nią oszukani. Podejrzewają, że na konto ich dziecka zbierano pieniądze, które trafiły do kieszeni nieuczciwych osób. (Jako pierwszy o tej sprawie informował tygodnik "Po Prostu Informacje").Kacperek Kubik urodził się bez lewej komory serca. - Ma za sobą dwie operacje. Ale by mógł dalej żyć, potrzebna jest jeszcze jedna, ostatnia. Profesor, który wcześniej operował synka, wyjechał do Niemiec. By zrobić tam operację, potrzeba 60 tysięcy złotych. Nie stać nas na to, więc liczyliśmy na pomoc innych - wzrusza się Zuzanna Rudzka, mama Kacperka.
Niewyobrażalny smród rozchodzący się po całej okolicy – to uciążliwość, z którą muszą borykać się nie tylko mieszkańcy osiedla Wronia. Z takimi samymi problemami męczą się mieszkańcy ul. Twardosławickiej w Piotrkowie. Pobliska firma zajmująca się wytopem tłuszczów wieprzowych zatruwa powietrze w najbliższej okolicy. – Wieczorami i w nocy nie można nawet otworzyć okna, taki jest smród. A trudno spać przy zamkniętych oknach latem. Nie da się mieszkać w takich warunkach. Sytuacja ta trwa od ok. roku. Nikt nie wie, co to jest za firma. Nie ma tam żadnej tablicy ani szyldu – protestują mieszkańcy.
Niby to sezon ogórkowy, niby nic w nim się nigdy nie dzieje, ale… w tym roku w Piotrkowie jest zupełnie inaczej. To tylko podkreśla wyjątkowość miejsca, w którym żyjemy. Oto piotrkowskie wakacyjne ABC.
„Żyję i pracuję po łódzku”- plakaty z takim hasłem pojawiły się ostatnio na piotrkowskich autobusach MZK. To efekt realizacji przez Łódź własnej strategii promocji. Dla marketingowców i PR-owców to również znak, że właśnie w regionie zaczyna się coś, co w marketingu miejsc określane jest mianem kanibalizacji mniejszych przez większych, w tym przypadku jest to dokładnie kanibalizacja regionu i okolicy przez stolicę województwa. Czy Piotrków zostanie symbolicznie „zjedzony” przez Łódź i jak się przed tym zjedzeniem bronić?
„Europa” to bodajże najsłynniejszy i najbardziej okazały piotrkowski lokal pierwszej kategorii, zlokalizowanym przy placu Kościuszki, dawniej zwanym Bernardyńskim. Kiedy powstała słynna „Europa” nikt tak naprawdę nie wie. Prawdopodobnie był to początek ubiegłego wieku.
Bernardyński zegar od ponad stu lat jest jednym z symboli Piotrkowa. Od blisko pięciu piotrkowianie mogą według jego wskazówek ustawiać swoje zegarki, bowiem odmierza on czas z dokładnością do atomowej sekundy. Nikt nie musi go już nakręcać ani kontrolować, sam przestawia się z czasu zimowego na letni i z letniego na zimowy, a wszystko za sprawą pewnego sygnału radiowego...
Dwudziestoletnia klacz Strzałka nie miała łatwego życia. Ciężka praca, brak swojego stada. Jeden telefon do piotrkowskiego schroniska odmienił jej los.Któregoś dnia w piotrkowskim schronisku dla zwierząt zadzwonił telefon. Maria Mrozińska, pracownik placówki, usłyszała w słuchawce historię pewnego konia. Dzwoniła kobieta z powiatu radomszczańskiego, mówiąc, że jej mąż chce sprzedać na rzeź klacz, która od lat jest w ich gospodarstwie, ale nie jest im już potrzebna. Pytała, czy Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i schronisko mogłoby uratować zwierzę. - Ten telefon obudził w nas na nowo przykre odczucia co do losu zwierząt sprzedawanych na rzeź – mówi Grażyna Fałek z piotrkowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - One są transportowane w strasznych warunkach. Nasze towarzystwo sprawdziło naocznie, jak to wygląda, i przyznam, że już więcej tego robić nie będziemy, bo to przekroczyło naszą wytrzymałość psychiczną. Cieszę się przynajmniej z tego, że w tej kobiecie obudziły się jakieś uczucia i sentyment do zwierzęcia – relacjonuje Grażyna Fałek.